Z dziennika pokładowego

kgj

publikacja 24.06.2013 23:46

Płyniemy! – zdecydowaliśmy bez większego zawahania. Poczciwa łajba znalazła się od razu. Ale za kogo lub co się przebrać? Ten dylemat musieliśmy rozstrzygnąć.

Piątek, 21.06.

Z dziennika pokładowego   22.06.2013 Racibórz. Tuż po południu pływadła wypłynęły z Raciborza Karina Grytz-Jurkowska/GN Zaczyna się spływ. Kajakarze i pontoniarze ruszyli właśnie z Ostravy. Trochę im zazdroszczę, że będą podziwiać urokliwe meandry Odry, ale pamiętam też, jak trzeba na nich uważać. Zepchnąć kajak z mielizny to nie problem, gorzej, gdy się zawiśnie na konarze albo zaliczy wywrotkę.

Tymczasem mamy co robić. Sprawdzamy czy mamy kapoki, w jakim stanie są wiosła, kompletujemy mocowania i dodatkowe rolki taśmy montażowej. Jej nigdy dość! Starzy załoganci ze zgrozą wspominają jeden z poprzednich spływów, kiedy zapomnieli jej zabrać. Bez niej nie dało się pokleić i przymocować namiotu i górnej części konstrukcji. Po nerwowych poszukiwaniach w sklepach w Raciborzu kapitan przyleciał z taśmą tuż przed startem spływu. Nim wszystko poklejono, pozostałe pływadła były już daleko…

Tym razem wszystko skompletowane, wieczorem jeszcze rzut oka na prognozę pogody – powinno być OK.

Sobota, 22.06.

Pobudka skoro świt, bo trzeba spakować wszystko do samochodu, koniecznie wziąć zapas jedzenia i wody, bo rzeka pobudza apetyt i ruszamy w drogę. Pływadło jedzie osobnym samochodem. Docieramy po ósmej. Na nabrzeżu już ruch, przyjeżdżają kolejne auta, zostawiając na wpół poskładane konstrukcje. Większość załóg dopiero po zwodowaniu mocuje wszystko na pokładzie.

Niektórzy z dużym wysiłkiem wnoszą na górny pokład ciężkie fotele, inni wieszają elementy dekoracyjne. Wreszcie pozostaje się przebrać i przejść wzdłuż brzegu, podziwiając dzieła innych, podczas gdy kapitan jest na odprawie z komandorem spływu.

Ooo, tradycyjnie jest Rozalinda z Dziergowic i śląsko czelodka, dotarła też zrobiona własnoręcznie łódź Krystyna z Miejsca Odrzańskiego. Ekipa z amatorskiego teatru tym razem wcieliła się w Piastów Kłodnickich a pomysłodawca spływu, Bronisław Piróg w zielonego Utopca. Jest gliwicka marina, wodolot zbudowany przez Rajnarda Komora, pasjonata mającego już niejedną nagrodę na koncie, dziad kiwający dłońmi legendy spływów Arnolda Maculewicza z Czarnej Białostockiej i kilka nowych konstrukcji. Są też kajakarze i strażacy.

Z dziennika pokładowego   Na Odrze zaroiło się od kolorowych dziwadeł Karina Grytz-Jurkowska/ GN Wreszcie w południe sygnał bractwa kurkowego i ruszamy.

Machają do nas widzowie zgromadzeni wzdłuż nabrzeża, tłumy są też na raciborskich mostach. Jest głośno i wesoło, muzyka, okrzyki i zdjęcia nie mają końca.

Na naszym pokładzie jest Anioł Stróż, diabeł, ja jako kronikarka z „Gościa Niedzielnego” z gęsim piórem i pergaminem. Kapitan jako rybak, albo jak się uśmiechali inni – brat Jarosław ze świeżo powołanego zakonu Braci Odrzańskich Rybaczących budził różne skojarzenia. - Posejdon! – Dalajlama? - zgadywali kolejni widzowie. Gdy nagle z brzegu usłyszeliśmy „Ave Cezar!”, cała załoga wybuchnęła śmiechem.

Wreszcie wszystko cichnie.

Wypływamy jako jedni z pierwszych, jednak po drodze kolejne pływadła nas mijają. Jest okazja zamienić parę zdań, pożartować, poczęstować ciastkami.

Płyniemy spokojnie, pewnie mijając ostrogi. Wtem widzimy niewielką czarną plamę na brzegu. To bóbr, który, wskoczywszy do wody, najwyraźniej się z nami ściga. Po chwili znika, nurkując. Czas płynie leniwie, słońce nie doskwiera, tylko przeciwny wiatr momentami przeszkadza.

Podczas postoju w Turzu dostajemy porcję grochówki. Jedząc, obserwujemy występy mażoretek i zespołów ludowych. Impreza trwa dalej, my odpływamy.

Najwięcej emocji było za promem w Grzegorzowicach. Podczas postoju jeden z naszych marynarzy wskoczył z ostrogi na pływadło, nie widząc, że idący za nim kapitan zwolnił, chcąc zrobić zdjęcia. Nasz okręcik zaczął się błyskawicznie oddalać od brzegu, a cumy przez gapiostwo nikt nie pilnował. W rezultacie załoganci mieli ubaw, patrząc jak ich kapitan na czworakach, trzymając w dłoni aparat fotograficzny ściga po nierównościach ostrogi cumę, której miał pilnować niefortunny skoczek i dopada jej nad samą wodą…

Gdy dopływamy do Dziergowic, komandor spływu ostrzega – tylko od razu dobijcie do brzegu, bo jedno z pływadeł już miało wypadek. Na szczęście ludziom nic się nie stało. Podobne zdarzenie było rok temu, gdy też jedna z platform ściągnięta przez prąd rzeki staranowała most pontonowy.

Teraz jest czas na rozmowy ze znajomymi wodniakami, docierają rodziny. Kto chce, może potańczyć w namiocie po przewoskiej stronie, gdzie do nocy trwa zabawa. Wkrótce jednak zmęczeni marynarze zasypiają.

Niedziela, 23.06.

Z dziennika pokładowego   Niektóre z pływadeł były niezwykle pomysłowe Karina Grytz-Jurkowska/ GN

Tych, którzy nocowali na polu namiotowym przy rzece, budzą kościelne dzwony. Śniadanie, krótka odprawa i ruszamy dalej. W drodze na pływadło co chwilę mijamy rozespanych jeszcze marynarzy.

I znowu z brzegu słyszymy „Ahoj”, na ostrogach stoją rodziny, dzieci machają do nas.

Odra między Raciborzem i Kędzierzynem-Koźlem jest bardzo zmienna, raz wąska, raz szeroka, raz płytka, a raz tak głęboka, że nasze wiosła nie mogą znaleźć dna. Malowniczo zmieniają się też brzegi – w jednych miejscach są zielone, w innych przeorane przez nurt aż do gleby, której warstwy wyraźnie widać. Rzeka za każdym razem jest inna, stąd trzeba być czujnym. Od razu też widać, które załogi mają więcej doświadczenia.

Gdy na głębokiej zdałoby się rzece pojawia się mielizna wszyscy są w stanie gotowości. Manewrujemy, sygnalizując głębokość wody mierzoną wiosłem – Ja mam pół pióra!, - U mnie trzy czwarte…, - OK., czyli idziemy w lewo… - padają krótkie komunikaty.

Rejs minął nadspodziewanie spokojnie. Woda była wysoka, nurt szybki. Dopiero przed Koźlem łapie nas przelotny deszcz. Tradycyjnie też w tym miejscu jest tzw. cofka, prąd rzeki już nie niesie, więc jednostki mające silnik doczepiają pozostałe pływadła i podholowują nieco.

W Koźlu na brzegu czeka już spora widownia i komisja wybierająca najpiękniejszego „dziwoląga”. I znowu zdjęcia, zwiedzanie pokładu…

W tym roku I miejsce i 4 tys. złotych zdobywa „Pogłębiarka Przyjaźni Polsko-zeskiej” kpt. Tomasza Schellera. II miejsce zajmują „Legendy PRL-u”, kpt. Mateusza Hałambca a III „Piastowie Kłodniccy AD 1303”, kpt. Edyty Nowak-Jasek. Są też wyróżnienia dla: „Party Robota” i „Dziadostwa”.

Do zobaczenia za rok!