Wzruszenia i kolce

Anna Kwaśnicka

|

Gość Opolski 03/2017

publikacja 19.01.2017 00:00

Dla dzieci i nastolatków z sierocińca była opiekunką, korepetytorką, przyjaciółką, starszą siostrą, matką, czyli zawsze tym, kogo podopieczni w danej chwili potrzebowali.

Magda przyznaje, że tamten świat stał się jej światem. Magda przyznaje, że tamten świat stał się jej światem.
Archiwum Magdaleny Miki

Od Zambijczyków uczyłam się życia bez pośpiechu, wdzięczności i skupiania na tym, co dobre. Ich świat stał się moim światem – mówi wprost Magdalena Mika, młoda opolanka, której serce rwie się ku Afryce.

Codzienność w sierocińcu

W 2014 r. Magda spędziła w Zambii 6 tygodni. Była wolontariuszką w sierocińcu Lubasi Home w Livingstone. Kiedy wróciła do Polski na ostatni rok studiów, podkreślała, że w Afryce zostawiła swoje serce. Nie pozostało jej nic innego, jak po serce wrócić. Dlatego pracowała z myślą, by zarobić na przelot do Zambii i opłacenie potrzebnych dokumentów. Pomogli jej przyjaciele, rodzina i biskup opolski. Zorganizowała też akcję charytatywną dla zambijskich dzieci z Lubasi Home, w której zebrała 11 tysięcy złotych. Tym razem w Livingstone spędziła rok. Ponownie w Lubasi Home.

– To sierociniec, w którym przebywa około 30–40 dzieci w wieku od 2 lat do pełnoletniości. W większości pochodzą z bardzo biednych rodzin, często ze środowisk patologicznych. Do ośrodka kierowane są przez opiekę społeczną i przebywają w nim do czasu, gdy zostaną połączone z rodzinami. Nie jest to ośrodek terapeutyczny. Chodzi w nim o danie dzieciom choć odrobiny normalności, stworzenie kochającego środowiska, w którym mogą dorastać i uczyć się – opowiada Magda.

Jako wolontariuszka na stałe mieszkała w sierocińcu i praktycznie była jedyną opiekunką, która z podopiecznymi przebywała przez całą dobę. Odpowiadała za bibliotekę, ale była też starszą siostrą, przyjaciółką czy korepetytorką. Uczyła maluchy czytania i pisania, a ze starszymi późnymi wieczorami siedziała nad chemią czy fizyką. – Nie było to dla mnie łatwe zadanie, ponieważ jestem psychologiem i nigdy nie uczyłam się, jak uczyć dzieci czytania, i to w języku angielskim. Z kolei szkolna wiedza z matematyki czy fizyki w dużej mierze mi uleciała, więc korzystając z ich szkolnych notatek, odświeżałam sobie informacje, by móc im wytłumaczyć przerabiany materiał. Można powiedzieć, że uczyliśmy się razem – podkreśla.

Jak z filmu

– Zambia jest jednym z biedniejszych krajów w południowej Afryce. Według konstytucji jest krajem chrześcijańskim i pokojowym – wyjaśnia wolontariuszka i podkreśla, że w tamtejszy świat weszła całym sercem. Zaprzyjaźniła się z Zambijczykami, z nimi spędzała czas, jadła to, co oni. Jej codziennością stał się brak ogrzewania zimową porą czy prysznic, z którego woda jedynie powoli kapała.

W Lubasi Home przez rok przeplatały się sytuacje trudne ze wzruszającymi. Jedna z nich nadawałaby się na filmowy scenariusz. Magda opowiada o chłopcu, który ukradł pieniądze i uciekł z sierocińca, zostawiając w nim swojego brata. Po jakimś czasie wrócił razem z ojcem. – Okazało się, że 8 lat temu chłopcy pojechali z wujkiem na wycieczkę. Kiedy skończyły im się pieniądze, wujek zgłosił się do opieki społecznej. Otrzymał zapomogę na powrót do domu, a chłopcy trafili do sierocińca. Ojciec początkowo ich szukał, ale wujek przekazał mu informację, że nie żyją. Po latach się odnaleźli – opowiada Magda.

Wspomina też 15-letnią dziewczynę, która położyła przed nią karteczkę z prośbą o rozmowę na zewnątrz. – Była wykorzystywana przez ojczyma, a rozmawiała ze mną m.in. o myślach samobójczych. Wydawało się, że rozmowa ją uspokoiła, ale po kilku dniach uciekła z sierocińca. To jeden z kolców, które przypominają mi o naszej bezradności – przyznaje. Mówi, że trudnych sytuacji nie było mało. Wymagająca była też pogoda, bo w tamtejszych upałach ciężko jest myśleć.

W Afryce ludzie mają czas

– Myśl o wyjeździe na misje mnie nie opuszcza. Wybierając się ponownie do Zambii, chciałam dać sobie więcej czasu na rozeznanie. Te pierwsze 6 tygodni to naprawdę było zbyt krótko. Poza tym zdaję sobie sprawę, że pomoc długotrwała jest zdecydowanie cenniejsza – wyjaśnia Magdalena Mika. – Roczny pobyt w Zambii dał mi szansę na wejście w tamtejszą kulturę, lepsze poznanie ludzi, a także na nabranie zambijskiej mentalności – mówi Magda, a spoglądając na zegarek, z uśmiechem wyraża zdziwienie, że nie spóźniła się na spotkanie.

– Mamy tak dużo aktywności zawodowych i rodzinnych, że trudno jest nam żyć powoli. W Afryce ludzie mają czas, by ze spotkaną na ulicy osobą dłużej porozmawiać, a nie tylko wymienić pozdrowienia. Są zainteresowani sobą nawzajem, dużo się uśmiechają. Wiem, że tu trudno żyć bez pośpiechu, ale chcę ten pośpiech trochę zracjonalizować – zaznacza. Zresztą mentalność afrykańska nie tylko w tym jednym punkcie ją zainspirowała.

– Żyjąc wśród Zambijczyków, wyzbywałam się poczucia powinności. Tu, w Polsce, wiele myślimy o tym, co ludzie powiedzą, jak powinniśmy postąpić, by nas dobrze odebrano. W Zambii ludzie nie kierują się tym. I nie narzekają. Złapałam się na tym, że narzekam tylko w języku polskim. Po angielsku, w rozmowach z Zambijczykami uczę się jak oni być wdzięczną. Ich modlitwa wiernych zawsze rozpoczyna się od podziękowania Bogu za dar życia – opowiada. I dodaje, że mentalnie jeszcze jest tam. I bardzo tęskni, zwłaszcza za dziećmi.

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.