Między kamienowaniem a obojętnością

Ks. Tomasz Horak

Co jest między kamienowaniem a obojętnością? - Kultura. A ci, którzy potrafią, chcą, lubią drwić ze wszystkiego? Nie dajmy się oszukać - oni są po stronie kamienowania. Wyrafinowanego.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Gdyby coś podobnego miało obrazić Mahometa – w jakimkolwiek miejscu na ziemi – wierni Proroka wydaliby wyrok śmierci na bluźnierców i świętą wojnę ogłosili. Coś podobnego do pikniku, który szykuje się w Poznaniu. Nie nazywam po imieniu i tytule, wszyscy wiedzą (spektakl ostatecznie został odwołany, choć jak wynika ze słów dyrektora imprezy, wyłącznie ze strachu). Jestem wyznawcą Jezusa, za kamienie chwytał nie będę. Pytam tylko, co jest pomiędzy kamienowaniem a obojętnością? Kultura! Chwytający za kamienie, mimo swej niewątpliwej żarliwości (nie wiem, czy aby wiary), gubią poczucie najbardziej oczywistych ludzkich wartości. Wszelako ci z drugiej strony – obojętni – z tymi samymi wartościami, z czymś równie ważnym i koniecznym się rozmijają. Boję się jednych i drugich. I powtarzam moją odpowiedź na pytanie, co jest między kamienowaniem a obojętnością? – Kultura.

A ci, którzy potrafią, chcą, lubią drwić ze wszystkiego? Nie dajmy się oszukać – oni są po stronie kamienowania. Wyrafinowanego. Ubranego w teatralny kostium pseudosztuki. Bo nie tylko kamień zabija. Słowo, sceneria, bluźniercze skojarzenia – choćby słów użyto najzacniejszych. Dlatego wolno się dziwić, że instytucje, które z definicji i swoich statutowych zadań mają służyć kulturze, chore są na schizofrenię, czyli rozdwojenie świadomości i deklarując „światopoglądową neutralność” organizują popisy troglodytom. Dobrze, że protesty trwają. Ważne, żeby z poziomu obojętności zejść do działania. Ale – Boże broń! – aby nie zejść do poziomu kamienowania.

Jest jednak coś ważniejszego od protestów. Trzeba poszerzać i pogłębiać obszar kultury – czyli „dzieło i owoc wolności” (takich słów użył Jan Paweł II, Veritatis Splendor 46). I ten obszar musi być atrakcyjny, po- i przyciągający. Nudna kultura to żadna kultura. Mdła piosenka zostanie wypluta. Bezbarwny film – choćby w super kolorze i z przesłaniem – zostanie zapomniany w połowie sezonu. A poza tym – dla tworzenia kultury, niezależnie od nośników, jakimi się posługuje, potrzeba ludzi i pieniędzy. Ludzi z talentem, polotem, uśmiechem i pracowitych. A pieniędzy sporych. Przysłowie powiada, że za tanie pieniądze psi jedzą. Nieprawda. Psi dzisiaj czekają na dobrą strawę i wcale nie tanią. Tym bardziej przedsięwzięcia kulturalne potrzebują dużych nakładów. Troglodyci coś o tym wiedzą i pieniędzy (najczęściej nie swoich) nie żałują. Że też my, kulturalni chrześcijanie, chcielibyśmy wszystko za tanie pieniądze, a najchętniej za „Bóg zapłać” urządzić. Może więc o jeden pomnik mniej. Może nawet o świątynię (niejedna pustą zostanie). Może bardziej zaufać ludziom znającym mechanizmy społeczne i ekonomiczne. Może dać etat i moc decydowania dobremu księgowemu (oj, warto). Może nie marnować grosza na drukowane tysiącami plakaty, które po terminie docierają w teren i nieudolnie zapraszają na nie wiadomo co. Więcej jest tych „może”.

Przepraszam. Pewnie kogoś uraziłem i obraziłem. Ale chrześcijan brakuje (bo nieprawdą, że nie ma) w powszechnej przestrzeni kulturalnej. Dzieje się sporo – ale widocznie za mało, albo nie tak, byśmy samą swoją obecnością stali się konkurencją dla szmiry, prostactwa i bluźnierstwa.

PS. Mam dobrą wiadomość. W wielu miejscach Polski w Boże Ciało miały miejsce koncerty uwielbienia. Rzeszowski oglądałem w telewizji Trwam. Z opolskiego mam relacje uczestników i galerię (zobacz). To istotnie było „dzieło i owoc wolności” ludzi wiary. I pieniędzy nie pożałowano. Super!