W tym niezwykłym zakładzie przeszłość styka się z nowoczesnością.
Skarbami pana Ryszarda są czcionki i stare narzędzia zdobnicze
W dużym pomieszczeniu na stołach piętrzą się książki i gazety, jedne zniszczone, bez okładek, inne w świeżych oprawach. Obok masywnych, leciwych maszyn stoją komputery i wydajne drukarki. Jest ciągły ruch – jedna z osób przycina kawałek skóry ogromną gilotyną, inna macza pędzel malarski w misce z klejem i rozsmarowuje go na okładce, a senior układa czcionki w tytuł.
Pamiętnik z ludzkiej skóry
Tradycje introligatorskie w rodzinie zapoczątkował dziadek Bronisław. Pochodził ze Wschodu, ale jako kilkunastoletni chłopak trafił do Gdańska, gdzie się wyuczył tego zawodu. Gdy wybuchła wojna, został wzięty do wojska, a wkrótce do niewoli i obozu. – W obozie w Buchenwaldzie introligatorstwo najprawdopodobniej uratowało mu życie, bo oprawiał Niemcom książki, co oczywiście było pracą w lepszych warunkach – opowiada Dariusz Grzeszczuk, jego wnuk.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.