Z plecakiem pełnym intencji

Anna Kwaśnicka

|

Gość Opolski 33/2013

publikacja 15.08.2013 00:15

Piesza pielgrzymka. To już naprawdę ostatni dzwonek, by podjąć decyzję, spakować plecak i wyruszyć na Jasną Górę, by przeżyć czas łaski i jeszcze mocniej doświadczyć wspólnoty Kościoła.

Najpiękniejszy na pielgrzymce jest moment zawierzenia Matce Bożej. Na zdjęciu 2 fioletowa na Jasnej Górze przed rokiem Najpiękniejszy na pielgrzymce jest moment zawierzenia Matce Bożej. Na zdjęciu 2 fioletowa na Jasnej Górze przed rokiem
zdjęcia Anna Kwaśnicka /GN

Już po raz 37. ku Jasnej Górze wyrusza diecezjalna piesza pielgrzymka. Z Opola wychodzi w poniedziałek 19 sierpnia o 8.30. Około 140 kilometrów później, w sobotę, 25 sierpnia, 26 grup w 5 strumieniach stanie przed obliczem Czarnej Madonny. W tym roku pątnicy pójdą pod hasłem „Z Maryją na ścieżkach wiary – by być solą ziemi”. Iść czy nie iść? – niejedna osoba zadaje sobie pytanie, a rozkochani w pielgrzymce odpowiadają krótko: „Iść!”.

Po co się tak wysilać?

– Z Jasnej Góry zawsze wracam taka lekka, jakby mi ktoś przypiął skrzydła. Nie czuję zmęczenia, tylko radość, która nie opuszcza mnie przez cały rok – mówi Halina Cembrzyńska z Zawadzkiego, która z 2 fioletową grupą pielgrzymuje od 1986 roku – tym razem idzie już po raz 27. – Każdego roku niosę wiele intencji, zarówno podziękowań, jak i próśb. Już dwa tygodnie przed pielgrzymką zaczynam je wszystkie spisywać, by o nikim i niczym nie zapomnieć. Modlę się, by moja córka z rodziną zachowali wiarę, proszę w intencjach krewnych, przyjaciół, znajomych. Kiedy staję na Jasnej Górze, zawierzam wszystko Matce Bożej. Jestem wtedy pełna ufności, że ona obroni mnie przed każdą trudnością – podkreśla pani Halina. Na pierwszą pielgrzymkę poszła w chwili, gdy życie jej się zawaliło. – Nie wiedziałam, co robić. Miałam 8-letnią córkę. Chciałam ją dobrze wychować. Wtedy pojawiła się myśl o pielgrzymce. Poszłam razem z córką. Początkowo niewiele się modliłam, wciąż miałam w głowie czarne myśli. Kiedy przyszedł kryzys, postanowiłam, że po dojściu do Zawadzkiego zrezygnujemy z pielgrzymki, ale po nocnej burzy wszystko się zmieniło. Od tego momentu coraz lepiej się szło, zmęczenie zniknęło. A na Jasnej Górze poczułam ścisk w sercu i łzy radości. Matce Bożej zawierzyłam swoją córkę. To było umocnienie na cały rok – opowiada pani Halina, która od tego czasu pielgrzymuje każdego roku, by dziękować i prosić, a patrząc wstecz na różne wydarzenia ze swojego życia, doskonale wie, że to ręka Maryi ją prowadziła.

Wyjątkowy tydzień w roku

– Drogę na Jasną Górę pokazała mi mama. Kiedy miałam 8 lat, powiedziała mi, że pielgrzymka będzie czasem podziękowania za dar I Komunii świętej. To był 1978 rok. Poszłyśmy razem. Pewnie wtedy niewiele z tego rozumiałam, ale po kilku latach poszłam ponownie ze starszą siostrą – opowiada Sabina Sworeń, również z 2 fioletowej. Od tego czasu była już ponad 20 razy pieszo na Jasnej Górze.– Teraz nie wyobrażam sobie sierpnia bez pielgrzymki. To nie rajd, biwak ani wycieczka. To czas, kiedy można otrzymać bardzo wiele łask. Oczywiście nie zawsze od razu, ale trzeba zaufać Panu Bogu. Każdego dnia idę w innych intencjach, a zbieram je od znajomych, sąsiadów, rodziny – opowiada, podkreślając, że pielgrzymowanie postawiło na jej drodze wielu dobrych ludzi z sercem na dłoni. Zarówno wśród gospodarzy, którzy przyjmują na nocleg, czy częstują czym tylko mogą, jak również wśród sióstr i braci pielgrzymkowych. – Darzymy się wzajemnie wielką życzliwością. Jeden drugiemu poniesie plecak, każdy dzieli się z innymi tym, co sam ma. Wszelkie złości zostawiamy na boku, bo przecież wszyscy mamy ten sam cel. „Celem życia człowieka jest wędrówka do Boga” – pani Sabina przytacza słowa z transparentu, który kiedyś przyszykowała dla niej rodzina.

O niewiele trzeba się troszczyć

– O nocleg nie trzeba się obawiać – mówi z przekonaniem ks. Bernard Kotula, który dotychczas pełnił służbę kwatermistrza opolskiej pielgrzymki. Teraz przekazał obowiązki ks. Danielowi Bregule. Po dniu drogi trzeba pójść do mieszkań, do domów z pytaniem o gościnę. Mieszkańcy są bardzo życzliwi, od lat chętnie przyjmują pielgrzymów. Trudniej jest podczas ostatnich noclegów, już pod Częstochową, dlatego warto mieć ze sobą namiot – wyjaśnia ks. Kotula, dopowiadając: – Zachęcam, by pielgrzymi z długim stażem zabierali ze sobą na nocleg pierwszoroczniaków. Nie tylko o miejsce do spania nie trzeba się martwić, ale i o jedzenie. Kiedy pątnicy przemierzają diecezję opolską, jedzenia jest niesamowicie dużo. Mieszkańcy częstują kawą, herbatą, kompotami, drożdżówkami, kanapkami czy owocami. Tam, gdzie zaplanowane są postoje obiadowe, gospodynie gotują kilkadziesiąt litrów rozmaitych zup, dbając o to, by były one syte i pożywne. Do tego zaopatrują pielgrzymów w wodę czy słodką przekąskę. – Jeśli komuś za mało, to przecież w miejscach, gdzie się zatrzymujemy, są czynne sklepy, więc naprawdę nie potrzeba zabierać ze sobą zapasów. Warto mieć przy sobie butelkę na napój, kubek z łyżką na zupę i kilka cukierków, które pomogą w chwili spadku cukru – podpowiada Lucyna Raszek ze służby medycznej strumienia nyskiego, która na Jasną Górę od lat pielgrzymuje z 6. żółtą.

Nogi niosą na Jasną Górę

Pęcherze i „asfaltówka”, czyli uczulenie na wyziewy z rozgrzanego słońcem asfaltu, to najczęstsze przypadłości, z którymi pielgrzymi zgłaszają się do punktów medycznych. A jak podpowiada Lucyna Raszek, zwłaszcza pęcherzom można konsekwentnie zapobiegać. Zacznijmy od obuwia. Pierwsza uwaga – japonki zostawiamy w domu. Możemy iść w sandałach, ale z regulowanymi paskami, albo w butach pełnych, ale rozmiar większych niż normalnie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.