Świadome siebie „JA” – pisałem przed tygodniem. Gdybym był zupełnie sam, czy odkryłbym swoje „ja”? Ciekawe pytanie.
Wśród dawnych reguł brakuje narzędzi do analizy zmieniającego się świata ludzkich zachowań.
Powszechnie uważa się, że każde indywidualne „ja” zostaje dostrzeżone i kształtuje się dopiero w konfrontacji z innym „ja”. Osoba zyskuje świadomość samej siebie przez stanięcie wobec innej osoby. Dziecko wobec matki, także ojca. Co zresztą działa w obie strony. Z czasem krąg się poszerza. Aż dochodzi do momentu, że tych osób wokoło jakby brakowało. Nie o ilość chodzi. Człowiek przeczuwa, że jest gdzieś jakaś Osoba nad osobami. I wobec tej nieuchwytnej zmysłami osoby krystalizuje się jego własna osobowość. W naszej tradycji i naszym języku nazywamy tę osobę Bogiem. Dotykamy tu drażliwego punktu filozoficznego. Są ludzie, którzy mówią: nie ma kogoś, kogo wy nazywacie Bogiem. My mówimy: jest! W istocie to stanowi o fundamentalnej filozofii człowieka, także w dziedzinie etyki. Istotne pojęcia etyki – dobro i zło, zasługa i grzech – nabierają pełnego znaczenia dopiero w odniesieniu do osoby Boga. Ponadto twierdzimy, że najgłębszy rozwój osobowości dokonuje się w człowieku pod wpływem wiary w osobowego Boga. Dlatego omijając problem wiary, trudno o dobry program wychowawczy.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.