Błogosławieństwo dla Barnaby

Andrzej Kerner

publikacja 04.04.2014 14:00

W 2002 roku Jan Paweł II modlił się za ciężko chorego chłopca z Moszczanki. Trzy lata potem chłopiec został mistrzem województwa w kolarstwie górskim.

Błogosławieństwo dla Barnaby Barnaba Pustelniak w roku 2005 Andrzej Kerner /GN

Kiedyś, opisując rodzinę Grażyny i Bernarda Pustelniaków, krótko wspomniałem historię choroby i uzdrowienia ich syna – Barnaby. W międzyczasie zmieniło się tylko jedno: ten, który w roku 2002 modlił się o zdrowie dla chłopaka, odszedł do Nieba i cieszy się powszechną sławą świętości. Na bramach Wikariatu Rzymu i Kurii Arcybiskupiej w Krakowie wisi edykt kardynała Camillo Ruiniego zachęcający wiernych do przekazywania Trybunałowi Diecezjalnemu Wikariatu Rzymu (Piazza san Giovanni in Laterano 6, 00184 Roma) „wszystkich wiadomości, z których można by wnioskować o elementach sprzyjających bądź przeciwnych opinii świętości Sługi Bożego”. Nie szukam sensacji ani nie chcę domniemywać cudu Jana Pawła II uczynionego dla Barnaby Pustelniaka. Bo cudowne jest w tej historii przede wszystkim to, jak „szły” z Moszczanki na Watykan i z powrotem: wiara, nadzieja i miłość.

***

Niepokój był

– Gdy Barnaba miał 4 latka, w okolice ucha użądliła go pszczoła – opowiada Grażyna Pustelniak, mama chłopaka. Ucho bolało, dostał zastrzyki, antybiotyki, ale opuchnięcie nie schodziło. – Przez wszystkie lata widziałam, że coś po tym użądleniu zostało, choć inni nie zauważali już różnicy. Ja widziałam, że nie wszystko jest w porządku i zawsze jakiś niepokój we mnie był – opowiada Grażyna. Siedzimy przy wielkim stole w kuchni, przy którym zasiada dziewięcioosobowa rodzina Pustelniaków: rodzice, sześcioro dzieci i dziadek. Grażyna raczej nie jest z tych matek, które chuchają i dmuchają na swoje skarby. – Mam ich sześcioro, nie mogę ciągle na wszystkich uważać. Dlatego oddaję ich Aniołowi Stróżowi, żeby ich strzegł, bo ja po prostu nie zawsze dam radę – mówi. Grażyna taka właśnie jest, wierzy, że pomoc i opieka Anioła jest bardzo konkretna.

– Kiedy Barnaba 3 lata temu wszedł w okres dojrzewania, pojawiła się w tym miejscu duża narośl, zaczęło go mocno boleć. Do tego stopnia, że nie mógł jeść – opowiada mama. Lekarze z Prudnika nie wiedzieli, gdzie leży przyczyna. Jeden z nich wykonał nacięcie, ale nic nie zobaczył. Barnabę skierowano do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu na zabieg. Lekarz w WCM-ie powiedział mamie i chłopcu: "To jest rak. A po operacji zobaczymy, czy złośliwy czy nie". – Barnabie zaczęły się nogi trząść z nerwów, jak to usłyszał – opowiada Grażyna. – Rodzice mnie już na śmierć przygotowywali. Po znajomych dzwonili, że umieram! – śmieje się teraz Barnaba. Mama tłumaczy, że to nie tak, że prosząc przyjaciół o modlitwę, mówiła, jak poważna jest sytuacja.

Listy o Barnabie

To, co lekarze zapowiadali jako zabieg, trwało pięć godzin. – Operujący dr Jakubiszyn powiedział mi po wszystkim, że nigdy jeszcze nie widział takiej ilości torbieli i torbielików – wspomina Grażyna Pustelniak. Niestety, po operacji młody pacjent nie poczuł się lepiej, co dziwiło lekarzy. Przeciwnie, Barnaba twarz miał bardzo opuchniętą, a opuchnięcie nie chciało schodzić. – Jak tylko myślałam o nim albo modliłam się za niego, to płakałam. Było ciężko – przyznaje Grażyna. Wspierali ich znajomi i przyjaciele, m.in. z Ruchu Focolari. A przede wszystkim o. Ludwik Mycielski OSB, przełożony klasztoru benedyktynów w Biskupowie, zaprzyjaźniony od 15 lat z rodziną. 19 sierpnia 2002 roku był ostatnim dniem wizyty Jana Pawła II w Polsce. – Wiedziałem, że Papież będzie w klasztorze tynieckim tego dnia. Ale dzień wcześniej on mówił o „wyobraźni miłosierdzia” i powiedziałem sobie: nie pojadę do Tyńca, pojadę do Opola, do Barnaby. Cały dzień spędziłem przy nim, Różaniec mówiliśmy – wspomina o. Ludwik. – Lekarze mi powiedzieli, że tak zdemolowanego ucha jeszcze nie widzieli. Wróciłem do domu wieczorem, siadłem i napisałem list do bp. Stanisława Dziwisza, z którym studiowałem filozofię w Krakowie. Sens listu był taki: sprawa jest bardzo poważna, chłopiec jest ciężko chory, a ja głęboko wierzę, że gdyby chłopak do głowy przykładał jakiś przedmiot, którego dotykał Papież, to by mu pomogło – wspomina. Wkrótce przyszła odpowiedź z Watykanu. List bp. Dziwisza do o. Ludwika Mycielskiego, a w nim m.in. takie słowa: „Daj Boże, by chłopiec wrócił do zdrowia. Ojciec Święty modli się za niego. Posyłam fotografię z błogosławieństwem dla niego i różaniec, na którym modlił się Ojciec Święty. Bp Stanisław Dziwisz”. List i fotografia z błogosławieństwem wiszą oprawione na honorowym miejscu w domu Pustelniaków. Różaniec służy im do wspólnej modlitwy. Barnaba jest zdrowy.

Święci mają lepsze chody

Wiedziałem, że Papież jest święty, a święci przecież mają swoje chody u Boga – o. Ludwik tłumaczy, dlaczego zwrócił się o wstawiennictwo Jana Pawła II dla Barnaby. Uderza go również wielka wrażliwośc i szybkość działania abp. Dziwisza. – Wśród tylu spraw on znalazł moment, żeby Papieżowi powiedzieć o moim liście i chorobie Barnaby. A Ojciec Święty drżącą ręką napisał błogosławieństwo dla chłopca. To jest niezwykłe! – zapala się o. Ludwik.

List z Watykanu wysłano 3 października, w dzień urodzin Barnaby. – To spadło jak z nieba. Ojciec Święty stał nam się po prostu bardzo bliski – mówi Grażyna. Napisali do niego list, obiecując, że będą wspólnie mówić wieczorem Różaniec. – A teraz modlimy się za Benedykta XVI i o beatyfikację Jana Pawła II – dodaje.

Barnaba po wyzdrowieniu zaczął na serio uprawiać kolarstwo górskie. Trenuje w KK Ziemia Prudnicka „Góral” pod okiem Jerzego Wiśniewskiego. Jest mistrzem województwa w kategorii „Elita”, puchary i medale już prawie nie mieszczą się w jego pokoju.
 

Powyższy tekst pochodzi z "Gościa Opolskiego", nr 25/2005.