Dwadzieścia lat dobrej tradycji

ks. Tomasz Horak

publikacja 21.09.2015 08:18

Pielgrzymka Trzech Narodów: Czechów, Polaków i Niemców jest owocem natchnienia Bożego podjętego przez wielu ludzi skupionych wokół sanktuarium "Mariahilf" nad Zlatymi Horami.

Dwadzieścia lat dobrej tradycji "W podzięce Królowej Polski..." - na jednym sztandarze. Na drugim "Deutscher Freundschaftkreis in Schlesien". A panowie w komitywie. I tak trzymać! ks. Tomasz Horak /Foto Gość

W sobotę 19 września do sanktuarium Panny Marie Pomocné u Zlatych Hor, potocznie zwanego „Mariahilf”, przybyli znowu pielgrzymi. Ilu ich było? Nikt nie liczył, galeria zdjęć wystarczająco obrazuje liczebność tego spotkania u Maryi Wspomożycielki. Życzliwość jest cechą każdej pielgrzymki. Ale przy tej okazji dochodzi element szczególny. Jadąc od dolnego parkingu, wziąłem do samochodu trzy starsze panie. Na wstępie pytam: po jakiemu do was mówić? Śmiech. Żartujemy wszyscy. Bo tu można mówić po polsku, po niemiecku, a najlepiej po śląsku. „Po czesku też zrozumiemy”. I tak było przez kilka kolejnych godzin – języki się przeplatają, czasem już nie wiadomo, do kogo po jakiemu. Żaden problem, bo prawie wszyscy rozumieją innych, tyle że wygodniej mówić po swojemu.

Była to XX Pielgrzymka Trzech Narodów – i te duże litery są tu potrzebne, bo to określenie stało się własną nazwą corocznie powtarzającego się wydarzenia. Jeśli każdy przybywający otrzymuje do ręki liczącą 70 stron broszurę z tekstami pieśni, modlitw, kazania (a wszystko w trzech językach), to nie jest to jakaś tam przypadkowa akcja. To dobrze przygotowane wydarzenie – tak, jak dobrze przygotowany jest ten pielgrzymi przewodnik.

Ale przyjechał już ks. Wolfgang Globisch. Po znalezieniu spokojnego kąta (w pustej o tej chwili jadalni) mogę wysłuchać jego wspomnień sprzed dwudziestu lat. Opowiada o uroczystej konsekracji kościoła odbudowanego nawet nie z gruzów, ale z gołej ziemi – tak dokumentnie czeskie komunistyczne władze zburzyły w 1973 roku świątynię. 22 lata później nowy kościół na tym samym miejscu poświęcił arcybiskup ołomuniecki. I wtedy przyszła myśl – mówi ks. Globisch – co to będzie? W warunkach kraju, z którego wiarę wyrwano, życie tego sanktuarium będzie nikłe. Chyba że my, z polskiej strony, to ożywimy. A nie będzie to z naszej strony coś nowego, bo przecież ze strony Śląska od zawsze przybywały tu liczne pielgrzymki. Trzeba to po prostu odnowić. Z tego zrodził się pomysł, by co roku w rocznicę poświęcenia tego kościoła zapraszać tu pielgrzymów. I było czymś naturalnym, że będą to ludzie trzech kręgów językowych, trzech nacji czy narodów – Czesi, którzy są tu gospodarzami; Niemcy – bo tradycja i język niemiecki od wieków były na tych ziemiach obecne; Polacy – bo jest to jeden z nurtów tradycji Śląska, no i najbliższe sąsiedztwo. Napisałem odezwę do księży, opowiada ks. Globisch, zapraszając na obchody pierwszej rocznicy w jedności Polaków, Czechów i Niemców, wysiedlonych Niemców. Na tej uroczystości nie było żadnego biskupa. Ale uroczystość była piękna. I zarysował się wzorzec tych pielgrzymek. W kolejnych latach inicjatywa się rozkręcała, dużo zależało od pogody – w górach zawsze kapryśnej.

Trzy grupy językowe i narodowościowe... To były grupy często ze sobą skłócone, a nawet wrogo nastawione. A jednak spotkania stały się znakiem, że można być razem i wspólnie się modlić. I to nie tylko jest kontynuowane, ale przybrało w ciągu lat nowe formy wyrazu. Bez wątpienia ta myśl sprzed dwudziestu lat była błogosławiona. Z czasem pielgrzymki stały się wydarzeniami rangi oficjalnej, gdy zaczęli w nich brać udział biskupi – i nasi z Opola, i z czeskiej strony, i zapraszani biskupi czy prałaci z Niemiec. Takim szczególnym gościem był kilka lat temu kard. Joachim Meissner, który jeszcze jako dziecko pielgrzymował tutaj z rodzicami na początku lat 40. ubiegłego wieku. A same pielgrzymki stały się najlepszą informacją i promocją tego miejsca, tak że wielu pielgrzymów przybywa tutaj także przy innych okazjach.

Trzeba było zakończyć wspomnienia. Wrócił do ich treści biskup, dziękując na koniec Mszy ks. Globischowi. Bo jest za co – za wierność natchnieniu i za przepychanie się z pomysłem pod prąd. Tymczasem na placu przed kościołem liczba pielgrzymów rośnie. Wypełniły się zbocza otaczającej kościół skarpy. Pogoda była promienna. Ks. Piotr Tarlinski i ks. Piotr Brutkowski witali pielgrzymów i prowadzili modlitwę różańcową – oczywiście trójjęzyczną. Hasłem pielgrzymki były słowa „Bądźcie światłością świata”. Mszy przewodniczył ostrawsko-opawski biskup František Václav Lobkowicz. Kazanie zatytułowane „Cztery świece w życiu chrześcijanina” wygłosił biskup sufragan opolski Rudolf Pierskała (przypomnijmy: każdy pielgrzym miał w ręku tekst kazania w trzech językach). Ze strony niemieckiej obecny był ks. prałat Franz Jung z towarzyszącym mu o. Hubertusem Deuerlingiem – obaj z Münster.

Wsłuchując się od lat w trójjęzyczny śpiew pielgrzymów, wyraźnie się czuło, że współgranie trzech języków jest co roku doskonalsze i bardziej gromkie. Po Mszy była przerwa i czas dla ciała, by się posilić. Ale był to też czas spotkań – jako że wielu ludzi się zna i spotykają się tu już od wielu lat. Pielgrzymkę zakończyły nieszpory i uczczenie relikwii św. Jana Pawła II.