Cud na klatce schodowej

Andrzej Kerner


|

Gość Opolski 34/2013

publikacja 22.08.2013 00:15

Ludzie. Dlaczego siostra Krysia 
sprząta bloki w Nowej Hucie?


Cud na klatce schodowej

Jestem na trzech blokach, mam sześć klatek do sprzątania, mówi s. Krysia Klara, mała siostra Jezusa pochodząca z Żędowic. Dostaje 900 zł na rękę, od półtora roku pracuje na umowę-zlecenie w firmie sprzątającej, do której zgłosiła się z ogłoszenia prasowego. Razem z trzema innymi małymi siostrami mieszka w trzypokojowym mieszkaniu w bloku w Nowej Hucie. Jeden pokój jest kaplicą, dwa pozostałe służą jako gościnny i sypialnia.


Teologiczny fach


Kiedy siostra Krysia zaczęła pracę sprzątaczki, wzbudziła niemałe zdziwienie. – Dla ludzi to był szok. Kilku się zgorszyło: nie godzi się, żeby siostra taką pracę robiła. Inni, widząc sprzątającą zakonnicę, pytali, czy ten blok jest teraz kościelny – opowiada. Jeszcze inni zastanawiali się, czy musi coś odpracować. – Niektórych dziwi, że zarabiam. Pytają, dlaczego nie idę do proboszcza czy biskupa po pomoc, tylko klatki sprzątam – śmieje się mała siostra. – Ja się z tą pracą bardzo dobrze czuję. Przecież tak trudno o pracę. Nie wiedziałam, co znajdę. A jak się zorientowałam, że ludzie są tak moim sprzątaniem zszokowani, pomyślałam: bardzo dobrze, że właśnie taką pracę znalazłam – opowiada. Jednych praca siostry intryguje, ale pracownicy firm sprzątających, śmieciarze odebrali jej obecność inaczej. – To najczęściej ludzie zatrudnieni za grosze, biedni, z peryferii. Jak oni mnie tam zobaczyli przy tej samej pracy, to się tak fantastycznie poczuli. Jakby dowartościowani. Nawet w Nigrze, gdzie żyliśmy z bardzo ubogimi ludźmi, koczownikami, nie czułam, że przynależę do zmarginalizowanej grupy społecznej – mówi s. Krysia. – To jest bardzo teologiczna robota. Codziennie od nowa sprzątam brudy po ludziach. To jest to, co Pan Bóg robi: codziennie sprząta po nas brudy, te najgorsze. Ja też posprzątam i nie ma efektu. Następnego dnia znowu jest brudno. Nie mogę powiedzieć, że ludzie się teraz lepiej zachowują na klatce i mniej brudzą. Czasem zdarzają się tam rzeczy obrzydliwe – mówi.


Boskie incognito


Praca s. Krysi w Zgromadzeniu Małych Sióstr Jezusa (patrz ramka) nie jest czymś nadzwyczajnym. Ich wyborem jest życie wśród prostych ludzi. Fizyczną, nisko kwalifikowaną pracą zarabiają na życie. S. Krysia hodowała kozy na pustyni w Nigrze, pracowała przy sadzonce truskawki w Kostomłotach, teraz sprząta w Nowej Hucie. – Dlaczego aż tyle czasu, 30 lat, Pan Bóg zmarnował na bycie zwyczajnym chłopakiem, potem młodzieńcem i mężczyzną? Po co takie incognito przez tyle lat? Czy to nie jest zastanawiające? – pyta. Siostry w ogóle nie nauczają. – Dlatego ciągle jesteśmy kontestowane. Poodchodziłyśmy z wielu miejsc, bo musiałybyśmy się tam zająć jakimiś akcjami. O to mają żal niektórzy proboszczowie: że mają siostry na terenie parafii, a one ani plebanii nie posprzątają, ani zakrystii, katechezy też nie poprowadzą – mówi s. Krysia.
Zwraca uwagę, że jej zgromadzenie i Zgromadzenie Małych Braci, którzy żyją w tym samym duchu, powstały krótko przed 
II wojną. – Potem były obozy koncentracyjne. Ludzie zaczęli się zastanawiać, gdzie jest Bóg i czy w ogóle jest. Bo my, ludzie, chcemy Boga, który będzie działał cuda, ingerował w historię. Mam raka – niech mnie uzdrowi. Młoda matka umiera – niech ją uzdrowi. Chcemy Boga, który będzie działał cuda. A nasza forma życia idzie w totalnie odwrotnym kierunku. Małe siostry mają przez cały rok patrzeć na figurkę Boga w Betlejem, który nic nie robi. Leży. Płacze. Muszą się Nim zajmować. My jesteśmy po to, by w Kościele i w świecie mocno wybrzmiała tajemnica Boga bezbronnego w Betlejem, ukrytego w Nazarecie. Tajemnica Boga jeszcze niedziałającego – mówi.


Kto tak żyje?


Siostrę Krysię od młodości pociągało ewangeliczne błogosławieństwo ubogich w duchu. 
– Pierwszy raz o Karolu de Foucauld usłyszałam od Gabi, mojej animatorki oazowej – wspomina. Gabriela poszła do małych sióstr dwa miesiące przed Krysią, dziś żyje we wspólnocie w Częstochowie. W zakonie jest jeszcze trzecia żędowiczanka – Hiacynta, która odbywa swój nowicjat w Rwandzie. – Byłam szczawik, miałam kilkanaście lat, kiedy usłyszałam o Karolu. Potem chciałam żyć tak, jak żył św. Franciszek. Ale kto tak żyje? Zaczęłam szukać takiej wspólnoty. Chciałam pełnego radykalizmu. Jak zaczęłam odkrywać charyzmat małych sióstr, to do dzisiaj dziękuję, że jestem w tym zakonie – mówi s. Krysia, zakonnica od 21 lat.


Ewangelizacja


Bł. Karol de Foucauld, z którego duchowości czerpią małe siostry, ostatnie 12 lat swojego życia spędził samotnie w pustelni wśród muzułmańskich plemion Tuaregów na Saharze. Nikogo nie nawrócił. Zginął zabity przez koczowników. – Karol odkrył ewangelizację przez bycie z ludźmi – mówi s. Krysia, która także żyła wśród Tuaregów w Nigrze, pod namiotem, hodując kozy i haftując ozdobne tkaniny, których sprzedaż zapewniała przetrwanie. Fizycznie trudne życie, upał do 47 stopni w cieniu.– Chodziło o to, żeby stać się siostrą Tuaregów. I tak nas traktowali. Nie nawracaliśmy. Umierała jedna ze starszych kobiet w naszym obozowisku. Kiedy muzułmanie umierają, świadomie wypowiadają swoje wyznanie wiary: „Allah jest jedynym Bogiem, a Mahomet jest jego prorokiem”. Rodzina ją ponaglała: „Mów to, mów to”. A ona: „Nie powiem tego, bo to one mają rację”. To znaczy, że przez nasze życie komunikujemy coś poza słownym przekazem – tłumaczy s. Krysia. Niekiedy spotyka się z pytaniami, czy po pracy idzie ewangelizować, nauczać etc. – My ewangelizację rozumiemy zupełnie inaczej. Czy siedzę, czy stoję, czy rozmawiam z kimś, czy przechodzę obok kogoś – mam robić to w sposób ewangeliczny. Na wszystko, co robię w życiu, zużywam całą moją energię życiową. Modlę się, chodzę na Mszę św., trwam na adoracji, czytam słowo tylko po to, żebym cała była ewangeliczna, albo – czy można tak powiedzieć? – ewangelizująca – mówi mała siostra Krysia.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.