Drżenie serca

Gość Opolski 22/2016

publikacja 26.05.2016 00:00

Mariusz Wlazły o ojcostwie, duchu wspólnoty w zespole oraz wierze.

Drżenie serca Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość

Karina Grytz-Jurkowska: Jak godzisz pracę z życiem rodzinnym?

Mariusz Wlazły: Podczas sezonu trudno być „normalnym” ojcem, dużo wyjeżdżam na zgrupowania czy mecze, więc nie mogę spędzać z dziećmi tyle czasu, ile bym chciał, dlatego kiedy wracam, staram się to nadrobić. Na drugie narodziny syna byłem już bardziej przygotowany, przy pierwszym synu słyszałem od znajomych, że dziecko wywraca świat do góry nogami, ale nie sądziłem, że aż tak. To trudne, ale fajne – móc wychowywać własne dzieci, służyć im swoją pomocą.

Co jest priorytetem?

W sytuacjach awaryjnych staramy się dojść do kompromisu. Koledzy, trener rozumieją, że rodzina jest najważniejsza i na miarę możliwości starają się pomóc. Tak było, gdy mojemu synowi przydarzył się wypadek. Nie byłem swoim samochodem, ale od razu znalazł się jakiś środek transportu, żebym mógł wrócić do domu i być przy synku i żonie, zamiast na meczu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.