Przynaglony

Anna Kwaśnicka

|

Gość Opolski 28/2016

publikacja 07.07.2016 00:00

W Branicach ks. Józef Nathan radykalnie realizował miłość bliźniego jako wikariusz, później jako proboszcz, komisarz kietrzański, wikariusz generalny, a wreszcie biskup pomocniczy archidiecezji ołomunieckiej.

Przynaglony Był człowiekiem o silnej woli, pełnym energii i szlachetnych ambicji. Archiwum parafii Świętej Rodziny w Branicach

Wielką świętą mogę być tylko tu i teraz. Mogę nią być tylko w Branicach, bo właśnie do Branic posłał mnie Bóg – powiedziała jedna z sióstr ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. Nietrudno sobie wyobrazić, że w 1892 roku z takim przekonaniem posługę duszpasterską jako wikariusz parafii Wniebowzięcia NMP w Branicach rozpoczynał młody ks. Józef Marcin Nathan. Miał wtedy niespełna 25 lat. To tu, po roku pracy w niedalekich Zawiszycach, został skierowany przez biskupa ołomunieckiego. Miał wesprzeć schorowanego proboszcza ks. dziekana Ludwiga Wernera. Czas pokazał, że ks. Nathan w Branicach pozostał ponad 54 lata, niemal do końca swych dni.

Trzeba być blisko Boga, by zrobić tyle dla człowieka

W kapłaństwie jego celem była praca nad uświęceniem i zbawieniem dusz mu powierzonych. Doskonale wiedział, że chcąc innym mówić o Bogu, musi najpierw sam Go poznać, kochać i w pełni Nim żyć. Ponoć z natury był cholerykiem, stąd zgoda na wolę Bożą nie przychodziła mu łatwo. Sam przyznawał, że krzyż posłuszeństwa kapłańskiego jest naprawdę ciężki, ale postanowił bardzo skrupulatnie wypełniać polecenia przełożonych, w których wyrażała się wola Boża.

W centrum swojego kapłańskiego życia postawił Eucharystię. Był człowiekiem modlitwy. Dążył do tego, by każde jego działanie było przemodlone. Starał się na co dzień żyć Jezusem w Eucharystii, praktykował codzienną adorację. Mówił: „Nie dopuśćmy do tego, aby przebywanie Jezusa Eucharystycznego pośród nas spowszedniało. Wyróżniajmy się głęboką miłością do Chrystusa w Eucharystii. Odwiedzajmy Go, pamiętajmy o Nim, ponieważ On jest naszym najlepszym Przyjacielem, On rozumie każdą potrzebę i troskę. On czeka na nas i na naszą miłość”.

Należał do III zakonu św. Franciszka, emanując duchem franciszkańskim. Cechowały go: radość ze wszystkiego, co wola Boża zsyłała, otwartość na drugiego człowieka, prostota i ubóstwo. Tak, duch prostoty i ubóstwa – pomimo że przez jego ręce przechodziły miliony marek i mimo że niemal całe życie podejmował kierownicze zadania i otrzymywał kościelne godności, pozostał człowiekiem pełnym pokory, głębokiej wiary i dziecięcego zaufania opatrzności Bożej. W pracy nad sobą kierował się hasłem św. Ignacego Loyoli: „Zwycięż sam siebie, ale z miłości do Chrystusa”.

„Milioner miłości”, bo tak ks. Nathan niejednokrotnie jest nazywany, był niezwykle cenionym, ale i wymagającym szefem. Obowiązki wobec chorych i potrzebujących musiały być wypełnione jak najlepiej. Wymagał tego od innych tak samo, jak wymagał tego od siebie. Nieraz zdarzało się, że schodził do kuchni, prosił o otwarcie kotła i podanie łyżki. Powtarzał wtedy, że musi sprawdzać, by nie było tak, że kucharki jemu podadzą lepsze jedzenie niż chorym. Uważał, że takie postępowanie krzywdziłoby pacjentów. Niemniej od swych pracowników nie tylko wymagał, również się o nich bardzo troszczył, zwłaszcza o tych, którzy bezpośrednio pracowali przy chorych.

Odważne i nieszablonowe rozwiązania

W latach 30. XX wieku, w obliczu odchodzenia wiernych z Kościoła, ks. Nathan był wielkim propagatorem Apostolstwa Modlitwy w parafiach, wspierał Akcję Katolicką, a także rozwijał duszpasterstwo rodzin. Wiedział, że rodzina jako podstawowa komórka społeczna potrzebuje zabezpieczenia materialnego, ale miał też świadomość, że byt to nie wszystko. W ramach duszpasterstwa rodzin sięgał po rozmaite sposoby, m.in. starał się, by w każdym domu znajdowało się Pismo Święte i czytana była prasa katolicka. Opatrzone dedykacją egzemplarze Biblii wręczał parafianom przy różnych okazjach. Jedna z takich dedykacji brzmiała: „Gdzie wiara, tam miłość, gdzie miłość, tam pokój, gdzie pokój, tam Bóg, a gdzie Bóg, tam nie ma potrzeb”.

Ks. Nathan w kształtowaniu chrześcijańskiego domu rodzinnego upatrywał jedno z najważniejszych zadań Kościoła. Uważał, że w takiej mierze, w jakiej rodzice dążą do coraz większej doskonałości, uczynią wszystko, aby swoje dzieci wychować w duchu katolickim. Największy rozkwit duszpasterstwa rodzin w wikariacie kietrzańskim przypadł na lata II wojny światowej. Zrodziła się wtedy idea Eucharystycznego Tygodnia Rodzin. Tą duszpasterską akcją, na polecenie ks. Nathana, pokierował o. Maurus Stark. Czuwał on nad 25-osobową grupą kapłanów diecezjalnych i zakonnych, którzy w poszczególnych częściach wikariatu prowadzili w każdej parafii misje ludowe. Ich celem było wzbudzenie wewnętrznej i autentycznej potrzeby komunii wszystkich członków rodzin z Jezusem Eucharystycznym. Dla każdego z rekolekcjonistów przygotowano odpowiednie materiały duszpasterskie, których koszt pokrył sam ks. Nathan, twierdząc, że „dla duszpasterstwa musi się znaleźć dość pieniędzy”.

Ta inicjatywa, którą bardzo szybko zaczęły interesować się władze hitlerowskie, przyniosła wiele dobrych owoców, zwłaszcza w liczbie spowiedzi i przyjmowanych Komunii św. Jednak ks. Nathan, będąc świadomym czyhających niebezpieczeństw, apelował do księży o roztropność m.in. przy potajemnym przewożeniu do poszczególnych parafii książek o tematyce religijnej. Zdawał sobie sprawę z tego, że osoby zaangażowane w akcję mogą trafić do obozów koncentracyjnych, co wkrótce niestety stało się rzeczywistością. Wielu księży zostało też wcielonych do wojska.

Wojenna zawierucha nie ominęła Branic

Gdy front zbliżał się do Branic, w lutym 1945, roku biskup Nathan pisał do kapłanów: „Pasterz ma zostać ze swoimi owcami”. Pierwsze walki na tych terenach rozpoczęły się w marcu. Wielu pracowników z rodzinami wyjechało, a cały ciężar pielęgnacji chorych wzięły na siebie siostry zakonne. Na dachach budynków szpitalnych wywieszono znaki Czerwonego Krzyża, ale nie uchroniło to zakładu przed radzieckimi nalotami. Spłonęły warsztaty, magazyny ze zbożem, a także zapalił się pawilon, w którym mieściła się kuchnia centralna.

W Wielki Piątek, 30 marca 1945 roku, mieszkańcy „Miasteczka miłosierdzia” schronili się w piwnicach klasztoru sióstr Maryi Niepokalanej. Dzień później, w Wielką Sobotę, zostały odcięte prąd i woda, co wywołało panikę. Biskup Nathan tak wspominał tamten czas: „Podczas Wielkiego Tygodnia wygasły nasze lampy wieczne, ponieważ w dymie i w ogniu nie mogliśmy znaleźć miejsca dla Chrystusa Eucharystycznego. Były to najsmutniejsze i najbardziej ponure godziny, jakie musieliśmy przecierpieć. Miały one coś z przeogromnej goryczy Pana Jezusa na krzyżu”. Dzięki odwadze i talentowi dyplomatycznemu biskupowi Nathanowi udało się uzyskać krótkie zawieszenie broni, by nocą z 1 na 2 kwietnia ewakuować 600 chorych ze szpitala. Udał się wraz z nimi przez Boboluszki i Skrochowice na ziemie czeskie. Tam postarał się o samochody wojskowe, którymi przetransportowano chorych do Opawy, Bruntalu czy nawet w okolice Pragi. W Branicach wraz z obłożnie chorymi pozostało trzech księży, m.in. ks. Augustyn Urban SAC, kilkanaście sióstr i kilku świeckich pracowników. By Rosjanie nie wtargnęli do szpitala, wszędzie pisano w kilku językach „tyfus”. Biskup Nathan wraz z częścią chorych powrócił do Branic 5 czerwca 1945 roku i kierował szpitalem do grudnia 1946 roku, kiedy został wysiedlony do Czechosłowacji.

Ostatnie chwile ziemskiego życia

Rozłąka z branickim zakładem psychiatrycznym była dla biskupa Nathana bolesnym ciosem, ale nie kierował słów potępienia pod adresem tych, którzy przyczynili się do jego wysiedlenia. Do administratora apostolskiego ks. Kominka pisał: "Pan Bóg dał, Pan Bóg wziął. Niech Jego imię będzie pochwalone". Dziękował też za okazaną życzliwość.

Będąc u sióstr w Opawie, podpytywał o swoje ukochane Branice. Tęsknił. Niestety z dnia na dzień jego stan zdrowia się pogarszał. Zapadła decyzja o przewiezieniu go do szpitala. W sali, w której leżał, jego sekretarz ks. Rudolf Gajdeczka odprawiał Msze św. i odmawiał z chorymi brewiarz, modlitwę, którą biskup Nathan cenił przez całe swoje kapłańskie życie. Z tych trudnych chwil zachowały się jego przejmujące słowa, świadczące o niezachwianej postawie: "Bóg wszystko zabrał. Jestem jak Hiob. Ale wiary się nie wyparłem". Z końcem stycznia, gdy stan biskupa znacznie się pogorszył, siostry zdecydowały o zabraniu go z powrotem do klasztoru. Zmarł tego samego dnia przed godziną 23.00. Był to czwartek 30 stycznia 1947 roku.


Fragmenty książki Anny Kwaśnickiej „Przynaglony. Biskup Józef Marcin Nathan w służbie Kościołowi i potrzebującym”, Wydawnictwo Świętego Krzyża, Opole 2016.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.