Śląskie serca

Karina Grytz-Jurkowska

|

Gość Opolski 25/2013

publikacja 20.06.2013 00:00

Ludzie. Joł znołdłach już pomnik i teraz banda szukać, jak przijada nazod, eli oni som do nos jakoł familia – to słyszało się najczęściej od potomków śląskich emigrantów.

 Ślązacy z Teksasu odwiedzają ziemię swoich przodków Ślązacy z Teksasu odwiedzają ziemię swoich przodków
Karina Grytz-Jurkowska/GN

Przyjechali z Teksasu, aby szukać korzeni, odwiedzić miejsca związane z historią ich rodzin, odnaleźć dalekich krewnych. Ich przodkowie wyjechali tam prawie 160 lat temu ze śląskiej ziemi, by poprawić los swoich rodzin. Do wyjazdu za ocean zachęcił ich o. Leopold Moczygemba, franciszkanin, który pochodził z Płużnicy Wielkiej koło Strzelec Opolskich.

Śląsk w Teksasie

– Moi przodkowie, przołciestwo (pokrewieństwo) z Leopoldem Moczygembą przyjechali do Panna Maria. Rodziny od mojego chłopa, Dyla i Kaczmarek, osiedliły się w St. Hedwig, ok. 75 km dalej. Śląskiej mowy dzieci uczyły się od „starzików”, kaj ich brakło, przekaz pokoleniowy się urywał, wspomnienia znikały – mówi Laura Krawietz-Dylla. Przybysze skupili się w kilku założonych przez siebie osadach: Panna Maria, Kosciusko, Cestohova, St. Hedwig (Św. Jadwiga). Choć teraz żyje już czwarte lub piąte pokolenie, przekazują sobie opowieści o ziemi przodków, przepisy i śląską mowę. Wciąż można tam usłyszeć swojsko brzmiące nazwiska Nocon, Pyka, Polok, Moczygemba, Jarzombek czy Mikosz. Gwara, której używają, nieco archaiczna, bez naleciałości niemieckich i polskich, z charakterystyczną budową zdań, jest przepiękna.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.