Dlaczego Bóg i Jego sprawy są na końcu?

AK

publikacja 25.06.2017 14:42

Bp Andrzej Czaja na pielgrzymce mężczyzn i młodzieńców na Górze Świętej Anny: - Zaangażujcie się bardziej!

Dlaczego Bóg i Jego sprawy są na końcu? Bp Andrzej Czaja podczas pielgrzymki mężczyzn i młodzieńców na Górze Świętej Anny Andrzej Kerner /Foto Gość

- Chrześcijaństwo na naszej ziemi jest coraz bardziej mdłe, coraz słabsze, coraz bardziej bez wyrazu. Głębi brakuje, świadectwa mężnego brakuje. Wiem, że należycie do grona tych jeszcze najbardziej zaangażowanych, tych, którzy najwięcej chcą. Kieruję do Was jednoznaczne wezwanie: chciejcie się, bracia moi i siostry tu obecne, bardziej przejąć wiarą, chrześcijańskim duchem, Bożą prawdą! Trzeba nam się bardziej zaangażować! Całym sercem! - wołał dramatycznie na Górze Świętej Anny biskup opolski Andrzej Czaja podczas tradycyjnej pielgrzymki mężczyzn i młodzieńców.

W ostatnią niedzielę czerwca do sanktuarium św. Anny Samotrzeciej z różnych stron Śląska przybyło kilka tysięcy wiernych. Mszy św. w grocie lurdzkiej przewodniczył biskup gliwicki Jan Kopiec. Jak zwykle tę Mszę koncelebrują m.in. neoprezbiterzy diecezji opolskiej i gliwickiej. W tym roku w obydwu diecezjach wyświęconych zostało w sumie 9 księży. – Diamentowych jubilatów, którzy przeżywają 60. rocznicę święceń i mają 85 lat życia mamy dziś więcej niż neoprezbiterów (jubilatów jest 13 – przyp. ak). To pokazuje dramat tego, co się dzieje! – mówił bp Czaja w czasie kazania.

- Nie ma u Boga lepszych i gorszych. Wszystkich nas miłuje. Ale ma szczególne upodobanie w tych, którzy są przejęci, całym sercem się otwierają na Jego łaskę i całym sercem ją przyjmują, starają się z nią współpracować. Bóg patrzy na serce - mówił biskup opolski, tłumacząc, dlaczego Jezus wybrał św. Piotra na opokę Kościoła.

Diagnoza stanu chrześcijaństwa na naszej ziemi była wręcz przygniatająca. -Nasze chrześcijańskie życie bardzo często jest omdlałe. W ten sposób na zewnątrz wyraża się to, co korzenie ma w sercu. Jeśli serce jest zobojętniałe, czasem wręcz leniwe, zamknięte, niezaangażowane, ospałe i otępiałe - to nie może być inaczej. A Bóg łaski nam nie skąpi! - mówił bp Czaja, nawołując zgromadzonych do większego zaangażowania w życie religijne.

- Nie chcę powiedzieć: obudźcie się i zacznijcie coś robić. To nie o to chodzi. My robimy wiele dla dobra naszych rodzin, troszczymy się o domy, o dobry standard życia, o wykształcenie jak najlepsze naszych dzieci. To wszystko jest ważne. Tylko dlaczego na końcu jest Bóg i Jego sprawy? Tu się wywróciło wszystko. Nasi dziadowie mieli porządek zupełnie inny: Bóg na pierwszym miejscu. Nie żyło im się tak dobrze jak nam. A jednak byli bardziej szczęśliwi, bardziej zadowoleni z życia, bardziej razem, w jedności, we wspólnocie. Bo Bóg daje szczęście. Nie pieniądz, nie nasze zabiegi - tłumaczył ordynariusz opolski.

Kaznodzieja dał kilka wskazówek, jak odwrócić zmienioną hierarchię wartości. - Musimy umiłować świątynię, umiłować Boże słowo i każdego człowieka. Jezus przecież wezwał do miłowania nawet nieprzyjaciół… . Nie trzeba się bać uchodźców - mówił bp Andrzej Czaja. Gorąco apelował także do większego zaangażowania rodziców w wychowanie dzieci: tj. do bycia z nimi, a nie tylko zapewniania im warunków do życia i zabawy.

- Spoganiałe jest nasze życie. Co my pokazujemy naszym dzieciom? A potem się dziwimy… Dziecka nie przekona się do wiary słowem, ale przykładem - ubolewał, przywołując m.in. zakupy robione w niedzielę.

- Musimy się naprawdę zaangażować. Dajmy z siebie więcej. Stać nas na więcej! Jesteśmy w jakimś dziwnym letargu dzisiaj, pochłonięci zbyt sprawami tego świata, układaniem spraw ludzkich. A my przecież idziemy ku Bogu! - wołał biskup opolski.

Dlaczego Bóg i Jego sprawy są na końcu?   W pielgrzymce uczestniczyło kilka tysięcy osób, głównie z diecezji opolskiej i gliwickiej Andrzej Kerner /Foto Gość