242 w trumnach z tektury

Karina Grytz-Jurkowska

publikacja 19.08.2015 18:53

- Chcemy wołać: Nigdy więcej wojny! - mówił ks. Józef Bensz, żegnając ekshumowanych żołnierzy.

242 w trumnach z tektury   Ekshumacja szczątków żołnierzy niemieckich w Wierzchu. Uroczyste pożegnanie. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Spodziewano się ich około setki, wydobyto szczątki 242 osób. To największe takie skupisko, odnalezione w ostatnim czasie na Opolszczyźnie. Po 70 latach pochowani na cmentarzu w Wierzchu żołnierze niemieccy wrócą do swoich. Ich rodziny wreszcie otrzymają potwierdzenie informacji o śmierci bliskiej osoby, będą mogły zapalić znicz na jej grobie.

Nie dotrwali końca

Nieśmiertelniki - aluminiowe i ze stopu cynku, monety, menażki i pudełka, guziki i sprzączki, kunsztowny, zamykany medalion ze zdjęciem pięknej kobiety w środku… Święte medaliki i obrączki, szyna ortopedyczna, trochę amunicji, resztki butów i pasków, sztuczne szczęki oraz pożółkłe, kruche kości – tyle zostało z żołnierzy niemieckich pochowanych 70 lat temu na cmentarzu w Wierzchu.

Tam właśnie, w niewielkiej wiosce pomiędzy Głogówkiem a Prudnikiem, w 1945 roku trwały zacięte walki. Miejscowi mówili: „Tu w marcu zrobił się kocioł”. Żołnierze niemieccy starali się jak najdłużej utrzymać pozycję, by umożliwić swoim odwrót przed nacierającą z dwóch stron Armią Czerwoną. Do zakończenia wojny było zaledwie 1,5 miesiąca.

242 w trumnach z tektury   Znaleziony podczas ekshumacji medalion i medalik Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Wojsko radzieckie wchodzące do wsi miało rozkaz nie brać jeńców. - Z miejscowej szkoły, która została zamieniona na lazaret, słychać było bezskuteczne błagania rannych, chorych, by ich nie zabijać, bo w domach czekają na nich żony, matki. Miejscowi do dziś wspominają ich dramatyczne jęki i krzyki. Inni, nie chcąc dostać się w ręce Rosjan, zaminowali ciężarówkę przy wjeździe do wsi, z pomocą kolegów ulokowali się na niej, a gdy wroga armia nadciągała, wysadzili się - opowiada Leon Trinczek, jeden z mieszkańców.

- Po wojnie kobiety czyściły podłogi w tej szkole. Kiedy zmywały je jakimś środkiem, deski dosłownie się pieniły. Do dziś mam to przed oczami - dodaje inny.

Razem za życia i po śmierci

242 w trumnach z tektury   Prace obserwowali młodzi mieszkańcy Wierzchu Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Żołnierzy pochowano w kilku zbiorowych mogiłach, jedynie dwaj wojskowi z nieznanych przyczyn leżeli osobno.

- Podczas ekshumacji zorientowaliśmy się, że w jednym grobie złożono tych, którzy byli w lazarecie, bo przy szczątkach były jeszcze szyny, resztki opatrunków gipsowych, druty. Niektóre kości były złamane bądź przestrzelone, ale rany te nie były przyczyną śmierci. Do sąsiedniej mogiły, jak mówili miejscowi, pochowano tych, których zwieziono z okolicznych wsi. Widać, że część pogrzebano od razu, a innych dopiero latem lub jeszcze później, bo ciała już zdążyły ulec częściowemu rozkładowi – opowiada Andrzej Latusek z grupy, która przeprowadzała ekshumację pod kierunkiem Haralda Schroedtera z Niemieckiego Ludowego Związku Opieki nad Grobami Wojennymi (Volksbund Deutsche Kriegsgräberfürsorge).

Jak relacjonowali mieszkańcy, zwożenia i pogrzebania zwłok z braku mężczyzn podjęły się kobiety. Potwierdzał to sposób składania ciał w mogiłach - ciężsi, których trudniej było im przenieść, byli zsuwani na skraju grobów.

Wśród poległych byli przedstawiciele różnych jednostek, „pancerniacy”, piechota, saperzy, artyleria, ale też ktoś z lotnictwa, kompanii sztabowej, SS, sanitariusz. Spod pobliskiej Nysy i z odległych stron, w większości dwudziestoparolatkowie.

Pożegnanie

242 w trumnach z tektury   Każda kość została opisana Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Jeden z grobów, na którym umieszczono tablice upamiętniające z nazwiskami tych, których tożsamość udało się ustalić, miał zostać nienaruszony. Jednak w trakcie prac rada parafialna z proboszczem zdecydowali, że także zmarli tam leżący powinni wrócić do swoich. Stało się tak m.in. pod wpływem rozmów mieszkańców z ekipą prowadzącą prace. Licznie odwiedzani przez miejscowych, nasłuchali się podczas oczyszczania szczątków wielu wspomnień starszych osób, objaśniali, że jeśli znaleziono nieprzełamany nieśmiertelnik, to w rejestrach dany żołnierz figuruje jako „vermisst” - poszukiwany i rodzina nie ma o nim żadnej wieści; informowali, gdzie trafią wydobyte kości i przedmioty.

W tym właśnie grobie, który okazał się znacznie rozleglejszy niż wskazywały na to wymiary pomnika, znaleziono szczątki ponad 50 osób, najwięcej nieśmiertelników i piękny medalion.

Potwierdziła się też informacja o kilku lotnikach amerykańskich, którzy mieli być pochowani tuż obok jednego z masowych grobów. Znaleziono bowiem zakopane szelki ze spadochronu, jednak same ciała przypuszczalnie zostały ekshumowane zaraz po wojnie. Oznaczono też miejsce pochówku ofiar marszu śmierci, które zostały złożone na cmentarzu.

242 w trumnach z tektury   Podczas uroczystości trumny skropiono wodą święconą Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Od wojny, przez wszystkie lata o wojskowe mogiły dbały głównie dwie mieszkanki Wierzchu - Lidia Tomala i Małgorzata Pope. Z szacunku dla zmarłych, którzy byli czyimiś synami, mężami czy ojcami, i w nadziei, że grobami poległych z ich rodziny, którzy zostali „gdzieś w świecie”, też ktoś się zajął.

- Lata mijały, sił nam ubywa, więc dobrze, że wrócą do swoich albo na ten wojskowy cmentarz. Już możemy być o nich spokojne. Żegnajcie, zostańcie z Bogiem - żegnała wojaków, złożonych w niewielkich trumnach, które po nabożeństwie zapakowano i zabrano do Nadolic Wielkich pod Wrocławiem. Tam, na cmentarzu wojskowym, w listopadzie odbędzie się ich powtórny pochówek.

Ich cząstka zostaje

Trzy rzędy niewielkich, czarnych, tekturowych trumien, umieszczonych w kilku warstwach, jedna na drugiej piętrzyły się przed prezbiterium we wtorkowy wieczór, 18 sierpnia, w kościele św. Wawrzyńca w Wierzchu. Lekkie, bo zawierające zaledwie trochę kości. Każda opatrzona napisem Wierzch i numerem mogiły, w której znaleziono szczątki. Po latach zaśpiewano wreszcie w ich imieniu „Dziś moją duszę w ręce Twe powierzam…”, w akcie pokutnym pokropiono wodą święconą i odprawiono Eucharystyczną Ofiarę. W ich języku serca, po niemiecku oraz po polsku.

242 w trumnach z tektury   Pamiątkowe tablice i krzyż pozostały Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość W pracach ekshumacyjnych wyjątkowo pomagało kilku żołnierzy Bundeswehry. Oni też byli obecni podczas uroczystej Mszy św., którą pożegnano żołnierzy. Z uznaniem i wzruszeniem wypowiadali się o mieszkańcach, ich opiece nad grobami i ostatnim pożegnaniu zmarłych.

- Słyszeliśmy słowa proroka Ezechiela, przez którego Bóg przyrzeka ożywić wysuszone kości. (…) Były też słowa Pana Jezusa, jego przykazanie „Miłujcie swoich nieprzyjaciół”. Nie nienawiść czy zemsta, ale poszanowanie życia każdego człowieka jest zapisana w chrześcijaństwie. Tymczasem oba totalitaryzmy, i ten brunatny, i ten czerwony opierały się nie na tych słowach, ale na nienawiści – mówił w homilii ks. Wolfgang Globisch. Wskazał, że ci polegli, wykonujący przecież rozkazy, chroniący swoich towarzyszy broni, nie tylko nie otrzymali podziękowań czy medali, ale nawet godnego pogrzebu. - Nie wiemy, jak byli przygotowani na śmierć, tym bardziej więc trzeba nam modlić się za nimi, prosić o pokój ich dusz. Zabieramy z cmentarza kości, ale większość ich ciał zamieniła się już w proch i zostaje tutaj. Nadal więc możemy się modlić przy tym krzyżu i tablicach z nazwiskami, czekając na zmartwychwstanie - podsumował.

Informacje o miejscach, gdzie jeszcze mogą być groby niemieckich żołnierzy, można zgłaszać przez e-mail na adres: ekshumacje.zolnierzy@outlook.com lub telefonicznie pod numer: 607 821 173.