Zachowujemy pamięć, nie uczucie odwetu

Andrzej Kerner

publikacja 24.01.2015 12:03

Droga Krzyżowa w 70. rocznicę wkroczenia Armii Radzieckiej i mordów na cywilnych mieszkańcach.

Zachowujemy pamięć, nie uczucie odwetu W Drodze Krzyżowej szlakiem tragicznych wydarzeń sprzed 70 lat uczestniczyło ponad 200 osób Andrzej Kerner /Foto Gość

Ponad 200 osób dotarło do końca nabożeństwa Drogi Krzyżowej, które wieczorem 23 stycznia odprawione zostało na trasie od Folwarku przez Chrzowice, Boguszyce, Źlinice do Zimnic Wielkich. To nieprzypadkowa trasa. Dokładnie 70 lat temu, po sforsowaniu Odry, wkroczyły do tych wiosek oddziały I Frontu Ukraińskiego Armii Czerwonej, zapisując tragiczne karty w historii tych miejscowości. Z rąk żołnierzy radzieckich zginęło tutaj ok. 400 cywilnych mieszkańców, głównie kobiety, dzieci i starcy. Najwięcej w parafii Boguszyce, gdzie zginął co trzeci mieszkaniec. Śmierć poniosło także dwóch duszpasterzy - ks. Franciszek Walloschek, proboszcz w Boguszycach, oraz ks. Karol Brommer, administrator parafii w Zimnicach Wielkich.

Trasa wiodąca głównie polnymi drogami liczyła 9 kilometrów. Nabożeństwo trwało niemal 3,5 godziny. Przewodniczył mu ks. Krystian Ziaja, proboszcz parafii Chrząszczyce, do których należy Folwark. W Drodze Krzyżowej uczestniczyli także ks. Józef Mikołajec, proboszcz z Boguszyc, ks. Jan Czereda, proboszcz z Zimnic Wielkich, oraz ks. Marcin Worbs, duszpasterz nauczycieli akademickich. Ostatnią stację Drogi Krzyżowej odprawiono przy grobie ks. Brommera, który spoczywa obok kościoła w Zimnicach Wielkich.

- Tu były dokonywane gwałty i mordy. Idziemy po polach, gdzie leżeli martwi żołnierze obu armii. Patrzymy na tablice z wypisanymi nazwiskami samych cywilnych ofiar. W tym jest sens, że idziemy, naszym wysiłkiem świadczymy o tym, że zachowujemy pamięć o tej tragedii. Ale nie zachowujemy żadnych uczuć odwetu. Chcemy tą drogą iść ku pojednaniu - mówiła przed pomnikiem cywilnych ofiar mordów w Boguszycach Róża Malik, burmistrz Prószkowa, inicjatorka i organizatorka tej Drogi Krzyżowej.

Zachowujemy pamięć, nie uczucie odwetu   Przy grobie ks. Karola Brommera w Zimnicach Wielkich. Od lewej: ks. Jan Czereda, Róża Malik, ks. Krystian Ziaja Andrzej Kerner /Foto Gość - To, co przeżyliśmy dzisiaj, jest wyjątkowym wydarzeniem. Myślę, że na długo pozostanie w pamięci tych, którzy brali w nim udział. Przede wszystkim radością napawa mnie fakt, że tak wiele młodzieży było tutaj dzisiaj. Cieszę się tak wysoką frekwencją. Widziałem tu ludzi z wielu nadodrzańskich wiosek, nie tylko z naszych trzech parafii. Jestem pełen radości i satysfakcji. Warto było podjąć trud zorganizowania i przygotowania tego wydarzenia. Kiedy przygotowywałem rozważania do poszczególnych stacji Drogi Krzyżowej, przyświecały mi dwie przewodnie myśli: pamięć o tych, którzy zginęli, i sprawa pokoju, która - jak wiemy - jest wciąż bardzo  aktualna. Oby tego pokoju zagościło jak najwięcej w sercach po tym nabożeństwie - powiedział „Gościowi Opolskiemu” ks. Ziaja.

Podczas poszczególnych stacji nie rozpamiętywano szczegółów tragicznych wydarzeń sprzed 70 lat. W intencjach modlitwy pojawiały się ofiary wojny i żołnierze obu walczących armii.

Całą Drogę Krzyżową przeszedł ponad 80-letni Józef Watzlaw z Zimnic Wielkich, który został postrzelony przez radzieckiego żołnierza, kiedy wraz z 11-letnim bratem Franzem przekraczał drogę, idąc w stronę spalonego gospodarstwa rodziców, by zanieść bydłu pokarm. Józef miał szczęście - kula tylko drasnęła plecy, jego brat zmarł od postrzału w brzuch.

- Będę się modlił też za żołnierzy radzieckich, bo oni tak samo byli tylko żołnierzami, jak żołnierze po stronie niemieckiej. Zostali powołani na wojnę. Rosjanie nie byli wszyscy jednacy, byli między nimi bardzo dobrzy ludzie. Pierwsi, którzy do nas przyszli, mówili: „Wszystko będzie dobrze, my pójdziemy dalej, będzie w porządku”. Ale rano przyszła następna grupa - byli młodsi i gorsi. Od razu zastrzelili mojego ojca w szopie. Przyszedłem tu dzisiaj, żeby razem z wszystkimi odwiedzić te miejsca, gdzie leżą ofiary cywilne, niemieccy i ruscy żołnierze - mówił nam wyraźnie wzruszony J. Watzlaw.

Więcej na ten temat w "Gościu Opolskim" nr 5 /1 lutego 2015.