Czy Paryż płonie?

kgj

publikacja 24.06.2016 20:50

Miał w 1944 r. pytać gen. Dietricha von Choltitza, wojennego gubernatora Paryża sam Führer.

Czy Paryż płonie?   Bohaterowie prudnickiego spotkania z historią Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość

To był rozkaz, którego generał Wehrmachtu, dotychczas wiernie służący Hitlerowi nie wykonał. Dzięki temu Paryż ocalał - alianci przejęli go bez większych zniszczeń. Zgodnie z poleceniem Hitlera miasto miało zostać zrównane z ziemią.

Niektórzy historycy kwestionowali po latach rolę von Choltitza, twierdząc, że do zburzenia miasta nie doszło, bo hitlerowcy nie mieli wystarczającej ilości materiałów wybuchowych i wojska wobec działań partyzantów.

A jednak to on odwlekał tę decyzję, nie niszcząc choćby najważniejszych obiektów i równocześnie negocjując ze szwedzkim konsulem Raoulem Nordlingiem, który próbował go przekonać do kapitulacji i ocalenia miasta. Nie chciał też wsparcia z powietrza, zasłaniając się ewentualnymi stratami wśród niemieckich żołnierzy.

Tę historię, znaną przez pasjonatów można było usłyszeć wczoraj w Prudnickim Domu Kultury, podczas spotkania z synem generała, 72-letnim Timo von Choltitzem oraz Dagmarą Spolniak, autorką filmu pt. „Pod presją”.

Czy Paryż płonie?   Sala Prudnickiego Ośrodka Kultury była pełna Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość - Postać gen. von Choltitza jest postacią niejednoznaczną, kontrowersyjną. No i pochodzi stąd, jest synem tej ziemi, ród, z którego się wywodzi jest znany tutaj. No i uratowanie Paryża przed zniszczeniem, fakt, że to uczynił, choć tego nie mógł zrobić... Dlatego przede wszystkim chciałam zrobić dokument o nim. I cieszę się, że się udało, choć nawet sam Timo nie wróżył mi powodzenia - przyznaje tuż przed projekcją.

Dla Timo von Choltitza jest to także podróż sentymentalna, bowiem co jest mało znane, jeden z najsławniejszych generałów Wehrmachtu, ostatni gubernator Paryża urodził się w 1894 roku na zamku w niewielkiej miejscowości - w Łące Prudnickiej (ówczesne Gräflich Wiese).

Jego przodkowie kupili ten majątek w połowie XIXw. Rodzina Sedlnicki von Choltitz była spokrewniona z rodem Odrowążów, z których wywodził się także św. Jacek i bł. Bronisława, czczeni w Kamieniu Śląskim i całym Kościele.

Inny z przodków generała był gubernatorem we Lwowie, a także współpracownikiem austriackiego ministra spraw zagranicznych Metternicha. Śląska gałąź rodu była związana m.in. z Głubczycami i Opawą. Matka, Gertruda Rosenberg pochodziła w prostej linii od Marcina Lutra.

Sam Dietrich von Choltitz w wieku 14 lat, jeszcze przed I wojną światową, poszedł do armii cesarskiej, zgodnie z rodzinną tradycją. W Łące Prudnickiej został jego brat, który otrzymał majątek w spadku oraz siostry.

Po II wojnie majątek został przejęty przez państwo i mimo prób odzyskania nie udało się go wykupić, później proponowano mu sam zamek i 2 ha ziemi, zamiast dawnych 1700 ha.

Czy Paryż płonie?   Były i zdjęcia... Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Dziś Timo von Choltitz oraz jego rodzina nie mają roszczeń co do siedziby przodków. Cieszy się, że miał okazję zobaczyć jeszcze raz zamek, poznać tutejszych ludzi i podzielić się historią swojego ojca.

Jego zamiarem było tylko opowiedzenie o swoim ojcu, pokazanie go bez wybielania, ale z innej perspektywy niż zna ją większość Polaków, pokazanie zdjęć i dokumentów.

Mówiąc o jego służbie podkreślał, że gen. Dietrich nie był nigdy nazistą, ale jako zawodowy żołnierz karnie wykonywał rozkazy przełożonych, starał się, by jego oddziały ponosiły jak najmniejsze straty. Dlatego decyzja o odmowie zniszczenia Paryża była dla niego trudna.

- Wiedział, że taka niesubordynacja była wyrokiem śmierci zarówno dla niego jak i całej rodziny - opowiadał syn generała, dodając, że swoje motywy i rozważania opisał on później w książce.

Z jego perspektywy - dziecka, na którego chrzest ojciec przyjechał z frontu wschodniego, przez lata niemal ciągle nieobecnego, gdzie za życia ojca był zbyt młody, żeby móc porozmawiać z nim o tamtych latach, wreszcie Niemca, którym się czuje, otwarcie przyznawał: - Ojciec brał udział w walkach pod Łodzią i w bitwie nad Bzurą, w oblężeniu Sewastopola, miał udział w bombardowaniu Rotterdamu. I ten obraz w nim pozostał. Stąd pytał siebie „Co to da, że zniszczy Paryż?” Byłby odpowiedzialny za wiele ofiar, także wśród cywilów i swoich żołnierzy, uniemożliwiło by to jakiekolwiek pojednanie niemiecko-francuskie czy negocjacje dotyczące przyszłości Niemiec. Jako generał zdawał sobie sprawę z tego, że ta wojna jest już przegrana. I jak pisał - nie chciał zostać Neronem, znanym z tego, że spalił Rzym...

Czy Paryż płonie?   Jednym z widzów był sołtys Łąki Prudnickiej, który dziękował za wspomnienie w filmie o tej miejscowości Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Po dość emocjonującej dyskusji jeden ze słuchaczy stwierdził: - Jedni są znani i uznani za bohaterów za to, co zrobili, inni, jak gen. von Choltitz za to, czego właśnie nie zrobili, choć oczywiście nie jest postacią bez skazy...

Podsumowując Wojciech Dominiak, dyrektor POK i Muzeum Ziemi Prudnickiej, przestrzegał przed uproszczonymi i szybkimi ocenami. Przypomniał, że te ziemie były kolejno czeskie, polskie, na powrót czeskie, pod panowaniem Habsburgów, potem pruskie i wreszcie do 1945 r. niemieckie, choć ciągle zamieszkane przez Polaków, Morawian i Niemców, którzy byli wcielani do akurat obowiązującej armii.

Przytaczając historie usłyszane od mieszkańców, autochtonów bądź przybyłych ze Wschodu zakończył: - To są przeróżne, czasem piękne historie o tym, jak niektóre z tych osób zostały uratowane czy to przez Niemców, Polaków, Ukraińców czy też kogoś z NKWD. I myślę, że linia podziału między dobrem a złem biegnie w sercu i sumieniu każdego człowieka. Te ludzkie historie i dramaty giną w statystykach, dlatego musimy pamiętać o tym, co trudne, bolesne ale po to, by budować stabilną przyszłość, z otwartością.

Spotkanie zorganizował Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej. Podobne miało miejsce dzień wcześniej w Centrum Dokumentacji i Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku w Radzionkowie koło Bytomia.