Zapisane na później

Pobieranie listy

Słoneczko, gwiazdki i życie

Pokażcie się, szczęśliwe miłością rodziny, niech świat uwierzy, że nie jesteście z muzeum, a z wartko toczącego się życia. I że to wy jesteście normalni.

Ks. Tomasz Horak

dodane 14.06.2014 10:14
0

Wspomniałem przed tygodniem naszą wyprawę na Pradziada. To po czeskiej stronie. Na wysokości prawie 1500 metrów, na asfalcie (na szczycie jest centrum nadawcze) wymalowany żółtą farbą list (po czesku): „Słoneczko, kocham ciebie i dzieci, wracajcie... czekam na Was... Pozbieram dla Was gwiazdki z nieba, Nena”. Nie oparłem się duszy fotografa, zrobiłem zdjęcie. Tydzień minął, a ja wciąż mam ten napis przed oczyma i w pamięci. Kto to jest Nena? Pewnie ojciec tych dzieci. Coś pękło w rodzinie. Jednej i drugiej stronie. A dzieciom? Im to chyba najbardziej. Chodzili pewnie kiedyś razem w góry, skoro w takim miejscu list Nena napisał.

Mam ten list w pamięci. Widzę też różne pary – z obecnej mojej parafii, z poprzednich, sprzed kilku dziesięcioleci także. Tacy na przykład KJ (nie usiłujcie się domyślać, inicjały przeinaczone) – już dziadkowie, kiedyś kochane dzieciaki, potem poważni, radośni, oddani sobie i dzieciom ludzie. Ale kto mógł przypuszczać, że BB doczekają srebrnego wesela, a potem się rozejdą? NK też się rozeszli – a jakaż to była romantyczna para. Ale! Jakiś czas temu widziałem ich razem i świdrowali oczyma we mnie, abym ich właśnie razem zauważył. Jeśli znowu razem – to Bogu dzięki! ZZ w którąś z niedziel wpadli do zakrystii z małą. Cieszę się nimi, a wydają się być jakby z jednego monolitu wyciosani. A przecież gdy odchodzili, gdzieś tam na dnie serca zamigotała jakaś obawa. Tyle już widziałem...

Ale i w zupełnie inną stronę skierowany niepokój i pytania bez odpowiedzi zostają. Ot, chociażby LA. Dom kupili, dzieciaka chowają (on jest domu właścicielem), pracowici, z sąsiadami w zgodzie – niczego zarzucić nie można, wiele pochwalić, ale o ślubie – nawet cywilnym – mowy nie ma. To znaczy są obietnice na nieokreśloną przyszłość. Nie wspomnę o innej sytuacji, gdzie na pięcioro domowników jest pięć nazwisk, i choć obecnie prawnych przeszkód nie ma, to przecież rokowania i tak są nieciekawe (albo zbyt ciekawe). Dzieci mi tylko żal. Gwiazdek z nieba to im nikt zbierał nie będzie.

I jeszcze coś, co mi ciąży. Czasem, gdy spisuję z młodymi protokół przedślubny, czuję, że trzeba by ich rozpędzić, że ślub sensu nie ma, że to i tak się rozleci... Ale jakie mam prawo powiedzieć im o tym? Przeczucie tylko. Śmieszne. Byłoby śmieszne, gdyby nie fakt, że zwykle się sprawdza. Czasem do roku, czasem później. Trudno jednak tworzyć jakąś teorię przeczuć. W każdym razie i ten wątek wpisuje się w krajobraz mojego niepokoju.

Byłbym jednym z kraczących czarnowidzów, gdybym nie dostrzegał i nie mówił także o rodzinach pełnych radości, o ludziach żyjących dla siebie i swoich dzieci, o małżonkach umiejących kochać, przebaczać, przepraszać. O młodych, którzy mają pewność, że miłość nie zaczyna się na swobodzie wakacyjnej wycieczki, a w odpowiedzialności za kochanego człowieka. O studentach, którzy mówią, że razem łatwiej, ale oni nie chcą bez ślubu. O siwiejących mężach, którzy do żony wciąż mówią: „Słoneczko”, nie muszą listów na asfalcie zostawiać, a potrafią się domyślić, o jakiej to gwiazdce ukochana marzy. Tylko nie chowajcie się gdzieś tam po kątach! Pokażcie się, szczęśliwe miłością rodziny, niech świat uwierzy, że nie jesteście z muzeum, a z wartko toczącego się życia. I że to wy jesteście normalni.

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..