Bez aparatu i notatnika

Anna Kwaśnicka

"To jest twój święty czas!" - te słowa śpiewaliśmy na Koncercie Uwielbienia. I tak rzeczywiście było.

Odkąd w Opolu, i to tak blisko mojego domu, wieczorami w Boże Ciało organizowane są Koncerty Uwielbienia, ten dzień nabrał dla mnie nowego blasku. Bo to nie tylko przedpołudniowa procesja z Najświętszym Sakramentem, a potem błogie lenistwo, ale też wytęsknione oczekiwanie na wieczorne wydarzenia, gdy rewelacyjni ludzie z talentami staną na scenie i wyśpiewają pieśń uwielbienia.

To był już szósty koncert, na którym byłam, ale dopiero drugi, który przeżyłam jako uczestniczka tej wielogłosowej modlitwy, a nie dziennikarz i fotoreporter w jednym.

Dotąd dziennikarskim okiem wyłapywałam rodziców tańczących ze swymi maluszkami, małżeństwa emerytów trzymające się za ręce, młodzież rytmicznie podskakującą pod sceną, księdza biskupa pośród tłumu, który błogosławił, pozdrawiał, z zainteresowaniem rozmawiał. Szukałam uniesionych w górę rąk, łez wzruszenia. A było ich niemało.

Do tego tu ktoś znajomy z Głuchołaz, tam z Kluczborka, tu siostry zakonne z Branic, tam ksiądz proboszcz z jednej, drugiej, trzeciej parafii. Poczucie to niesamowite – jak na wielkiej rodzinnej uroczystości, na którą zjechali krewni z różnych zakątków.

Tym razem było inaczej. Przyszłam bez aparatu, notatnika, dyktafonu. Przyszłam z bliską koleżanką, która za moimi namowami na Koncert Uwielbienia wybrała się po raz pierwszy. I nie żałowała. Oczywiście i tym razem było kilka miłych rozmów, a także niemało serdecznych powitań, ale z każdą kolejną pieśnią wraz z moją towarzyszką byłyśmy o kilka kroków bliżej muzycznego centrum wieczoru. A gdy mój ksiądz proboszcz ustawił Najświętszego na postumencie stojącym na środku sceny, poczucie, że jestem na pięknym koncercie, coraz bardziej zmieniało się w poczucie spotkania z Nim, który podnosi, umacnia i zbawia. A już najmocniej przeżyłam czas modlitwy, którą poprowadził biskup opolski Andrzej Czaja... I tę chwilę ciszy, gdy każdy z nas otwierał serce, by powierzyć ukryte w nim sprawy...

Jeszcze w środę popołudniu rozmawiałam z ks. Gienkiem Plochem, inicjatorem tego całego pozytywnego „zamieszania”. Opowiadał mi o rozmachu organizacyjnym, jaki towarzyszy temu wielkiemu koncertowi. Mówił o tym, jak wiele spraw trzeba dopiąć, przypilnować, ale też podkreślał, że w tym całym zagonieniu ma poczucie, że jest to Boże dzieło. Młodzi i bardzo utalentowani ludzie, nasi diecezjanie, stają na scenie dla Jezusa, by pomóc innym modlić się, wysławiać dobroć Boga.

To dzieje się naprawdę! Tego doświadczyłam, gdy nie musiałam zabiegać o jak najlepsze ujęcia i ciekawe wypowiedzi do tekstu.

Ufam, że za rok w wieczór Bożego Ciała znów będziemy mogli spotkać się na Koncercie Uwielbienia. I wiem, że nie jestem osamotniona w swoich nadziejach, prawda?

Jak tego wydarzenia byśmy nie przeżyli, czy z zewnętrzną radością, czy w zamyśleniu, czy ze łzami cieknącymi po policzkach, to na pewno będzie to dobry czas, bo "to będzie Jego święty czas".