Podwójna radość oblatów

ks. Tomasz Horak

|

Gość Opolski 33/2016

publikacja 11.08.2016 00:00

Ich dom w Bodzanowie ma charakter otwarty, rekolekcyjno-wypoczynkowy. Przyjeżdża tu wielu ludzi i wiele grup, m.in. wspólnoty Domowego Kościoła, wspólnoty misyjne, siostry zakonne, księża.

 Ks. Jan Bzdyl, superior klasztoru w Bodzanowie. W tle portret św. Eugeniusza, założyciela oblatów. Ks. Jan Bzdyl, superior klasztoru w Bodzanowie. W tle portret św. Eugeniusza, założyciela oblatów.
Stanisław Ludwa

28 sierpnia misjonarze oblaci z Bodzanowa koło Głuchołaz będą świętować dwie znaczące rocznice.

Przy bramie klasztoru

Fasada klasztoru przesłonięta tujami zdradza spore wnętrze budynku prostego, a funkcjonalnego. Z boku zarys kaplicy. Przy wjeździe do parkowego otoczenia czeka przełożony, ks. Jerzy Bzdyl OMI (te literki niebawem rozszyfrujemy). Witamy się, dyktafon do garści i pytam:

Ks. Tomasz Horak: Znam to miejsce od dawna. Krzyża tu nie było. To na upamiętnienie tych rocznic?

Ks. Jerzy Bzdyl: Tak i nie. Rok temu zostałem tu przełożonym i poznając otoczenie klasztoru, odnalazłem wielki drewniany krzyż zasłonięty drzewami. „Panie Jezu, trzeba by Cię z tego kąta wyciągnąć. Ale gdzie?”.

No i... odpowiedział?

Odpowiedział. Po kilku krokach uwagę przykuło miejsce przy wjeździe. Krzaki, dwa orzechy. Już wiedziałem. Jakoś to uporządkować, nie tylko oblaci będą Cię czcić, ale i z głównej drogi będzie widać.

Krzyż wygląda na całkiem nowy.

Pasyjka jest w idealnym stanie, ale sam drewniany krzyż przełamał się. Dobrego drewna nie mieliśmy. Ale przecież może być metalowy – jak nasze misjonarskie krzyże. Mamy po sąsiedzku Wakmet – zakład, w którym to zrobią. Zawsze pomagają klasztorowi. A ile jeszcze wokół krzyża zjawiło się treści głębszej niż sama robota! Krzyż budzi wiarę. Wiele by o tym mówić.

Ilu was jest w klasztorze?

Siedmiu. Ale lepiej pytać, ilu tu przyjeżdża. Dom ma charakter rekolekcyjno-wypoczynkowy. Jest zatem otwarty. Przyjeżdża wielu różnych ludzi i wiele różnych grup – wspólnoty Domowego Kościoła, misyjne, siostry zakonne, księża. Przyjeżdżają też indywidualnie ludzie, którzy potrze- bują wyciszenia, spotkania z Bogiem. Szukają kierownictwa duchowego.

Św. Eugeniusz i oblaci

Zgromadzenie Oblatów Maryi Niepokalanej świętuje jubileusz 200-lecia swego powstania. Trzeba więc sięgnąć do historii. Założycielem tego dzieła jest św. Eugeniusz de Mazenod. Przyszedł na świat w Aix w Prowansji (południowa Francja) w roku 1782. Rodzina szlachecka, ojciec prawnik. Czasy nie były zbyt ciekawe – rozpętała się francuska rewolucja. Dla wielu ucieczka z kraju stała się koniecznością. Młody Eugeniusz został z rodziną rzucony w nieznane: Nicea, Turyn, Wenecja, Neapol i wreszcie Sycylia. Wydarzenia wydają się ciągiem przypadków. Ale było inaczej – Bóg przygotowywał go do szczególnej misji. W wieku 29 lat zostaje księdzem bez parafialnego przydziału, ale z nakreślonym szerszym polem pracy. Szybko się zorientował, że nawet największy zapał i poświęcenie nie wystarczą. Trzeba wspólnoty myślących podobnie. Pięć lat później (1816) zawiązuje się jądro późniejszego zgromadzenia. Dwusetna rocznica tamtego wydarzenia to pierwsza radość tegorocznego jubileuszu. Praca z młodzieżą w mieście, misje w zaniedbanych wioskach, nowatorskie sposoby duszpasterzowania. Rozrasta się ilość członków wspólnoty, potrzebne stają się prawne uregulowania. Krystalizują się i dojrzewają, aż w roku 1826 papież Leon XII zatwierdza nowy zakon, nadając mu nazwę Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej. Oblaci – czyli oddani, ofiarowani. Komu? Maryi Niepokalanej. Skrót łacińskiej nazwy zakonu to owe trzy litery wspomniane na wstępie: OMI. Zatwierdzenie reguły stało się istotnym impulsem dla rozwoju zgromadzenia. Określenie „misjonarze” już wtedy było bardzo pojemne i takim zostało. Misje parafialne – i to wielotygodniowe, czyli nowa ewangelizacja w tamtych już czasach. Misje zagraniczne w krajach, gdzie chrześcijaństwo nie było jeszcze znane (na początek Kanada). Równolegle rozrasta się sieć klasztorów w Europie i powstają kolejne prowincje zakonne – z polską włącznie.

Klasztor w Bodzanowie

Po historycznej dygresji wracam do przerwanej rozmowy. Naprzeciw krzyża duży kamień, kwiaty, ozdobna zieleń... I tabliczka: „Skwer brata Leona”. Ks. Jerzy Bzdyl: Aaa, brat Leon! 93 lata życia, w zakonie przeżył siedmiu papieży. Ogrodnik, który pielęgno- wał nie tylko rośliny. Jego obecność, postawa, pogoda, pobożność, dobroć... Wszystko to formowało kandydatów do zakonnego życia.

Ks. Tomasz horak: Czyli kronika zgromadzenia i bodzanowskiego klasztoru. Czy to oblaci ten klasztor zbudowali?

Nie. Klasztor zbudowali przed ponad dwustu laty jezuici – miał służyć jako dom kuracyjno-wypoczynkowy dla zakonników. Kres temu położyła kasata zakonu, na to nałożyło się zajęcie majątków kościelnych przez państwo pruskie w 1811 roku. Dopiero 85 lat temu w posiadanie tego domu weszło Zgromadzenie Oblatów Maryi Niepokalanej. To byli zakonnicy prowincji niemieckiej zaproszeni przez proboszcza Głuchołaz.

I ta rocznica jest tą drugą radością waszych sierpniowych uroczystości?

JB: Tak. Bo choć po wojnie zmieniło się wiele, to nasze zgromadzenie wciąż tu jest obecne. Tu – na Śląsku, tu – w Bodzanowie.

TH: Zmieniło się wszystko. Na miejsce dawnych mieszkańców – Niemców osiedlono ludność z Podola i Podkarpacia. Przed 10 laty, w czasie jubileuszowej uroczystości, podkreślano wzorcowe, nacechowane pokojem i poczuciem jedności zakonnej przekazanie klasztoru z rąk prowincji niemieckiej do polskiej. Bez wątpienia wtedy, tuż po zakończeniu wojny, wobec waśni między narodami, nie było to łatwe. Ale między obiema prowincjami utrzymywała się i trwa nadal bliska współpraca...

JB: Tak jest w istocie. W budowanie jedności międzyludzkiej wiele może wnieść wspólne dziedzictwo wiary. A zakony wnoszą w to więzy dodatkowe. Czasy powojenne łatwe nie były. Degradacji ulegały budynki i ich otoczenie. Bliskość granicy państwowej stanowiła trudność w kontaktach klasztoru z ludźmi w głębi kraju. Mimo to oblaci obecni byli w życiu religijnym i parafialnym Śląska zawsze.

Obecna otwartość domu w tamtych czasach była chyba nie do pomyślenia.

Bogu dzięki, tyle spraw nabrało normalności. Dodam, że zyskaliśmy też sporo środków unijnych dla domu, a więc i dla przybywających tu gości. Standardy są dziś inne.

Czasem trudno zastać tu ojców...

Bo taka nasza praca dla Kościoła. Przypisani tu ojcowie sporą część czasu spędzają jako rekolekcjoniści, misjonarze ludowi w różnych, nieraz odległych parafiach. Najbliższa parafia to tutejsza, do której jeden z zakonników jest oddelegowany jako proboszcz.

A zatem zbliżające się święto jest nie tylko klasztorną uroczystością?

Jest to jubileuszowe święto zgromadzenia, jest to uroczystość tego klasztoru w jednym i drugim biorą udział parafianie i nasi przyjaciele.

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.