Aż iskry lecą

Karina Grytz-Jurkowska

|

Gość Opolski 40/2016

publikacja 29.09.2016 00:00

W piecu znów zapłonął żar, a odgłosy uderzenia młotków o rozpalone żelazo wypełniły kuźnię.

Praca wymaga ostrożności i synchronizacji. Praca wymaga ostrożności i synchronizacji.
zdjęcia Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość

Wrota kuźni Edardson w Dolnej otwierają się rzadko. Ostatnio okazją do tego był pokaz w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa. Ale dawniej, kiedy powstała po I wojnie światowej, kipiało w niej od pary, gorąca wydobywającego się z rozgrzanych węgli. Zleceń nie brakowało – właśnie tu robiło się podkowy dla koni, kotwy, obręcze do beczek, naprawiało części do maszyn rolniczych – np. lemiesze, które na kamienistych polach często się krzywiły. Świadczy o tym choćby fakt, że kuźnia ta była jedną z trzech w tej miejscowości. Była źródłem utrzymania rodziny do 1945 r., a po zmianie systemu politycznego, niesprzyjającemu prywatnej działalności i popularyzacji maszynowej produkcji, była używana coraz rzadziej, aż do śmierci gospodarza w 1965 roku. Potem zamarła.

Spadek

Historia zatoczyła koło, gdy parę lat temu młody prawnik z Opola otrzymał niespodziewany spadek. Zmarła ciotka zostawiła mu stary dom – należący do jego pradziadka Franciszka Pandla, razem z obejściem i ową kuźnią.

Dostępne jest 25% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.