To mistrzowskie dzieło

kgj

publikacja 12.12.2013 19:50

Z ks. prof. Markiem Lisem, medioznawcą i filmoznawcą, kierownikiem katedry Homiletyki, Mediów i Komunikacji na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego i współorganizatorem sympozjum, rozmawia Karina Grytz-Jurkowska.

To mistrzowskie dzieło   Ks. Marek Lis Karina Grytz-Jurkowska/GN

Karina Grytz-Jurkowska: Czy cykl filmów, którego premiera była ćwierć wieku temu, może być jeszcze aktualny? Dla większości obecnych na sali studentów ukazał się na ekranach jeszcze przed ich urodzeniem, mamy inne realia, rzeczywistość społeczno-ekonomiczną... Czy nie jest przeżytkiem?

Ks. Marek Lis: To nie jest przeżytek. Kiedy przyjrzeć się kinematografii światowej, okazuje się, że „Dekalog” w przeciągu tych 25 lat wpłynął na kilkudziesięciu reżyserów. Przygotowuję teraz drugie wydanie swojej książki „Figury Chrystusa w Dekalogu Krzysztofa Kieślowskiego” i tam m.in. wykazuję, na jakie filmy, na jakich twórców i jak dalece swoją metodą i tematyką Kieślowski wpłynął na innych twórców.

KGJ: Rzeczywiście nawet podczas tego sympozjum prelegenci często odwoływali się do różnych utworów, których inspiracją był „Dekalog”.

ML: Właśnie. Druga rzecz, to fakt, że Kieślowski zrobił te swoje filmy trochę pozaczasowo, tzn. są one pozbawione bieżących odniesień politycznych, społecznych, choć osadzone są w konkretnym miejscu i czasie, ale w takiej uniwersalnej rzeczywistości. Owszem, widzimy trochę inną modę, fryzury, samochody na ulicach, ale nie zestarzały się pytania, które człowiek stawia. Zainteresowanie tą konferencją ze strony filmoznawców i teologów pokazuje, że te filmy są nadal ważne, dobre i ogląda się je z wypiekami na twarzy.

KGJ: Skąd takie zainteresowanie cyklem Kieślowskiego na wydziale teologicznym? W Opolu trwa ono nie od dziś...

To mistrzowskie dzieło   Na temat Dekalogu także dziś specjaliści toczą dyskusje Karina Grytz-Jurkowska /GN ML: Kieślowski w swojej autobiografii powiedział: „Kościół nie ma czasu zajmować się filmami – na szczęście”. I rzeczywiście, trzeba powiedzieć, że on, twórca świecki, z takim dystansem do Kościoła, pytający o wiarę, jest tym człowiekiem, który w przestrzeni publicznej zaproponował nam odczytanie dekalogu. Było to aktualne wtedy, przed 25. laty i dzisiaj. Myślę, że tego rodzaju konferencja na wydziale teologicznym jest istotna, bo przypomina także naszą wdzięczność, teologów Kościoła, Kieślowskiemu za to, co powiedział w naszym imieniu wtedy, kiedy jeszcze otwarty głos chrześcijan nie bardzo mógł rozbrzmiewać np. w telewizji. Przecież te filmy powstawały pod koniec PRL-u.

KGJ: Kieślowski nie był teologiem. Czy profesorzy z tej dziedziny nie zgłaszają uwag dotyczących wymowy filmu, takiego sposobu ujęcia dziesięciu przykazań?

ML: Nie, dlatego że Kieślowski nie udaje, że jest to dzieło teologiczne, nie robi wykładu. On się przygląda, opisuje człowieka i to jest punkt wyjścia do pewnej analizy. To raczej on zdaje się mówić do teologów, którzy oglądają ten cykl „Ja wam pokazałem co się dzieje z ludźmi, jak oni żyją, a teraz wy coś z tym zróbcie, pokażcie, że można żyć piękniej, gdzie bohaterzy popełnili błąd i jak mogą znaleźć odkupienie”.

KGJ: Czyli dzieło Kieślowskiego powinno wejść do kanonu „lektur” studentów teologii?

ML: Myślę, że nie tylko. Dla wielu ludzi wierzących jest to przypominanie sobie o przykazaniach, ale nie w formie zakazu lub nakazu. Dekalog to jakieś 55 słów, które mają znacznie więcej lat niż film. Kieślowski te słowa rozwija w czasie ok. 555 minut podzielonych na 10 filmów po to, by opowiedzieć, na czym polega ich znaczenie. To ma konkretne przełożenie, on mówi nam coś o Bogu i o człowieku. Przykazania to dla nas drogowskaz, wskazówki, film staje się jakby relacją z przebytej drogi, relacją, co z tymi kamiennymi tablicami, zapisanymi na górze Synaj, udaje nam się w życiu zrobić.