– Ty wiesz, że to grał Staszek Ożga? Ładnie śpiewa, ale do niczego gra. – Nie, gra dobrze, tylko śpiewa kiepsko.
Stanisław Ożga z synem Pawłem (po prawej), księdzem i znajomymi organistami
Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość
To komentarze, jakie po debiucie usłyszał młody Staszek Ożga. W tym roku uznany grodkowski organista i dyrygent obchodzi złoty jubileusz pracy artystycznej. – Dało mi to do myślenia, że niezależnie od ćwiczeń wszystkim się nie dogodzi – stwierdza muzyk.
Powołanie
I opowiada o początkach swojej przygody z organami: – Lubiłem swój kościół w Wiązowie, ale nie byłem ministrantem, a podczas religii chowałem się na chórku. Raz patrzę, szafa organowa otwarta, więc zerknąłem do środka i na tym przyłapał mnie proboszcz. Dostałem linijką po łapach i na tym się skończyło – wspomina.
Tu nastąpiła przerwa „w karierze” do 1965 roku, gdy niemal pełnoletniemu chłopcu przyśniła się zmarła babcia.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.