Zimowa reanimacja

Anna Kwaśnicka Anna Kwaśnicka

publikacja 17.03.2017 13:15

- By pomóc bezdomnym, trzeba odkryć ich ścieżki i dyskretnie im towarzyszyć. Trzeba zdobyć ich zaufanie i sensownie pytać o potrzeby - wyjaśnia Artur Wilpert, koordynator Misji Garażowej Caritas.

Zimowa reanimacja Marek od 4 lat mieszka w nieogrzewanym garażu. Regularnie odwiedzają go pracownicy Caritas Anna Kwaśnicka /Foto Gość

Pana Marka poznajemy w miejscu, które stało się jego domem, w zimnym garażu osłoniętym od świata jedynie prowizoryczną dywanową kotarą. Siedzi przy stole na jednym z dwóch krzeseł. Na drugim leżą ciepłe koce. Przez pierwsze minuty wzrok przyzwyczaja się do ciemności. Po jakimś czasie można rozejrzeć się wokół. Podłoga czysta, nic nie rozlane, żadnych petów, na co uwagę zwraca Artur Wilpert, nalewając z termosu gorącą herbatę dla gospodarza. – U Marka zawsze jest posprzątane – mówi. Buty schowane w jednym miejscu, w ścianie wbity prowizoryczny wieszak na ubrania. Na nim ciepłe kurtki. Jest i szafka, a w głębi garażu posłanie, na którym pod wieloma warstwami koców pan Marek przesypia mroźne noce. Na stole ustawione w rządku m.in. cukier, butelka z wodą, pieczywo. – W nocy nie piję żadnych gorących napojów, bo potem jest mi jeszcze zimnej. Wydychane powietrze nie jest już parą, bo bardzo szybko zamarza – mówi. Na siebie zakłada kilka warstw ubrań. Podwójne skarpetki, swetry, kurtka. Unika mycia, bo potem czuje się jak z lodu. W ciągu dnia ma swoje ścieżki. Wie, gdzie ktoś mu zostawi słoik z zupą, gdzie może liczyć na chleb.

Przeżyć kolejny dzień

Garaże, altanki na działkach czy inne pustostany stają się domami dla tych, którzy nie poradzili sobie z problemami rodzinnymi, ekonomicznymi czy pociągiem do alkoholu. Stracili kontakt z najbliższymi, środki do życia, dach nad głową, znaleźli się na marginesie społeczeństwa, na samym dnie. W efekcie jedni lokują się gdzieś w pojedynkę, praktycznie unikając kontaktów, inni wolą mierzyć się z każdym dniem w grupie. Zimą do jednych i drugich z codzienną pomocą starają się docierać Krzysztof Moczko i Artur Wilpert, pracownicy Caritas Diecezji Opolskiej. – W mroźny ranek nic nie zastąpi termosu gorącej kawy czy herbaty, cukru, czekolady, zapałek, świec i pieczywa. To wszystko dowozimy na pustostany – opowiada Artur Wilpert. – Niektórzy bezdomni, przychodzący do Misji Garażowej, długo nie chcą zdradzić nam swoich kryjówek. Jednak dopiero kiedy możemy zobaczyć, w jakich warunkach śpią, możemy też konkretnie im pomóc. Czasem kilka koców nie wystarczy, a zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest nawet najbardziej prymitywne łóżko polowe, bo ono nie dotyka podłogi – wyjaśnia Wilpert, który od wielu lat pracuje z bezdomnymi.

Bez zaufania ani rusz

Kiedy przyjeżdżają do pustostanu, nie tylko przekazują rzeczy, ale starają się nawiązać rozmowę. – By pomóc ludziom bezdomnym, trzeba odkryć ich ścieżki i dyskretnie im towarzyszyć. Trzeba zdobyć ich zaufanie i sensownie pytać o potrzeby. Trzeba się z nimi i z ich problemami zaprzyjaźnić. Inaczej nie ma mowy o skutecznej pomocy. Jeśli bezdomni nam nie zaufają, to zmieniają kryjówkę i już ich nie odnajdziemy – podkreśla Artur Wilpert. Pracownicy Caritas poznali topografię bezdomności w Opolu. Wiedzą, jak spędzają dzień ci, którzy zamieszkali w pustostanach. Zimą regularnie odwiedzają ok. 20 osób, przywożąc im to, co pozwoli przeżyć jeszcze jedną dobę. Czasem bezdomni proszą o golarkę czy rozmowę telefoniczną z kimś z rodziny, a kiedy potrzebne jest opatrzenie ran, do akcji wkraczają pielęgniarki Caritas. – Współpracujemy z organizacjami pomagającymi bezdomnym, z noclegownią, ze schroniskami. Czasem udaje nam się przekonać kogoś, by zgodził się pojechać do schroniska. Niestety w 99 proc. przypadków po kilku tygodniach wraca. Obowiązkowość, wymagania co do punktualności czy trzeźwości przerastają go. Niemniej zimą cieszę się z każdego takiego pobytu w schronisku. To dla bezdomnych jak wyjazd do sanatorium, gdzie przez jakiś czas kąpią się, regularnie jedzą i mieszkają w ciepłym. Wracają do pustostanów z większymi siłami i szansami na przeżycie – mówi koordynator pomocy.

Gorący i syty posiłek

Te codzienne patrole wyrosły z Misji Garażowej Caritas, która jest jednym z ogniw pomocy bezdomnym w Opolu. W garażu przy Centrum Rehabilitacji dla Dzieci, które Caritas prowadzi przy ul. Mickiewicza, od poniedziałku do piątku o 13.00 wydawane są ciepłe posiłki. Bezdomni przychodzą trochę wcześniej, bo wiedzą, że czekają na nich gorąca herbata albo kawa. Zimą każdego dnia przychodzi ok. 50 osób. Jedni są codziennie, inni pojawiają się przez kilka dni, a potem znikają. Nieraz po czasie znów wracają. Łącznie przewija się ok. 130 potrzebujących. Siadają przy stole i cierpliwie czekają, aż dostaną talerz z jedzeniem i pieczywo. Nie ma przepychanek. Ci, którym nie uda się zająć miejsca przy stole, czekają na swoją kolej. – Niektórzy przychodząc do Misji, muszą pokonać nawet 4 kilometry, dlatego jedzenie, które im dajemy, musi być warte tego wysiłku. Oczywiście, nie chodzi o festiwal smaków, ale jeśli decydujemy się wydawać posiłki dla bezdomnych, to bądźmy uczciwi. Niech jedzenie będzie treściwe i smaczne – podkreśla Artur Wilpert.

Ratownictwo zamiast resocjalizacji

– Bezdomność wyłuska człowieka ze wszystkiego. Z życzeń, marzeń, ambicji i planów – podkreśla ks. Arnold Drechsler, dyrektor Caritas Diecezji Opolskiej. – Bezdomni są ludźmi, którzy stracili wszystko. By nie stracili życia, karmimy ich, ubieramy, otaczamy podstawową opieką pielęgniarską. To fundament ludzkich potrzeb – mówi. Dlatego w Misji Garażowej Caritas nie stawiają pytań, nie stawiają wymagań. – To tzw. projekt niskoprogowy. Wystarczy przyjść. Nie trzeba spełniać żadnych dodatkowych warunków – wyjaśnia ks. Arnold Drechsler, podkreślając, że kilkakrotnie starali się w Opolu o przyznanie im lokalu na prowadzenie pomocy dla bezdomnych. Bezskutecznie. Stąd rolę stołówki pełni niewielki garaż. – Jeżeli proponuje się bezdomnym udział w jakimś programie resocjalizacyjnym, frekwencja będzie prawie żadna. Resocjalizacja musi ustąpić miejsca reanimacji, ratownictwu. Są osoby, którym udało się wyjść ze stanu bezdomności, ale to są znikome przypadki, wśród podopiecznych opolskiej Caritas to nie więcej niż 3 proc. – wskazuje Artur Wilpert.

Pomagać, ale sensownie

Przez lata wokół Misji Garażowej zebrało się grono przedsiębiorców i osób prywatnych, które zwłaszcza w okresie zimowym wspierają działalność Caritas. Wśród nich są m.in. opolscy piekarze czy strzelecka fabryka obuwia roboczego. – To systematyczna, a nie jednorazowa pomoc – podkreśla Artur Wilpert. Jedni przekazują pieniądze na działalność Misji, inni ciepłą bieliznę czy odzież wierzchnią. – Otrzymujemy również dotację z Urzędu Wojewódzkiego, m.in. na środki opatrunkowe i lekarstwa – dopowiada koordynator Misji. – Nie możemy uprawiać rozdawnictwa, spełniać wszystkich zachcianek osób bezdomnych. Gdy im zbyt wiele damy, mogą rzeczy spieniężyć i kupić alkohol. Wszystkie działania muszą być przemyślane podkreśla Wilpert, wyjaśniając, że również gdy na ulicy zaczepia nas bezdomny, nigdy nie powinniśmy dawać mu pieniędzy. – Jeśli jest głodny, trzeba go nakarmić, dając mu do ręki jedzenie. Za pieniądze może kupić alkohol – przestrzega. Pomagając, nie możemy kierować się spokojem własnego sumienia, musimy rozważyć, co będzie dobre dla potrzebującego człowieka.

Tekst pochodzi z "Gościa Opolskiego" nr 7/2013.