Duchy, śpiochy i szeptuchy

Andrzej Kerner

|

Gość Opolski 21/2015

publikacja 21.05.2015 00:32

Historia. Aż żal, że ta noc taka krótka.

Muzealny śpioch Dobromir wypędzony z domu, tj. z Muzeum Śląska Opolskiego, przez tłum zwiedzających Muzealny śpioch Dobromir wypędzony z domu, tj. z Muzeum Śląska Opolskiego, przez tłum zwiedzających
Andrzej Kerner /Foto Gość

- Szeptuchy nie tylko leczyły czy zaleczały, ale były też wiejskimi psychologami. To były zielarki, mądre kobiety. Ciekawa jest kwestia zaklęć, jakich używały przy odpędzaniu chorób. Praktycznie w każdym pojawia się imię Pana Boga, Pana Jezusa czy Matki Boskiej, świętych jako sił transcendentnych, które miały wpływ na życie ludzkie. Bardzo często ludzie się do nich odwoływali, by zażegnać, odpędzić zło. Takie zaklęcie miało formę pośrednią między rymowanym krótkim wierszykiem a modlitwą. Szeptuchy jednak niechętnie przekazywały zaklęcia następnym pokoleniom.To był ich sekret, nie chciały go ujawniać „konkurencji”. A były to z reguły osoby samotne, biedne, które miały gdzieś swój mały kawałek kąta i z tego żyły – powiedziała „Gościowi Opolskiemu” Aleksandra Kośmicka z działu architektury ludowej Muzeum Wsi Opolskiej przed rozpoczęciem Nocy Muzeów w Opolu (15 maja). Pracownicy opolskiego skansenu wcielili się w tę noc w dawnych, XIX-wiecznych mieszkańców wsi, prezentowali ich zajęcia, opowiadali, jak to dawniej bywało. A. Kośmicka stała się zielarką-szeptuchą, która przyjmowała gości w najmniejszej z drewnianych chałup MWO.

Tysiące odwiedzających

Muzeum Wsi Opolskiej wraz z sześcioma innymi muzeami opolskimi oraz Archiwum Państwowym zorganizowało noc gratisowego zwiedzania już po raz ósmy. I po raz kolejny impreza okazała się frekwencyjnym sukcesem. Przeprowadzone ostatnio badania wskazują, że 56 proc. Polaków nie uczęszcza do placówek muzealnych i kulturalnych z powodów finansowych. Darmowe wejście jest więc nie lada gratką – nie dziwi zatem, że większość zwiedzających stanowiły rodziny, często z nawet bardzo małymi dziećmi.

Które – choć w miarę zbliżającej się północy wykazywały naturalne oznaki zmęczenia – jednak dzielnie trwały w wysiłku kontaktowania się z historią. Ich ciekawość co rusz ożywiały specjalnie przygotowane przez muzealników atrakcje, zagadki, konkursy, warsztaty plastyczne, ciekawostki. Pogoda dopisała, zwiedzających można było liczyć w tysiące. Sam tylko spektakl „Sen nocy letniej” w wykonaniu Teatru Tańca i Ruchu z Ogniem „Mantikora” na schodach wiodących do kościoła „Na górce” oglądało ponad pół tysiąca par oczu.

Nie tylko śpioch Dobromir

Muzea prześcigały się w przyciągnięciu widzów „jakimsik sposobem”. Najczęściej z przymrużeniem oka. Zdaje się, że wszystkich jednak przebiło Muzeum Śląska Opolskiego, które rzuciło do akcji promocyjnej swoje siły poetyckie w postaci Dobromira Kożucha. On zaś w zwykłej koszuli nocnej, szlafmycy i samych tylko skarpetach czarnych szlifował opolskie bruki, ziewając szeroko i narzekając na tłumy, które jemu – muzealnemu śpiochowi – spać nie dają i z domu go wypędziły. Z tego, żartobliwego i jarmarcznego nieco, sposobu przyciągania do muzeów czyni się czasem zarzut. Że to upadek, schlebianie niskim gustom, zaniżanie poziomu, jaki muzea trzymać powinny. Warto jednak zauważyć, że nastolatki po zrobieniu sobie „selfie” ze śpiochem Dobromirem jednak podążyły na wystawę polskiego malarstwa XIX-wiecznego. A potem na pozostałe wystawy stałe i czasowe. Podobnie było w innych punktach muzealnych. Czy fakt, że po wejściu do Archiwum Państwowego, które w tym roku prezentowało klimat rodem z PRL-u, sekretarka komisariatu natychmiast zaproponowała mi zakucie w kajdanki, odbiera powagę czasom niechlubnie minionym? A może powoduje jakieś choćby i niewielkie, żartem wzbudzone, westchnienie ulgi, że „ale to już było i nie wróci więcej”?

Ta noc oszałamia

Jest to piękna noc. W ciągu mijających kwadransów i godzin można zanurzać się w tak zmienne klimaty historyczne. – O, zapach chleba, tego mi brakuje. Nawet nie smaku, ale zapachu – rzuca jeden z odwiedzających skansen. Zapach dymu z pieca, drewnianych bali, wdzięk dawnych strojów. A za chwilę wita mnie chochlą z kisielem dobywanym z aluminiowego gara kucharka z Archiwum Państwowego. PRL at its best. Parę kroków dalej – w Centralnym Muzeum Jeńców Wojennych dr Stanek interesująco i z pasją tłumaczy tajniki obozowej korespondencji w czasie II wojny. Kilkaset kroków dalej – wciąż za darmo! – wystawy malarskie, ceramiczne, etnograficzne, historyczne Muzeum Śląska Opolskiego. Tylko żal, że sił tak mało i ta noc istotnie za krótka.

Galeria zdjęć na: opole.gosc.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.