Na szlaku było tłumnie

Anna Kwaśnicka Anna Kwaśnicka

publikacja 16.08.2016 09:45

Pierwszego dnia pielgrzymki w strumieniu opolskim aż 1300 osób wędrowało do Kamienia Śląskiego.

Na szlaku było tłumnie Przerwa obiadowa w Kosorowicach, czyli czas na pyszną zupę i czas na trochę dłuższą chwilę odpoczynku Anna Kwaśnicka /Foto Gość

1300 osób zarejestrowanych w 8 grupach, ale w rzeczywistości było ich jeszcze więcej. Dzień wolny od pracy okazał się nie lada zachętą, by choć jeden dzień przeżyć w duchu pielgrzymkowych. W tym gronie były też osoby, które chętnie co postój zmieniały grupę, by poznać atmosferę każdej z nich.

W poniedziałek pielgrzymi szli z Opola do Kamienia Śląskiego. Postój śniadaniowy, z obficie zastawionymi stołami, przygotowali dla nich mieszkańcy Suchego Boru. Z kolei na postoju obiadowym rozmaitymi zupami, kompotami i kawą podjęli pątników mieszkańcy Kosorowic, w podziękowaniu otrzymując zapewnienie o pamięci modlitewnej.

Pogoda w drodze dopisała. Słońce mocno nie prażyło, bo czasem chowało się za chmury, z których deszczu nie było. Był czas na zapoznanie się z regulaminem pielgrzymkowym, czas na rozśpiewanie, pierwszy Różaniec w niesionych intencjach, pierwszą Koronką do Miłosierdzia Bożego, a także pierwsze dwie konferencje. W uroczystość Wniebowzięcia NMP oczywiście nawiązujące do Maryi.

– Moja mama, jak była w moim wieku, chodziła na pielgrzymki. Więc i ja postanowiłam spróbować. Za pierwszym razem wybrałam się tylko na jeden dzień. Chciałam przekonać się, jak to jest, czy dam radę, czy mi się spodoba – opowiada Oliwia z „dwójki fioletowej”. – Atmosfera na szlaku była niezwykła. Dlatego w tym roku już trzeci raz idę na całą pielgrzymkę – dodaje. Oliwia opowiada o tym, że samo bycie w grupie pielgrzymkowej jest wspaniałym doświadczeniem, ale czas wędrowania na Jasną Górę przeżywa jako rekolekcje. – W klasie nie udało mi się nikogo namówić, by poszedł na pielgrzymkę. Moi koledzy i koleżanki wolą atrakcyjniejsze w ich oczach formy wypoczynku. A ja nie potrafię sobie wyobrazić wakacji bez pielgrzymki – podkreśla.

Drugi raz na pielgrzymi szlak wybrała się Maria z „jedynki zielonej”. – Pierwszy raz byłam ponad 20 lat temu. To był dobry czas, ale więcej razy nie ruszyłam w drogę – podkreśla. Dodaje, że w tym roku poczuła silne, wewnętrzne przynaglenie, taką ogromną chęć, by pójść na pielgrzymkę. I zrobiła to. Przy okazji namówiła córkę z synkiem, i najstarszą wnuczkę. – Nie boję się drogi, dam radę i jestem przekonana, że nie będę odczuwała zmęczenia. Wiem, że do Częstochowy można dojechać w niecałe 2 godziny autem. Nawet w ubiegły poniedziałek tam byłam, ale chcę pójść do Matki Bożej z pielgrzymką. Mam swoją intencję, którą niosę – mówi Maria.

W „jedynce żółtej” pielgrzymuje Jerzy. To jego czwarta pielgrzymka. – Za każdym razem, po zakończeniu każdej pielgrzymki podejmują decyzję, że idę również za rok. Niesie mnie chęć podziękowania za to, co otrzymałem, za zdrowie, szczególnie za powrót do zdrowia mojej małżonki, która miała raka – mówi. – Ciągle wypychałem swoje dzieci na pielgrzymkę, a sam nie szedłem. Samokrytyka zadziałała i postawiłem też pójść. Jestem samotnikiem, idąc przeżywam to, co jest mówione, i to, co ja chciałbym przekazać „Górze”, rozmyślam o prośbie, z jaką idę. To dla mnie przede wszystkim czas modlitwy osobistej – wyjaśnia Jerzy.