30-lecie kapłańskiej przystani

Karina Grytz-Jurkowska

publikacja 20.10.2013 23:57

Uroczyście świętowano w sobotę, 19 października rocznicę poświęcenia Domu Księży Emerytów Opolu.

30-lecie kapłańskiej przystani   Obecnym dyrektorem placówki jest ks. Wojciech Lippa. Karina Grytz-Jurkowska/ GN - To były inne czasy – początek lat 80. brakowało materiałów budowlanych i rąk do pracy, ale dzięki zachętom abp. Alfonsa Nossola wielu proboszczów wysyłało swoich parafian po to, by ten dom wznosili - opowiada ks. Wojciech Lippa, obecny dyrektor DKE.

Dodaje, że w ciągu trzech lat tych wolontariuszy pracowało przy budowie prawie 4 tys. Byli to mężczyźni w różnym wieku, uczniowie w wieku 15-16 lat wykonujący najprostsze prace, było wielu fachowców a zdarzały się dni, kiedy na liście w dzienniku wpisane są niemal same kobiety.

- Dziś, po 30 latach tych, którzy jeszcze żyją i mieli chęci dziś przyjechać zapraszamy do naszego budynku, by im podziękować, pokazać co się zmieniło. Dzięki Wam starsi księża mogą tu żyć, są otoczeni opieką, jeśli potrzebują pomocy i wsparcia, mają porządny dach nad głową – mówi ks. Lippa.

 Bp Andrzej Czaja podczas homilii wyraził  pamięć i wdzięczność tym, którzy przyszli na obchody, jak i tym, których odeszli już do wieczności.

- To jest dobra okazja, by wyrazić wdzięczność Panu Bogu, że pobłogosławił i to dzieło owocuje po dzień dzisiejszy. Za to, że jest w nim tyle życia i że księża, którzy odeszli na zasłużoną emeryturę, mogą w ogromnym poczuciu bezpieczeństwa przeżywać ten czas, tym się cieszą, są razem. W sposób szczególny dziękuję też abp. Alfonsowi Nossolowi bo bez jego inicjatywy, męstwa, dalekowzroczności i praktycznego zmysłu tego by nie było - wskazywał.

Idea ówczesnego biskupa była odważna – miał to być budynek złożony z kilku części – Domu Księży Emerytów, Muzeum Diecezjalnego i Instytutu Pastoralnego. Decyzję o budowie podjęto już w 1978 roku, choć trochę trwało uzyskanie niezbędnego pozwolenia. W diecezji nie było powszechnego zrozumienia dla tej budowy, szczególnie dla DKE. Postulowano budowę małego szpitalika, najwyżej dla pięciu księży, takich, którzy z powodu ciężkiej choroby nie będą w stanie zadbać o swoje potrzeby.

- Uważano, że niewielu księży zdecyduje się na zamieszkanie tu, bo też jego lokalizacja nie budziła entuzjazmu – środek Opola, brak dużego ogrodu był na to argumentem. Z czasem jednak to, co miało być negatywne, okazało się zaletą. Pamiętam odwiedziny mojego taty, który zobaczywszy dziurę pod fundamenty powiedział „Synek, kiedy i jak ty się z tej dziury wygramolisz?” - bo wyglądało to bardzo poważnie, a czasy były trudne – stan wojenny, duży bałagan, brakowało wszystkiego prócz Bożej opieki. Nie było dużo wypadków a te, które się zdarzały, kończyły się nadzwyczaj szczęśliwie – mówił podając kilka przykładów ks. Józef Mikołajec, budowniczy i pierwszy dyrektor placówki.

30-lecie kapłańskiej przystani ​19.10.2013 Opole. Przy obchodach 30 lecia istnienia Domu Księży Emerytów był czas na Mszę św. i wspomnienia. Karina Grytz-Jurkowska/ GN Bp Nossol od początku bronił tej budowy i ją popierał. Był pewny, że ten dom będzie potrzebny i wykorzystany.

- Poprosił architekta o zaprojektowanie go dla 20 księży, ale jednocześnie po cichu poprosił pana inż. Jana Piersiaka, odpowiedzialnego za prace konstrukcyjne o zrobienie mocniejszych fundamentów, aby w przyszłości można było dobudować jeszcze dwa dodatkowe piętra i uzyskać kolejne mieszkania - wspominał ks. Mikołajec.

Kilka lat później uczynił to już jego następca, ks. Albert Glaeser. Wnet bowiem okazało się, że księża chętnie w nich zamieszkają. Przełom w świadomości uczynił ks. Leon Kara, który mieszkał w swoim rodzinnym domu – miał dach nad głową, ale nie miał siły, by stać w kolejkach po żywność, która wtedy była na kartki, palić w piecu itd.

- Dlatego już w pierwszym roku przyjeżdżał do Opola i poganiał mnie, żebym szybciej prowadził budowę, bo chciał się tu jak najszybciej przenieść. Zamieszkał jako jeden z pierwszych i to dało do myślenia innym księżom. A skąd wzięli się tu wolontariusze? Nie chodziło wówczas tak o zaoszczędzenie pieniędzy, jak o zapewnienie rąk do pracy. Aby znaleźć sprzątaczkę, cały tydzień jeździłem po opolskich wioskach, aby przez miejscowych proboszczów znaleźć osobę, która by takiej pracy szukała. Pomyślałem, że jeśli nie podejmiemy jakichś nowatorskich kroków, to ja na tej budowie doczekam emerytury - uśmiecha się pierwszy dyrektor DKE. 

Zachowała się księga, w której jest 3600 podpisów, ale przy budowie pracowało więcej osób, bo nie od razu taki rejestr założono. Bywały też dni, gdy w natłoku prac nie był wystawiany.

- Pomagali niektórzy księża, np. ówczesny kanclerz kurii, ks. Alojzy Sitek, który po pracy biurowej przychodził na budowę i układał lub przewoził cegły, robił za tzw. handlagra. Podobnie robił abp Nossol, na co mam świadka. Pewnego wieczoru, gdy był już zalany strop nad parterem i następnego dnia firma miała stawiać ściany zewnętrzne na piętrze, ale trzeba było ułożyć cegły, czyli przygotować front robót.  Postanowiłem sam to zrobić. Za chwilę słyszę głos ks. biskupa, który przyszedł do mnie po drabinie i też zaczął zwozić te cegły. Niedługo później przyszedł na budowę inż. Piersiak i słysząc mnie powiedział „Cześć pracy”. Gdy bp Nossol odpowiedział mu tak samo, inżynier rozpoznał jego głos, zmieszał się i powiedział „szczęść Boże”. Szczerze się z tego uśmialiśmy. Pomagali też ówcześni klerycy, w tym obecny bp Andrzej Czaja. Pamięta dużo z tego okresu, nawet to, na jaki film mogli dzięki temu iść. Chciałbym teraz podziękować tamtym klerykom, dziś kapłanom. Dużym wsparciem były siostry franciszkanki, które m.in. gotowały coś ciepłego dla wolontariuszy, służyły im pomocą medyczną - sypie historyjkami z tamtych czasów ks. Mikołajec.

O nim samym zresztą też była mowa.

- Gdy spotkałem się z nowomianowanym dyrektorem budowy, to okazało się, że to młody wikary, na którego jak grom z jasnego nieba spadło to ogromne zadanie –  pod względem logistyki i organizacji. Jednak daliśmy radę. A poświęcenie odbyło się w sali, która pierwotnie była suszarnią – opowiada architekt, Zdzisław Budziński.

- Ja byłem wtedy na początku seminarium duchownego. Trafiłem na ten ostatni etap rozbudowy – od 1982 r. I rzeczywiście mieszaliśmy beton. Ponieważ jestem synem murarza, więc z kolegą, który też miał na nazwisko Czaja i też był synem murarza, razem wylewaliśmy posadzkę tam, gdzie dzisiaj jest kuchnia w DKE. Ponieważ poszło nam bardzo szybko, ks. Mikołajec kilka razy sprawdzał, czy to nie była fuszerka. Wykonywaliśmy też różne prace porządkowe z zewnątrz. Wówczas klerycy mieli zawsze w wakacje dwa tygodnie konkretnej roboty w tych dziełach, które Kościół realizował. Miałem więc też swój udział w tej budowie. To był piękny czas  – uśmiecha się bp Andrzej Czaja.

Obecnie w DKE mieszka 49 emerytowanych kapłanów, choć chętnych jest więcej. W czasie tych trzech dekad spośród prawie stu jego mieszkańców, 56 już zmarło.