Ludzie. Gdzie jest pochowany amerykański lotnik, porucznik Arthur Lindell?
Art i Georgia w dniu spotkania
Zbiory prywatne Georgii Hendrickson
Wdrugi dzień świąt Bożego Narodzenia roku 1944 siedmioletni Jerzy Płaczek, mieszkający wtedy w Korzonku, usłyszał wielki huk. Od początku lipca ciężkie amerykańskie bombowce bombardowały pobliskie zakłady IG Farben Heydebreck. Mieszkańcy okolicznych wiosek w czasie nalotów chronili się do prowizorycznych przydomowych schronów. – Taka ziemianka wystarczała na pociski karabinu, ale jakby bomba spadła, to szans nie było – wspomina Jerzy Płaczek.
Upadek
Dwa potężne odgłosy tym razem oznaczały upadek samolotu. Pierwsza jego część spadła w Grabówce. Druga w lesie między Korzonkiem a Ortowicami, tuż obok słupa wysokiego napięcia. – Wybiegliśmy z domu, przylecieliśmy jakieś 300 metrów od tego słupa. Usłyszeliśmy wybuch. Poczekaliśmy, czy nie będzie drugiego. Podeszliśmy jeszcze bliżej. Widzieliśmy płonące szczątki samolotu i ciała pilotów. Ale esesmani nie dopuścili nas bliżej, bo na pokładzie było dużo amunicji, która mogła wybuchnąć – opowiada pan Płaczek.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.