Żeby dochować ślubowania, szli nawet korytem rzeki, której wody sprytnie powstrzymano.
W jubileuszowej procesji szli prawie wszyscy mieszkańcy
Andrzej Kerner
Florian Segrodnik przypatruje się, jak jego tata Norbert pociąga za sznur dzwonu w kapliczce św. Floriana w Kamionce. Głos niesie się po całej wiosce i na polach. Segrodnikowie są tu dzwonnikami od pokoleń. Wioska jest niewielka, ma 183 zameldowanych mieszkańców, a stale mieszkających – jak informuje sołtys Irena Badzin – jest 152. 4 maja na procesję ku czci św. Floriana wyszli niemal wszyscy. Eleganccy, odświętni, ze specjalnymi książeczkami do procesji.
Pobożni ludzie...
Tak chodzą od dwustu lat. Kiedy w wiosce w 1812 (lub 1813) roku wybuchł pożar, mieszkańcy wołali na pomoc św. Floriana. Za ocalenie wsi od pożogi mieszkańcy ślubowali świętemu coroczną procesję do kościoła parafialnego i wybudowali mu w środku wsi kapliczkę. I chodzą tak co rok, bez wyjątku. – Ciekawe, że nawet w czasach Hitlera śpiewali tu po polsku tradycyjną pieśń procesyjną: „Pobożni ludzie, w głos Pana chwalcie!” – mówi Henryk Niewiem, znawca historii wsi i kantor procesji. Podobnie jak jego ojciec, dziadek i pradziadek prowadzi śpiew 18-zwrotkowej pieśni, parafialna orkiestra dęta rytmicznie przygrywa, śpiewają malcy, młodzież, dorośli i najstarsi.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.