Mini Miasto otwarło podwoje

kgj

publikacja 10.07.2015 15:04

Jak wygląda miasteczko założone i zarządzane przez dzieci? Można zobaczyć w Raszowej.

Mini Miasto otwarło podwoje   Lody znikały błyskawicznie. Nic nie zostało nawet na dnie garnka Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Co jest w nim najlepsze?

- Lody! Zdecydowanie lody - woła Sebastian Czeczor, pochodzący z drugiej Raszowej, k. Kędzierzyna-Koźla, który już trzeci raz bierze udział w warsztatach. I dodaje: - I super były jeszcze żabki, które obserwowałem tu dwa lata temu.

Każdego poranka wszyscy mieszkańcy gromadzą się na rynku, by zacząć dzień energetyzującym tańcem: zumbą. Dopiero potem każdy rozchodzi się do swoich zajęć. W każdej chwili może je jednak przerwać, by porozmawiać z ciekawą osobą, zjeść lody lub wykąpać się w basenie.

Aż chciałoby się, by takie miasto istniało w dorosłym świecie. To istnieje przez pięć dni w roku w centrum Raszowej (gmina Tarnów Opolski), na otwartym terenie za szkołą. Dziś, w piątek 10 lipca, w ostatni dzień, miasteczko zostaje uroczyście otwarte dla dorosłych, rodziców i zaproszonych gości.

- Dzieciom wystarczy zaufać, traktować poważnie i pozwolić działać. W tym roku staramy się, by mogły przy okazji poznać różne aktywności, zawody, stąd odwiedzili ich np. wójt naszej gminy, architekt, kucharz czy fryzjerka. Sporo frajdy sprawili strażacy z pianą, ratownicy medyczni czy pani wytwarzająca na oczach dzieci lody truskawkowe przy pomocy ciekłego azotu - opowiada Barbara Loch, prezes stowarzyszenia Pro Liberis Silesiae, prowadzącego od kilku lat miejscowy zespół szkolno-przedszkolny i projekt Mini Miasta.

Mali budowniczy

Mini Miasto otwarło podwoje   Barwne, zaskakujące konstrukcje powstawały z palet i innych materiałów, pracowicie stawiane i malowane przez dzieci Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Decyzje podejmuje w demokratycznym głosowaniu zgromadzenie mieszkańców, a ich wdrożenia pilnują wyznaczeni pracownicy. W urzędzie miejskim jest, oczywiście, dział wyrabiania dowodów, wynajmu działek czy zmiany obszaru pracy. Ciekawe wywiady, informacje o przebiegu inwestycji i atrakcjach miasta oraz zapotrzebowanie na różne materiały zamieszczane są w codziennej, dwujęzycznej gazecie „Rasznews”. Przy jej powstaniu pomaga polonistka, Marta Szczubiał-Ryczek.

Przez pięć dni bramę „miasta”, ogrodzonego wysokim płotem, mogli przekroczyć tylko nieliczni dorośli. A wrzało tam jak w ulu - 130 osób (7-11 latków) z pomocą 50 wolontariuszy z palet, starych paneli, dykt, rolek na przewody, folii i innych materiałów wznosiło domy, hotele, budowało basen i kuchnię. W ruchu były młotki, wiertarki, piły, maszyny do szycia czy igły. W kilku dużych namiotach mieściły się szpital i kuchnia.

Były i pracownie kreatywne, jedna służąca rekreacji i tzw. kulturze wyższej, z teatrem, rzeźbą, grą na bębnach, malarstwem czy graffiti, szczególnie podoba się Julii Waluś z Opola. Druga, sztuki użytkowej, gdzie mieniło się w oczach od filcowanych dzieł, cekinów, materiałów i nitek, wytwarzała np. firanki, obrusy, sukienki.

Po co to wszystko?

Mini Miasto otwarło podwoje   A po pracy czas na rozrywkę - o jej zapewnienie dbał obszar kreatywny Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość - Chcemy, by dzieci uczyły się w ten sposób zasad demokracji, poznawały różne aktywności i mogły zbudować coś same. Ilość wrażeń, to, co przeżyły w ciągu kilku dni, wystarczy im na cały rok. Widać to po ich twarzach, kiedy relacjonują rodzicom, co robiły, ile z tego zapamiętują, jak się uczą między sobą komunikować i jak chcą się zaraz zapisać na kolejny rok - uśmiecha się Barbara Loch.

Nic dziwnego, że do miasteczka ściągnęli mali mieszkańcy z całego województwa, a nawet z Raciborza albo przedstawiciele miasta Sibiu z środkowej Rumunii.

Jednak zorganizowanie frajdy takiej grupie dzieci wymaga wielu przygotowań. Angażują się w nie z radością także niepełnosprawni - Ewa i Jacek, podopieczni fundacji L'Arche z opiekunką, Moniką Grabowską.

- Żeby wszystko zagrało, choć wygląda to bardzo spontanicznie, wielu ludzi pracuje przez ileś miesięcy, firmy budowlane przekazują nam palety i inne materiały, ktoś daje owoce, ciasto albo torebkę gwoździ... Samo wyżywienie ponad 200 osób to wyzwanie, na miejscu jest ciągle pielęgniarka. Ale warto! - podsumowuje organizatorka.