Podróż w głąb siebie

ana

publikacja 22.03.2016 12:19

O doświadczaniu gór, wyprawie na bieguny i lekcjach, które daje życie, opowiadał Jan Mela, który był gościem w "Xaverianum".

Podróż w głąb siebie Prelekcji towarzyszyły przepiękne zdjęcia z Afryki, Azji, Rumunii czy wypraw na bieguny Ziemi Anna Kwaśnicka /Foto Gość

Dwa bieguny Ziemi, Elbrus, Kilimandżaro, triatlon, maraton, 4-miesięczna samotna wyprawa do Azji… To wszystko na koncie Jana Meli, który jednak mocno podkreśla, że cele wypraw są tylko pretekstem, by sobie i innym coś udowodnić.

– Pierwsza wyprawa z Markiem Kamińskim na biegun, która odbyła się prawie 12 lat temu, była oswajaniem się ze swoją niepełnosprawnością. Chciałem pokazać sobie, że mogę to zrobić bez ręki i bez nogi, że się nie poddam – mówił podczas spotkania z cyklu „Rozmowy o życiu i o wierze”, które odbyło się w Jezuickim Ośrodku Formacji i Kultury w Opolu.

– Marek Kamiński, który jest absolwentem filozofii, mówił mi, że każda wyprawa jest podróżą w głąb siebie. Początkowo nie przywiązywałem wagi do tych słów, ale teraz już wiem, że gdy w czasie wyprawy jesteśmy mocno zmęczeni, to odsłaniamy się, pokazujemy się takimi, jakimi jesteśmy naprawdę. W górach bardzo dobrze poznaje się ludzi, bo wtedy odsłaniają się zarówno ich dobre, jak i złe cechy – tłumaczył Jan Mela. Wyjaśniał, że kiedy czujemy się wycieńczeni, to zawsze obok nas może być ktoś, kto ma mniej sił. Czy pomożemy mu? Czy może zamkniemy się w sobie, by samemu dać radę, a jednocześnie zamkniemy na innych? – W górach widzimy zwierciadło samych siebie – podkreślał podróżnik.

Jan Mela opowiadał, że zawsze wolał podróżować z kimś, by móc dzielić przeżycia. – Trudy są zawsze lżejsze, gdy są z kimś dzielone, a piękne widoki, które odbijają się w oczach ukochanej osoby, są jeszcze piękniejsze – mówił. Ale samotną podróż też już ma na swoim koncie. Była to 4-miesięczna podróż po Azji. – Okazuje się, że kiedy podróżuje się w kilka osób, to spotykani ludzie czują do nas dystans. Inaczej jest, gdy podróżuje się samemu. Wtedy miejscowi ludzie chętnie do niego ściągają. Przez 4 samotne miesiące w Azji byłem na 3 weselach, kilkunastu proszonych kolacjach i setce spotkań na kawie, herbacie czy tajskim brandy – opowiadał.

Podkreślał też, jak ważne jest, by nie oceniać ludzi. – Od 13 lat, odkąd jestem osobą niepełnosprawną, ludzie zaczęli na mnie patrzeć przez pryzmat litości. Ale to nie ręce i nogi decydują o tym, kim jesteśmy i jakie jest nasze życie. Często kategoryzujemy ludzi na podstawie powierzchowności. To naprawdę jest przykre – tłumaczył Jan Mela.

Przyznał, że w życiu miał wiele momentów załamania, ale nauczył się, by nie rozpamiętywać za bardzo przeszłości, nie gdybać. – Wiedziałem, że każde doświadczenie jest po coś. Ale wiedziałem w teorii, w praktyce długo musiałem się tego uczyć, że trudne wydarzenie też potrafi być lekcją i prowadzić do czegoś dobrego. Jak Bóg zabiera coś z naszego życia, nie zostawia nas dziurawymi, ale daje coś w zamian. Po wypadku nie miałem pojęcia, jak będzie wyglądało moje życie. Wyjście ze szpitala zajęło mi 3 miesiące, przygotowanie do wyprawy na biegun – 1,5 roku, a stanięcie przed lustrem, by widząc w nim chłopaka bez ręki i nogi, powiedzieć sobie: „jesteś spoko, lubię cię” – 10 lat – podkreślał.

Spotkaniu, które było pełne pozytywnych myśli, towarzyszyły przepiękne zdjęcia z Afryki, Azji, Rumunii czy wypraw na bieguny Ziemi.