Po kurdyjsku

Andrzej Kerner

Jak to się wszystko dziwnie splata. Z pozoru: gdzie Opole, a gdzie jakiś tam Kurdystan.

Po kurdyjsku

„Bavê me yê li ezmanan” znaczy „ Ojcze nasz, któryś jest w niebie”. To jest w języku kurdyjskim, ale nie wiem w której jego odmianie – kurmandżi, sorani czy południowokurdyjskim. Tych słów nauczyli mnie włoscy przyjaciele, katolicy mieszkający od wielu lat wśród Kurdów w południowej Turcji.

Od czterech lat odmawiam „Ojcze nasz” również po kurdyjsku w jakiejś – być może szaleńczej – nadziei, że nadejdzie dzień, kiedy pojmiemy wszyscy, że mamy jednego Ojca. Goszczony serdecznie przez Kurdów czułem, że tak przecież jest. Oni modlili się z dłońmi otwartymi w górę, my modliliśmy się z dłońmi złożonymi do góry. Współczułem Kurdom, być może największemu narodowi bez własnego państwa, ich niedolom, tragedii gazowych ataków Saddama Husajna na kurdyjskie tereny w Iraku. Potem cieszyłem się, że iracki autonomiczny region Kurdystanu jest tak życzliwy dla chrześcijan. A być może niektórzy czytelnicy „Gościa Opolskiego” jeszcze pamiętają, że zainicjowaliśmy akcję pomocy dla kurdyjskiej dziewczynki Mizgin, co znaczy „Dobra nowina”. Argumentowaliśmy wtedy, że ten gest może być drobnym wkładem w budowanie dobrych relacji chrześcijańsko-muzułmańskich. Pewnie była w tym i doza naiwności. Odpowiedź naszych czytelników była jednak wzruszająca i zachęcająca. Dla wielu ludzi nie była to naiwność – wpłacali swoje pieniądze.

A teraz muzułmańscy Kurdowie z Iraku są na ustach całego świata. W ich rękach, a zwłaszcza w rękach peszmergów - kurdyjskich żołnierzy leży ocalenie setek tysięcy chrześcijan i jezydów z Iraku, którym grozi ludobójstwo z rąk okrutnych, zimnych terrorystów Państwa Islamskiego. Muzułmański Kurdystan iracki przyjął chrześcijan-uchodźców jak swoich. O tym, że jest to najważniejszy w tej chwili punkt świata, przekonuje papież Franciszek, który jest gotowy polecieć do Iraku „choćby jutro”.

Jak to się wszystko dziwnie splata. Z pozoru: gdzie Opole, a gdzie jakiś tam Kurdystan. Myślę jednak, że wielu z nas przejmuje los irackich chrześcijan. A ja jestem chyba naprawdę szalony, bo przychodzi mi myśl, że dobra wola wielu opolskich chrześcijan - którzy nie pozostali obojętni na los muzułmańskiej, kurdyjskiej dziewczynki - w zakrytym dla świata rozrachunku dobra i zła przynosi być może efekt w postaci życzliwości jakichś Kurdów dla kilku chrześcijan.

„Przyjdź Królestwo Twoje” po kurdyjsku mówi się „Bila padîshaya te bê”. Amin. Amen.