Pomocnicy Pana Boga

Karina Grytz-Jurkowska

|

Gość Opolski 47/2012

publikacja 22.11.2012 00:00

W tej pracy zostają tylko ludzie o mocnych nerwach. Wchodzą w środek ludzkich dramatów, bywają bezsilni, rzadko słyszą „dziękuję”, a mimo to czerpią radość z tego, co robią.

 Widok podopiecznych, którzy rozwijają swoje pasje, np. ćwiczą w chórze, wynagradza trudy codziennej pracy Widok podopiecznych, którzy rozwijają swoje pasje, np. ćwiczą w chórze, wynagradza trudy codziennej pracy
Karina Grytz-Jurkowska

Choć pod opieką pracowników socjalnych pozostają tysiące ludzi, zwykle słyszymy o nich przy jakimś nieszczęściu, np. znalezieniu zwłok dzieci w beczce. Media grzmią wtedy: „Gdzie byli ludzie z pomocy społecznej?”. – Takie oceny są bardzo krzywdzące, ludzie nie wiedzą, co możemy zrobić, albo mylą pojęcia. Otrzymywanie zasiłku nie zawsze idzie w parze z byciem pod opieką pomocy społecznej. Oskarżać łatwo – mówi Marta Wojtas, pracownik socjalny z Opola. Potwierdzają to jej koleżanki. – My przecież nie wiemy, co dzieje się za murami, nie śledzimy każdego. Dlatego tak ważny jest np. telefon od sąsiadów. Liczymy na sygnały od otoczenia, sprawdzamy każdą informację.

Wolna wola

Druga strona musi jednak chcieć przyjąć pomoc. Czasem dzwonią sąsiedzi, mówiąc: „Musicie coś zrobić”. Pracownik idzie, widzi, że na przykład dana osoba powinna trafić do szpitala, ale słyszy: „Nie zgadzam się”. I nie może nic zrobić wbrew jej woli. – Często słyszymy potem oskarżenia otoczenia o brak reakcji. A my przecież nie zostawiamy człowieka samego, przekonujemy go, ale trzeba uszanować jego decyzję – tłumaczą. Kiedyś z opieki społecznej korzystali głównie ludzie starsi. Dziś – ludzie bez wykształcenia i po studiach, rodziny wielodzietne i samotni, niepełnosprawni i chorzy psychicznie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.