EDK - podsumowanie

Karina Grytz-Jurkowska

publikacja 20.03.2016 18:57

Nietypowe i subiektywne. Garść danych okraszona jest przemyśleniami uczestników i autorki.

EDK - podsumowanie   Razem, a osobno - w kilku miejscowościach grupy się mijały Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość To nie jest zwykła relacja z EDK. Dla porządku będzie w niej parę liczb, danych, jakaś opinia uczestników. Rok temu na tyle było mnie stać po przejściu EDK i odespaniu paru godzin. Tym razem, już dzień później, będzie trochę osobistych refleksji, pytań retorycznych i myśli z trasy.

Więc na początku garść statystyk.

W tym roku w naszej diecezji były już 4 trasy EDK. Uczestnicy dowiadywali się o nich najczęściej od znajomych, z kościelnych ogłoszeń, internetu, prasy bądź innych mediów. Najmłodsi liczyli 11-12 lat, najstarsi skończyli 60, byli studenci i pracujący. Znacząco przeważali mężczyźni, ale z roku na rok coraz więcej pań podejmuje wyzwanie.

Najstarszą, gogolińską nitką szły tym razem 53 osoby. Z Opola, skąd EDK ruszała po raz pierwszy z kościoła Przemienienia Pańskiego, marsz rozpoczęło ok. 250 osób. Na trasie pielgrzymi spotykali też idących do tego samego celu uczestników IV męskiej pielgrzymki, organizowanej przy jezuickiej parafii NSPJ.

Z Kędzierzyna-Koźla na Górę Świętej Anny podążyło ponad 130 osób, dwa razy więcej niż w ubiegłym roku, drugą - do sanktuarium św. Jacka w Kamieniu Śląskim wybrało 36 osób. Wśród uczestników byli nie tylko mieszkańcy tych trzech miast, ale też Nysy, Prudnika, Głubczyc, Raciborza i innych miejscowości. Także członkowie bractwa św Józefa z Jełowej i Zawadzkiego czy ewenement - grupa nowicjuszy - oblatów ze Świętego Krzyża, przybyłych z o. Bogusławem, który w zeszłym roku był na Pogorzelcu.

Jak zauważa Bartłomiej Tumiłowicz, koordynator kędzierzyńskich grup, ciekawostką jest, że średnia wieku wynosiła tam prawie 35 lat, gdzie według statystyk EDK w Polsce jest o 10 lat niższa. - To taka specyfika regionu. Nie wszystkim udało się przejść, może spróbują za rok, bo wiele osób idzie po raz kolejny - uśmiecha się inicjator akcji.

W drodze na Kalwarię

A teraz relacja uczestnicząca, subiektywna, nie „na gorąco”, ale już po odespaniu zmęczenia, u progu Wielkiego Tygodnia.

EDK - podsumowanie   A więc ruszamy... z placu kościoła św. E. de Mazenoda w Kędzierzynie-Koźlu Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Idę

Co sprawia, że „zwykły” człowiek, uczący się lub pracujący, decyduje się przejść nocą 40 km po to, by na trasie rozważać Drogę Krzyżową? Wyzwanie? Chęć przekroczenia swoich możliwości? Namowy znajomych?

- Idziemy rodzinnie, z moimi dziećmi. Ja z racji wieku i obowiązków biorę pod uwagę, że mogę zejść z trasy, ale będziemy się starali. Jest z nami jeszcze pracownik mojej firmy - opowiada Piotr Paskuda z Raciborza. - Mamy dużo intencji odnośnie do rodziny, pracy i przyzwyczajeń, które warto by zmienić. - Ja traktuję to jak rekolekcje, bo nie udało mi się w tym roku w żadnych uczestniczyć - dodają jego syn Krzysztof i córka Marysia.

- My już drugi raz, z nowymi intencjami. Bo warto iść i się trochę poruszać - mówią małżonkowie, Reinhold i Irmgarda Golenia z Dobrej.

Mnie przekonała radość uczestników gogolińskiej trasy, których dwa lata temu żegnałam przed wyjściem, a potem witałam zmordowanych, zmęczonych, ale szczęśliwych na rajskim placu. Teraz już sama uśmiecham się na samą myśl o EDK.

Kędzierzyn-Koźle, kościół oblatów. Zaczynamy Mszą św. Przy Komunii św. refleksja: „Jezu, przyszedłeś teraz do mojego serca, więc razem pójdziemy Drogą Krzyżową tej nocy”. I słowa oblata, o. Mariusza Piaseckiego, plastycznie przedstawiającego to, co spotkało Zbawiciela. Brutalny obraz, realistyczne szczegóły - w porównaniu z tym czekająca nas droga to ledwie przydługi spacer... I zdanie na pożegnanie: Tam gdzie kończą się siły, zaczyna się modlitwa.

EDK - podsumowanie   Kościół na osiedlu Azoty jest specjalnie otwarty dla pielgrzymów Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Droga

Do pierwszej, drugiej stacji korci, żeby gadać. Dzielić się wrażeniami, motywacją, poznać współtowarzyszy. Przy ostatnich każdy oszczędza siły. Tuż po starcie, gdy idzie się przez miasto, zdarza się słyszeć pod swoim adresem okrzyki i „żarty” od przechodniów, zwłaszcza jeśli ktoś niesie widoczny krzyż. „Stacja pierwsza: Pan Jezus na śmierć skazany” - czytamy... Ile On zniósł obelg? Wrogości, agresji... Dziś w kościołach brzmi Hosanna, wspominamy palmy niesione przez tłumy wiwatujące na jego cześć, gdy wjeżdżał do Jerozolimy. Kilka dni później krzyczeli „Precz! Ukrzyżuj Go”. Czy nie bronimy się przed krzyżem, nie wstydzimy się go? Kolejny przystanek w byłym obozie Blechhammer. Wielu straciło tam życie, wielu poddało się nienawiści. Do rozważania dokładamy „Wieczny odpoczynek” i prośbę o miłosierdzie Boże dla ofiar i oprawców. I ruszamy dalej.

Pierwsze kryzysy dopadają już w połowie trasy. Na kędzierzyńskiej frustruje dopadająca w Sławięcicach myśl, że od celu dzieli nas już tylko 26 km, a my jeszcze nie wyszliśmy z miasta. A tu już nogi bolą, jest po północy.

Bez GPS-a

W nocy wszystko wygląda inaczej, inaczej odbiera się przestrzeń, odległości. Są wskazówki - opis trasy i/lub mapa, ale i tak łatwo pobłądzić, przeoczyć charakterystyczny punkt, zwłaszcza idąc w pojedynkę, bo widać tylko to, co parę kroków przed nami.

- To, że ludzie się gubią, błądzą, że trzeba pilnować trasy, jest wpisane w tę drogę. Dlatego nie ma strzałek, oznaczeń, informacji na szlaku - mówi Bartek Tumiłowicz, koordynator kędzierzyńskiej EDK. Jak w życiu - mamy opis trasy, wskazówki, które pozwolą dojść do celu - Pismo Święte, przykazania... Dlaczego więc tak często, przez zwykłe gapiostwo, niedoczytywanie, perspektywę sięgającą ledwie dwa metry naprzód - błądzimy? Gdy raz źle skręcimy, wskazówki przestają się zgadzać, wydają się błędne. Jak szybko przychodzi refleksja, że to nie one są złe, tylko my podążamy nie w tą stronę? To, że idziemy grupą, nie zwalnia z czujności. Ileż to grup źle poszło tej nocy, nadkładając sporo kilometrów i sił?

EDK - podsumowanie   O świcie, u stóp Góry Świętej Anny. Tu już siły powoli się kończą Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Wstań i idź

Podczas postojów nie można siedzieć zbyt długo, bo robi się zimno. Ale z każdym kilometrem po chwili spoczynku trudniej wstać. Bolą wszystkie mięśnie, na nogach odciski, a plecak jakby cięższy... Jak trudno było Jezusowi? By ruszyć dalej, potrzeba motywacji. Są chwile, gdy idzie się tylko siłą woli, wstaje tylko dla podjętych intencji. Poczucie wyzwania to za mało. Podnieść może tylko miłość.

Stacje „Szymon z Cyreny pomaga...” „Weronika ociera twarz...”. Na tej drodze uświadamiam sobie po raz kolejny, ile znaczy obecność drugiego człowieka. Wystarczy, że kroczy obok, jest w zasięgu wzroku, że w oddali miga jego latarka. Tylko tyle, aż tyle. Wiedzieć, że nie jestem sam. Na ile ja podnoszę na duchu innych? Choćby swoją obecnością, uśmiechem, pomocą?

To moja druga EDK. Tym razem było łatwiej. Może była lepsza pogoda, ale i świadomość rozpierającej radości na finiszu. To dodało sił na ostatnie kilometry. Ostatnie podejście pokonywałam jak na skrzydłach, choć z zadyszką, wiedząc, że ledwie minuty zostały do spotkania z Nim na Mszy św. Czy Jezus dał radę unieść cierpienie i grzechy całego świata, bo znał Ojca i niebiańską radość? Bo szedł do Tego, którego kochał?

EDK - podsumowanie   Msza św. o 7.00 dla tych, którzy dotarli do celu Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość U celu

- Szedłem pierwszy raz, dowiedziałem się o EDK z internetu i jestem bardzo zadowolony, że mogłem uczestniczyć w takiej formie Drogi Krzyżowej, przynieść tutaj intencje, które noszę w sercu, i powierzyć je św. Annie. Jest to trud, który można ofiarować, inny sposób przeżywania tego nabożeństwa niż w kościele. Możemy poczuć zmęczenie i ból, który na pewno czuł też Chrystus, i w jakimś stopniu łączyć się z nim w tej drodze na Golgotę. Na pewno warto było, za rok na pewno spróbuję znowu, zachęcę znajomych - dzielił się wrażeniami Michał Pudełko z Opola.

Ostatnie podejście, stacja XIV przy krzyżu i odpoczynek na rajskim placu. Udało się. Dotarło, choć miało się ochotę zejść z trasy. Radość - w oczach, w sercu, w uśmiechu. Choć zmęczenie i ból dają się we znaki, głosy pogodne, zadowolone. I tylko kontrolne pytanie: Idziemy za rok? I oczywista odpowiedź: No pewnie!

Epilog

Rok temu od dotarcia na Górę Świętej Anny miałam w sercu szczęście i pokój Zmartwychwstałego. Choć trwał Wielki Tydzień, nie potrafiłam smucić się na Męce Pańskiej, bo rozpierała mnie wielkanocna radość, pewność Jego Miłości i tego, że z Nim mogę wszystko. Za każdym razem, opowiadając czy pisząc o EDK, uśmiechałam się. Dziś też piszę to rozpromieniona. Ekstremalna Droga Krzyżowa przeżyta z Jezusem kończy się wielkanocną radością. Też ekstremalną.

PS. Wielkie podziękowania należą się tym, którzy organizowali EDK w tych miejscowościach. Wytyczanie i weryfikacja tras (czyli przejście ich zarówno za dnia, jak i nocą), przygotowywanie materiałów dla uczestników, podawanie informacji, bycie „do dyspozycji”... To poświęcone przez wiele osób dni. Wszystko dla większej chwały Bożej i naszemu pożytkowi. Stąd i podziękowanie w najlepszej znanej walucie: Bóg zapłać!