Dziadek z Wehrmachtu

Andrzej Kerner

publikacja 11.03.2015 13:04

Pierwsza tego typu wystawa w Polsce. Wielka liczba widzów na wernisażu w Muzeum Śląska Opolskiego.

Dziadek z Wehrmachtu Podczas zwiedzania wystawy wielu widzów dokumentowało informacje na niej zawarte Andrzej Kerner /Foto Gość

-  Wystawa jest zbudowana ze wspomnień. Nie jest to historia Wehrmachtu. Opowiada historie ludzi, którzy znaleźli się w niełatwych miejscach, w niełatwych czasach, w armii, która zapisała się nie najlepiej w historii XX wieku. Rozmawialiśmy z ludźmi ze Śląska, Pomorza oraz Warmii i Mazur - mówił Marcin Jarząbek podczas otwarcia wystawy "Dziadek z Wehrmachtu. Doświadczenie zapisane w pamięci" w Muzeum Śląska Opolskiego. Na jej wernisaż przyszła wielka liczba widzów, także młodych. Podczas dyskusji w sali odczytowej zabrakło miejsc, ludzie stali w korytarzu.

W trzech salach wystawowych na planszach, w gablotach i infokioskach prezentowane są teksty, dokumenty i nagrania wideo - opowieści tych, którzy w czasie II wojny światowej służyli w Wehrmachcie, a po wojnie stali się polskimi obywatelami.

Wśród historii zebranych przez autorów wystawy (Marcin Jarząbek, Magdalena Lapshin, Karolina Żłobecka) są losy wcielonych przymusowo, tj. tych, którzy przed wybuchem wojny byli obywatelami Polski lub Wolnego Miasta Gdańska i sklasyfikowani zostali w trzeciej lub wyższej kategorii Volkslisty (tzw. DVL3  - "autochtoni lub osoby częściowo spolonizowane, które można przywrócić narodowi niemieckiemu"). A także tych, którzy byli obywatelami III Rzeszy - mieszkańców rejencji opolskiej i olsztyńskiej - dla których służba była obowiązkiem wobec ówczesnego państwa. Liczbę takich żołnierzy - o różnej świadomości narodowej, ale po wojnie obywateli polskich - szacuje się na kilkaset tysięcy, nawet na 650 tys.

Dziadek z Wehrmachtu   W dyskusji przed otwarciem wystawy wzięło udział dwóch byłych żołnierzy Wehrmachtu: Jerzy Dudek (trzeci z prawej) i Jerzy Burzyk (drugi z lewej) Andrzej Kerner /Foto Gość Jerzy Dudek z Rudy wcielony został do armii niemieckiej w sierpniu 1943 r. Koniec wojny zastał go w północnych Włoszech. Zaciągnął się do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W kwietniu 1947 r. wrócił do Polski. - To jest ciekawe, że o niemieckie wojsko się nas tu nie pytali, ale co my w polskim wojsku robili, u Andersa, czy jakieś kontakty utrzymujemy - mówił podczas otwarcia wystawy 90-letni Jerzy Dudek.

- Nie byłem prześladowany, ale nie chwaliłem się tym. To była plama na życiorysie - mówił Jerzy Burzyk, inny 90-latek i  żołnierz Wehrmachtu z Rudy Śląskiej. - Dopiero po długim czasie dowiedziałem się, że ojciec był w Wehrmachcie - wspominał jego syn Marek Burzyk.

- To jest pierwsza wystawa w Polsce o naszych ojcach. To jest jakieś historyczne wydarzenie. Doczekaliśmy się wolności, kiedy możemy głośno mówić o tym, co przeżyli nasi ojcowie. Bo niedawno to wszystko było w zaciszu rodzinnym, a nawet w rodzinach się do tego nie przyznawano - mówił emocjonalnie Alojzy Lysko, pisarz, publicysta, polityk, popularyzator tematyki żołnierzy Wehrmachtu z Górnego Śląska. Lysko (ur. 1942) osobiście uczestniczył w ekshumacji grobu wojennego swojego ojca, który zginął na froncie wschodnim.

Karina Burda-Kasperczyk z Pyskowic dowiedziała się o tym, że dziadek był w Wehrmachcie, kiedy była nastolatką. - Ukrywałam się z tą wiedzą w szkole. Rodzice mi absolutnie tego zabraniali. Kiedyś mieliśmy opowiedzieć o przeżyciach wojennych naszych przodków. I opowiadałam historię mojego wujka, który pływał na okręcie przez cieśninę Skagerrak i Kattegat (między Danią, Szwecją i Norwegią – przyp. ak), oczywiście mówiłam, że w wojsku polskim. Nauczycielka nie zareagowała, ale rodzice byli bardzo przestraszeni: polska marynarka wojenna w cieśninie duńskiej! – mówi Karina Burda-Kasperczyk.

- Ja niezbyt wiele wiem o wojennych losach mojego ojca. On zmarł stosunkowo wcześnie i nie zdążyłam jako dorosła z nim o tym porozmawiać. Ale pamiątki, dokumenty, nawet list ojca z niewoli były z wielkim pietyzmem przechowywane przez mamę, a teraz przez mnie i są prezentowane na wystawie. Ojciec wrócił z wojny w 1947 r. a dziesięć lat później cała jego rodzina wyjechała do Niemiec. Ożenił się z moją mamą, która nie była Ślązaczka, pochodziła z okolic Wielunia. Byłam wychowana w duchu tolerancji: najważniejsze jakim jesteś człowiekiem, a nie jakie jest twoje poczucie narodowe. Mój ojciec był Ślązakiem i wrócił na Śląsk, bo tu było jego miejsce. Był uczciwy, pracowity, wierzący i za to ludzie go bardzo szanowali - powiedziała nam Brygida Stolz z  Pyskowic.

Wystawę zorganizowaną przez Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej i Stowarzyszenie „Genius Loci –Duch Miejsca” można oglądać w Muzeum Śląska Opolskiego do 17 maja.