Niezwykłe wsparcie

Karina Grytz-Jurkowska Karina Grytz-Jurkowska

publikacja 19.05.2017 08:12

- Musimy tam być, kibicować im, a potem dziękować, bo oni walczą za nas o dobre imię Polski - mówi Julka.

Niezwykłe wsparcie Dzięki Fundacji "Mam marzenie" Julka pojechała do Arłamowa na zgrupowanie kadry narodowej Archiwum rodzinne

Od dziewczynki, która nie potrafi sama zrobić kroku, wielu mogłoby się uczyć aktywności, zdecydowania, dobrych priorytetów, niezłomnej wiary i patriotyzmu. I tego, jak robić to, co dobre i co należy.

Julka Gałązka – drobniutka trzynastolatka ze Strzelec Opolskich, chorująca na zespół Leigha, i jej mama Małgorzata, będąca dla niej rękami, nogami i ustami, starająca się na ile to możliwe realizować pragnienia córki, tworzą niezwykły team.

Łączy je szczególna więź, nie tylko ze względu na chorobę, przez którą dziewczynka wymaga całkowitej opieki. Choć „uwięziona” w bezwolnym ciele, uzależniona zupełnie od innych, dzięki mamie kontaktuje się ze światem, „interweniuje” u sportowców, trenerów, a czasem bywa, że i przywoła do pionu zarówno ważne osobistości, jak i swoich najbliższych. Szczególną sympatią darzy siatkarzy i piłkarzy.

- Mamo, pomodlimy się za nich? – prosi Julka. I tak oręduje za skoczkami, by dobrze wylądowali, za ukochanych siatkarzy, za Kubę Błaszczykowskiego i Stephana Antigę. Jest pierwsza na trybunach, przed ekranem czy... na Okęciu. Nie jest jest w stanie przeszkodzić ani choroba, ani konieczność poruszania się na wózku czy na rękach innych. Nieważne finanse, czas i pora dnia czy nocy. Bo kto ma pojechać jak nie my?

I choć jest to duże wyzwanie dla jej mamy, są obecne i na meczach, i na pielgrzymce, i na nabożeństwach majowych, bo trzynastolatka nie wyobraża sobie, że można by w nich nie uczestniczyć? A podczas pielgrzymki koniecznie dzielnie trzyma znaczek strzeleckiej grupy.

- Czasem własne dziecko potrafi mnie zachwycić dojrzałością, swoimi wyborami - mówi pani Małgorzata. I opowiada różne perypetie związane z kibicowaniem, modlitwą, także za zawodników i kibiców przeciwnej drużyny, wyborem między wyjściem na Mszę św. a pójściem na mecz czy udziałem w spotkaniu z prezydentem RP, który właśnie gości w ich mieście. I o historiach, opowiadanych teraz jako anegdotki, choć kiedy się działy, nie zawsze było im do śmiechu, jak np. gdy wieczorem na warszawskim lotnisku okazało się, że nie mają portfela z pieniędzmi i wszystkimi dokumentami. Gdy już udało im się wydostać i dojechać do domu, okazało się, że leżał na podłodze samochodu pod nogami Julki.

Więcej o Julce i jej mamie w najbliższym wydaniu "Gościa Opolskiego" (nr 20/2017).