Powoli wraca życie po rebelii

ak

publikacja 02.10.2014 23:02

Żołnierze pozostaną, tylko zmienią kolor beretu i napis na samochodzie - pisze kapucyn br. Piotr Michalik w specjalnej relacji dla "Gościa".

Powoli wraca życie po rebelii   Chrzest w Kpokwane, 14 września br. OFM Cap Bouar Dzięki relacjom br. Piotra Michalika, pochodzącego z Kędzierzyna-Koźla kapucyńskiego misjonarza od ponad 20 lat pracującego w Republice Środkowoafrykańskiej, przez ostatnie półtora roku czytelnicy „Gościa” mogli śledzić przebieg kolejnej - i nieco już schodzącej na margines zainteresowania światowej opinii publicznej - rebelii w Republice Środkowoafrykańskiej. Tym razem dramat grabieży, spustoszeń, mordów, uprowadzeń podszyty był także groźbą wybuchu otwartego konfliktu muzułmańsko-chrześcijańskiego. W wielkiej mierze zapobiegła tej groźbie bezprecedensowa, odważna postawa arcybiskupa Bangui (stolicy RŚA) - Dieudonné Nzapalaingi, który razem z tamtejszym imamem apelował o pokój, odwiedzał zapalne miejsca, a także ONZ i europejskie stolice, apelując o wsparcie procesu pokojowego w  jednym z najbiedniejszych krajów afrykańskich rozszarpywanym przez kolejne rebelie.

Br. Piotr Michalik latem tego roku gościł w kilku parafiach i wspólnotach diecezji opolskiej, wzbudzając zainteresowanie i gesty solidarności z mieszkańcami RŚA. Poniżej jego relacja na temat aktualnej sytuacji.

Bouar, 2 października

Już ponad miesiąc temu wróciłem z urlopu z powrotem do Republiki Środkowoafrykańskiej. Wielu ludzi pyta : jak tam po powrocie, spokojniej ? I nie za bardzo potrafię odpowiedzieć. No bo niby tak, ale …

Zaskoczenie już podczas lądowania w stolicy kraju - Bangui. Patrzę przez okno. Pierwszy raz w życiu coś takiego widzę. Od grudnia 2013 tuż przy pasie startowym jest obóz dla uchodźców. Koczowało w nim 100 tysięcy ludzi. Teraz część z nich wróciła do swoich domów (albo tego co zostało z ich domów, często całkowicie splądrowanych), ale nadal sporo liczba jest na miejscu. No i jak to w życiu, często mają coś do zrobienia z drugiej strony pasa startowego.  Zauważyłem 4-5 ścieżek lub wręcz wydeptanych dróg w poprzek pasa. Na każdej takiej ścieżce widzę francuskiego żołnierza, który zatrzymuje ruch pieszych i za nim grupkę ludzi, którzy spokojnie czekają aż nasz samolot przeleci by następnie dalej iść poprzez pas np. do swego pola. Taki przejazd kolejowy na drodze, tyle że nie ma torów, tylko pas startowy i nie ma pociągów, tylko samoloty… Zresztą zanim wylądowaliśmy, samolot zrobił jedno kółko nad miastem – pewnie jeszcze nie wszystkie « szlabany » były zamknięte…

Jak zwykle przezorny, już wiele dni wcześniej wypytywałem się czy w Bangui jest spokojnie. Odpowiedzi były uspokajające. Wszystko w mieście powoli wraca do normy. Oczywiście do momentu mojego przyjazdu… Jak ja spokojnie spałem w hotelu w Yaounde, gdzieś około północy patrol francuski który przejeżdżał przez PK 5 (dzielnica Bangui), zostali zaatakowany przez grupę młodych muzułmanów (oczywiście młodzież mówi że Francuzi pierwsi otworzyli ogień). No i rozpoczął się koncert, który rano rozlał się na centrum miasta i inne okoliczne dzielnice. Na szczęście szofer który przyjechał nas odebrać na lotnisku z jednej strony dobrze znał miasto, z drugiej - był dobrze poinformowany gdzie lepiej się nie pokazywać, więc doprowadził nas do domu objeżdżając strefy walk dookoła. Obiad zjedliśmy przy odgłosach ciężkiej broni. Tylko od czasu do czasu nasi miejscowi bracia nasłuchiwali i mówili « aaa, to w PK 5 »…

Powoli wraca życie po rebelii   Pierwsza Msza św. w wiosce Vakap po spaleniu jej przez siły Seleka OFM Cap Bouar Droga do Bouar była bezproblemowa. Mimo licznych barier anty-balaka a także policji i żandarmerii. W Bouar też spokojnie. Nie widać już ludzi spacerujących z bronią w ręku, w nocy nie słychać wystrzałów. Szkoły właśnie skończyły rok szkolny, tylko maturzyści czekają na ustalenie daty matury (w końcu odbyła się w połowie września, rezultatów jeszcze nie ogłoszono). Oczywiście nowy rok szkolny rozpocznie się z małym opóźnieniem – mówi się o 3 listopada. Najważniejsze jednak, że uratowano poprzedni rok szkolny. Tylko szkoły prywatne rozpoczęły nowy rok szkolny zgodnie z harmonogramem (około 1 października). Biura są już w większości pootwierane, w centrum miasta nowi właściciele pootwierali sklepiki, które przez kilka miesięcy po splądrowaniu były zamknięte. Miasto na nowo tętni życiem.

Tylko nieliczne budynki okradzione aż do zdjęcia blachy pokrywającej dach domu (ludzie nie podarowali tym którzy z dziką radością ściśle współpracowali z Seleką) przypominają, że jednak coś złego tu się działo. Także muzułmanie, mimo że mogą już się poruszać po mieście swobodnie, niewielu ich widać na ulicach, wolą nie wychodzić poza ich dzielnicę Haoussa. A jak już to « incognito » - w ubraniach europejskich. Mimo że i tak ludzie się znają, ale po co wywoływać wilka z lasu...

Jednak nie wszystkim się to (normalizacja sytuacji) podoba. Emisariusze anty-balaka z Bangui podobno byli tu ponownie i zapytali się z karcącą nutą w głosie, dlaczego muzułmanie jeszcze są w Bouar ? Nasz lokalny szef anty-balaka – gen. Ndale, nota bene muzułmanin, chyba zniechęcił się tym i wyjechał z miasta. Co robi – nie za bardzo wiadomo – gdzieś w buszu siedzi. Jedna z pogłosek głosi że rozdaje gri-gri muzułmanom przeciwko anty-balaka...

Powoli wraca życie po rebelii   Z parafianami przy nadwyrężonej przez pocisk kaplicy w Yongoro OFM Cap Bouar Kolejny duży problem nazywa się Abdoulaye Miskine. To rebeliant z zawodu. Obojętnie kto jest u władzy – on siedzi w buszu i się bije. Po co, w jakim celu ? Kogo to obchodzi, a jego chyba już najmniej. I tak już od 15 lat. Teraz przeniósł się w nasze strony, a konkretnie usadowił się przy granicy z Kamerunem, na terenie parafii Baboua (gdzie są księża z diec. tarnowskiej). Napadają regularnie na samochody udające się na zakupy do Garoua BoulaÏ – miasteczka przygranicznego w Kamerunie. I mimo że jest to najważniejsza droga dla RŚA, nikt nie potrafi z nimi zrobić porządku, ani Francuzi, ani inne wojska międzynarodowe, ani anty-balaka. A nie ma ich aż tak dużo (mówi się o 40-50 ludziach), napadają zawsze w tym samym miejscu (kilka kilometrów od miejsca stacjonowania sił międzynarodowych), bardzo łatwo jest zlokalizować ich obóz, więc dlaczego cały czas pozwala się im na ich działalność ? A ci bandyci (bo trudno ich nazywać choćby rebeliantami) stają się coraz bardziej bezczelni i bezwzględni. Z 10 dni temu porwali grupę Środkowoafrykańczyków (9 osób) i niewiele później Kameruńczyków (8 osób). Ich żądanie jest jedno – Kamerun ma wypuścić z więzienia ich szefa – Miskina. Złapali go na terytorium Kamerunu gdzieś w marcu tego roku. Gdyby zrobiło się z nimi porządek, to ciężarówki nie musiałyby jeździć w konwojach eskortowanych przez wojsko – reszta drogi do Bangui jest mniej więcej spokojna.

Od 15 września odpowiedzialność za powrót do pokoju w naszym kraju przejęło ONZ. Siły Afrykańskie MISCA ustępują miejsca wojskom ONZ nazwanym MINUSCA. Oczywiście żołnierze obecni na miejscu pozostaną dalej, tylko zmienią kolor beretu i napis na samochodzie. Francuzi i inni Europejczycy (w tym i Polacy) także pozostaną, a mają do nich dołączyć żołnierze z innych krajów. Dużo się mówi o żołnierzach z Azji : Bangladeszu, Pakistanu, Malezji itp., a także z kolejnych krajów afrykańskich, np. Angoli. Jestem pewny, że będzie to misja trwająca lata i niełatwa : nadal trzy piąte kraju znajduje się w rękach eks-Seleka i wielu ludzi ginie na tamtych terenach, a na terenach wyzwolonych od nich też nie jest idealnie….

Kończę na razie na tym ogólnym przedstawieniu sytuacji w kraju.

Z braterskim pozdrowieniem

br. Piotr

Seleka – nazwa ugrupowania, które wszczęło rebelię w Republice Środkowoafrykańskiej

Anty-balaka – siły samoobrony, które przeciwstawiły się Seleka