Zwiastuny normalności

ks. Tomasz Horak

Podobnych i drastyczniejszych sytuacji w tamtych, „socjalistycznych” czasach było wiele. Moje wspomnienia są tylko przykładową ilustracją. Dziś jest inaczej. Po prostu dziś jest normalnie.

 Zwiastuny normalności

Patrzę na zdjęcie ściągnięte z któregoś z portali - młody prymicjant (czyli świeżo wyświęcony ksiądz) prowadzony na pierwszą Mszę w parafialnym kościele, za nim rodzice, obok dziewczynki z wieńcem. Idą przez pola wiosennego zboża. Spokój, jakieś ciepło bije z tej sceny.

Jedną twarz rozpoznajemy od razu - twarz pani premier rządu Rzeczypospolitej Polskiej. W wielu komentarzach czytałem, że „syn pani premier został księdzem”. No niby tak, ale powiedział bym nieco inaczej: pani Beata została premierem, gdy jej syn już był w drodze do kapłaństwa. To tylko takie uściślenie. Chyba ważne, bo podkreśla istotne, rodzinne korzenie powołania ks. Tymoteusza.

Moi Rodzice byli wtedy - gdy dojrzewało moje powołanie - nauczycielami szkoły podstawowej. Dużej, Polskiej i socjalistycznej. Tato od jakiegoś czasu po zawale serca był na rencie, wciąż aktywny społecznie wśród starszej młodzieży. Mama wciąż „przy tablicy”.

Tato Panu Bogu się nie naprzykrzał - ale nie dlatego, że tak mu nakazywała jego pozycja kierownika szkoły. Mama zyskiwała sobie miano dewotki. Jak na tamte czasy - przełom lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych - było to życiowo trudne. Nauczycielami byli dobrymi, przez mieszkańców (w większości Ślązaków mówiących w domach po niemiecku) szanowani, a nawet lubiani. Oni - ze Lwowa, Przemyśla i Turki nad Stryjem.

Piszę o tym, bo z jednego zdawałem sobie wtedy sprawę - z tego, że jeśli pójdę do seminarium, zrobię Rodzicom krzywdę (później dotknęła ona w jakiś sposób i mojego brata, wykładowcę na politechnice).

Powtarzałem sobie w myślach słowa Jezusa: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien” (pamiętałem: Mt 10, 37). To nie była teoria, to był cień nad życiem... Mama wkrótce z hukiem została wyrzucona z pracy w szkole.

Tatę wezwali do wydziału oświaty i nakrzyczeli: „myśmy wam powierzyli cudze dzieci, a wy nie potrafiliście swojego wychować”. Ale miejscowi Ślązacy nie wyrzucili nas z luksusowego mieszkania w budynku urzędu gminy - i tam były moje prymicje. Nie wiem, czy ktoś z tego powodu nie beknął.

Kontakty kleryka z domem były wtedy ograniczone. Telefonów nie było, mama przyjeżdżała do mnie, tato nie bardzo - zdrowie mu nie pozwalało. Rodzice wszystko przede mną taili. Skutecznie. Nie pamiętam, kiedy się o niektórych sprawach dowiedziałem. Mama, żeby dorobić do emerytury (dostała ją jednak) imała się różnych zajęć - także zbierania ziół dla Herbapolu.

Podobnych i drastyczniejszych sytuacji w tamtych, „socjalistycznych” czasach było wiele. Moje wspomnienia są tylko przykładową ilustracją. Dziś jest inaczej. Po prostu dziś jest normalnie.

Darujcie sobie niektóre komentarze, czy głupie uśmieszki przy wspomnianym zdjęciu. Nie opowiadajcie idiotyzmów ani o faszyzmie, ani o tym że gorzej niż za Bieruta. Młodsi nie wiedzą, ile kosztuje powtarzanie sobie wspomnianego zdania z Ewangelii..., starsi, którzy wymyślają bądź powielają księżycowe bajdy, pewnie są jak Europa – stracili pamięć i dlatego nie widzą przyszłości.

Księże Tymoteuszu! Spotkasz ludzi, którzy będą Cię traktowali z dziwną atencją – bo to „syn pani premier”. Uśmiechaj się do nich, ale zachowaj dystans. Spotkasz i takich (choćby na medialną odległość), którzy będą czyhali na jakieś Twoje potknięcie - żeby niepolitycznie dołożyć pani premier. Ufam, że nie dasz im powodów.

Ufam także, że ta normalność, jakiej różne zwiastuny w Polsce widać coraz częściej, w końcu zwycięży. Nienormalnych nie braknie, wiem. Ale niechby byli sobie takimi nie pasującymi do krajobrazu dziwakami.

Jeśli coś bardzo Cię wkurzy, to pojedź do Soblówki i od kościoła przez Hutyrową wejdź na Wielką Rycerzową. Wiesz, jakie stamtąd są przepyszne widoki? Tam nawet różaniec inaczej smakuje. Niech Cię Bóg prowadzi!