Ani nie dawali szans przeżycia

Andrzej Kerner

publikacja 11.02.2016 08:19

Sylwia Werner od 23 lat opiekuje się w domu córką, która urodziła się z ciężkimi wadami.

Ani nie dawali szans przeżycia Sylwia i Ania Werner Andrzej Kerner /Foto Gość

Ania Werner z Ostrożnicy nie potrafi mówić i chodzić. Kiedy chce coś powiedzieć, wydaje z siebie rodzaj krzyku, jęku. -  Kiedy się urodziła, nie chcieli mi jej dać ze szpitala. Mówili, że nie dam sobie rady. Już załatwiali papiery do zakładu opiekuńczego – wspomina Sylwia Werner, mama Ani.

Wraz z mężem zadecydowali, że nie oddadzą Ani do zakładu. - Dziecko potrzebuje miłości, a tam by tyle jej nie dostała - mówi pani Sylwia.

Przez 23 lata wraz z mężem (nieżyjącym od 4 lat) i córkami opiekuje się Anią, która urodziła się z przepukliną mózgowo-rdzeniową. Potem doszły inne choroby, m.in. padaczka.- Nie dawali jej szans przeżycia. Ale przeszła operacje i dalej żyła. Wszyscy byli zdziwieni - wspomina mama.

Kiedy Ani wysiadły nerki, trzeba było zacząć ją cewnikować. Sylwia nauczyła się tego od sąsiadki, która jest pielęgniarką. Teraz Anię cewnikują także jej siostry. - Wiele przeszliśmy w szpitalach i gabinetach lekarskich. To były historie, które mogą śmieszyć, a mnie wręcz przerażały. Na przykład byłyśmy na wizycie lekarskiej Ania dostała ataku padaczki, a pani doktor cały czas wypełniała jakieś druki, jak atak się skończył, zapytała, jakie Ania ma objawy padaczkowe… Nie mogłam załatwić wózka inwalidzkiego aż do 10. roku życia. Po prostu nikt nie chciał wypisać recepty. Ciągle mnie odsyłali gdzie indziej, na inny termin – opowiada Sylwia Werner.

- Nie ma krzyżyka, którego nie można udźwignąć. Nie ma rzeczy, których nie można przeżyć. Jakoś to życie idzie, tylko czasem trzeba kimś potrząsnąć, żeby pomógł. Nie było, żeby ktoś mi nie pomógł. Ale jak się czyni dobro, to dobro wraca. Łapię te sformułowania i się ich trzymam. Na mojej drodze się sprawdzają - mówi. - I co ciekawe: nigdy nie modliłam się o cudowne uzdrowienie. Dostałam ją, coś musiało być powodem, że dostałam ją. I jestem z nią. Po coś Ania taka jest - tłumaczy Sylwia Werner.

Więcej w najnowszym wydaniu „Gościa Opolskiego” nr 7 na 14 lutego.