Tajemnice archiwum przy ul. Stolarskiej

Andrzej Kerner

To wstrząsająca lektura. Od tygodnia nie bardzo potrafię się po niej pozbierać...

Tajemnice archiwum przy ul. Stolarskiej

Zacznę od wyznania swojej niewiary, a może powiem delikatniej – powątpiewania. Przez wiele lat uważałem, że to, co przekazali nam dawni dokumentaliści, jest raczej nieprawdziwe, podkoloryzowane, przesadzone, zbyt nieprawdopodobne. Że owszem - to, co zapisali jest piękne, ale trzeba się wczytać w głębszy sens ich przekazu, a treści nie trzeba traktować dosłownie .

Mówię o cudach św. Jacka Odrowąża, naszego świętego z Kamienia Śląskiego. Nie zliczę, ile razy byłem tam: na jackowych odpustach i nie na odpustach, w jego kaplicy i w całym jego sanktuarium.

Wiem o nim przecież całkiem sporo, pisałem niejeden raz, czytałem to i owo. Modliłem się przed jego ołtarzem wiele razy.

Ale o tym, że przywrócił życie kilku ludziom, wolałem nie myśleć. Inne cuda - owszem, owszem, w końcu jestem katolik, cuda się zdarzają, także uzdrowienia.

Ale wskrzeszanie umarłych? Nie, to zostawiałem z boku, a raczej z tyłu - w zamierzchłej przeszłości i średniowiecznej przesadzie w wychwalaniu świętych.

Tą niedbałością myślową wstrząsnęła we mnie lektura najnowszej biografii świętego napisanej znakomicie przez Elżbietę Wiater, teologa, historyka, redaktora (tytuł „Wierny Pies Pański” - polecam!). Zadałem Autorce pytanie wprost: czy wierzy we wskrzeszanie zmarłych przez Jacka. Odpowiedź była prosta: Tak, wierzę. To wystarczyło.

Zacząłem zadawać sobie wiele pytań, a podstawowe było takie: dlaczego spisujący cuda Jacka i znani z imienia świadkowie mieliby kłamać co do istoty wielkich zdarzeń, które chyba łatwo można było zakwestionować? Czy w archiwach krakowskiego klasztoru dominikanów przy ul. Stolarskiej przechowują fałszywki? Dlaczego wierzę w cuda św. Charbela, św. o. Pio, nie wykluczam niewiarygodnie wielkiej siły wstawienniczej modlitwy o. Johna Bashobory, a Jacka Odrowąża, wielkiego świętego, czczonego naprawdę na całym świecie, traktuję z lekceważeniem?

Już same te pytania - wcale nie jest to jeszcze mocna wiara w orędownictwo Jacka - sprawiają, że kiedy przejeżdżam pociągiem przez stację Gogolin (stąd najbliżej do Kamienia), coś się we mnie burzy, szarpie i wzywa do tego, co wydawało mi się do tej pory niemożliwe. Dlaczego miałbym nie wierzyć, że św. Jacek skutecznie pomoże w trudnej chwili?

Tym bardziej że - choć w świecie świętych wielkiego znaczenia to pewnie nie ma - jednak jest to święty najbliższy, stąd, z mojej ziemi. Swoim nie pomoże?