Hospicjum św. Arnolda Janssena w Nysie świętowało dwudziestą rocznicę istnienia. Było to święto wdzięczności wobec Boga i wobec wszystkich, dzięki którym to dzieło ludzkiej dobroci i chrześcijańskiej miłości może nieść pomoc.
To była bardzo sympatyczna, pełna radości i wzajemnej życzliwości uroczystość. Budynek nyskiego hospicjum w Nysie wypełnił się gośćmi. Gośćmi? Wszyscy byli tu u siebie. Bo wspomniane hospicjum jest instytucją wywodzącą się z potrzeby społecznej i ze społecznego współdziałania. Jego nazwa to „Hospicjum św. Arnolda Janssena”. Jest instytucją społeczną, a dobro przezeń świadczone jest publicznie dostępne. Dla pacjentów włączonych w powszechny system składki zdrowotnej świadczenia udzielane przez Hospicjum są nieodpłatne.
Opieka hospicyjna nad ludźmi terminalnie chorymi – co w praktyce najczęściej dotyczy chorych onkologicznie – liczy sobie w Nysie 20 lat. W Polsce ruch hospicyjny zaczął się rozwijać już w latach osiemdziesiątych minionego stulecia. W roku 1994 ukonstytuował się w Nysie Komitet Organizacyjny dla Hospicjum. Dało to początek niewielkiemu, pięciołóżkowemu zakładowi, który stanowił oddział nyskiego ZOZ-u. Siedzibą był parter przedwojennej i wysłużonej willi przy ul. Sienkiewicza, majątkiem – wyeksploatowany samochód osobowy. Bo ani owe łóżka, ani inny sprzęt tak naprawdę majątkiem nie były. Ale się zaczęło – 7 kwietnia 1994 roku Hospicjum zostało oficjalnie otwarte i poświęcone.
Wkrótce nadszedł trudny czas przekształceń w służbie zdrowia, także czas coraz większych braków. I wtedy powstał wokół Hospicjum ruch społeczny. Zaangażowało się w to niewiele osób, ogniskiem integracji tej inicjatywy był dotychczasowy kapelan szpitala ks. Wacław Leśnikowski. W efekcie w rok 2001 Hospicjum wkroczyło jako zakład samodzielny, zbudowany na strukturze powstałego Stowarzyszenia. To oznaczało także nowy status własności – właścicielem budynku stało się Stowarzyszenie. Środki na gospodarzenie całością były skromne, ale własne. Wtedy też otwarły się nowe możliwości w pozyskiwaniu sponsorów – a trzeba przyznać, że zarówno firmy z Nysy i okolic, jak i sami mieszkańcy, ale także władze samorządowe chętnie przekazywały środki dla Hospicjum. Ilość łóżek rosła – do siedmiu, dwunastu, nawet piętnastu pacjentów stacjonarnych. Równolegle rozwijała się opieka domowa. To wymagało samochodów i zatrudnienia nowych ludzi. Potrzebna była też księgowość i administracja. Nie do poznania zmienił się sam budynek, dostosowany teraz do potrzeb i wymogów małego, samodzielnego zakładu zdrowotnego. A i jego wyposażenie, zwłaszcza medyczne, jest praktyczne i nowoczesne.
Hospicjum zatrudnia trzech lekarzy, kilkanaście pielęgniarek, psychologa, kapelana, fizjoterapeutę, salowe, pracowników technicznych i administracyjnych, opiekę nad chorymi wspierają wolontariusze. Tworzy zatem wiele miejsc pracy. Opieka nad chorymi utrzymuje się z kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia, rozwój zakładu z zapisów tzw. „1 %” i innych darowizn. Także z różnych akcji organizowanych przez Stowarzyszenie oraz zaprzyjaźnionych ludzi dobrej woli. Było więc wiele powodów, by właśnie 7 kwietnia cieszyć się z minionych i owocnych dwudziestu lat. Różne burze i ciemne chmury nie zniszczyły podjętego trudu. Pożytek zaś jest ogromny – dla tych pięciu tysięcy chorych, którzy tu trafili, jak i ich rodzin, którym bezcenną pomoc Hospicjum przyniosło. Na uroczystości byli pracownicy, członkowie Stowarzyszenia, darczyńcy, przedstawiciele władz samorządowych, konsultanci medyczni ds. opieki paliatywnej, księża wraz z biskupem Pawłem Stobrawą. Oby nyskie Hospicjum mogło dalej nieść pomoc i pokój ludziom, których choroba dotknęła i z nóg zwaliła. Jego potrzeba wydaje się w naszym świecie coraz bardziej wyrazista.