Jak się robi najlepsze wino w Polsce?

AK

publikacja 22.07.2017 11:39

Przewodniczący międzynarodowego konkursu winiarskiego nie mógł uwierzyć, że najlepsze w Polsce wino zrobili tak młodzi winiarze.

Jak się robi najlepsze wino w Polsce? Jolanta i Marcin Cwielong prezentują swoje nagrodzone wino Muscatto Andrzej Kerner /Foto Gość

– Dobry rok. Odpowiednio dobrane drożdże. Próby i błędy. Radzenie się znajomych. Wpływ na jakość ma odpowiednia zawartość cukru i kwasowość w winie. Dlatego ważny jest odpowiedni termin zbioru. Przed prasowaniem winogron oddzielamy szypułki od gron, żeby do wina nie dostał się gorzki smak. Nie dodajemy ani grama cukru – mówi Marcin Cwielong z Balcarzowic o niektórych receptach na zrobienie dobrego wina.

Białe wytrawne Muscatto wyprodukowane w winnicy prowadzonej przez rodziny Cwielongów i Olszewskich w Balcarzowicach i Grzeboszowicach zdobyło złoty medal na największym międzynarodowym konkursie winiarskim w Polsce – „Galicja Vitis 2017”. Uznane zostało za najlepsze białe wino wytrawne w Polsce, a w Europie sklasyfikowane zostało na miejscu szóstym.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że winnicę Cwielongowie i Olszewscy założyli zaledwie 4 lata temu. Rok temu ją zarejestrowali (po niemal dwóch latach urzędniczej mitręgi), a w tym roku uzyskali prawo sprzedaży swoich produktów. Do konkursu w Krakowie zgłosili się na kwadrans przed upływającym terminem na zasadzie „a co nam zależy”. Przewodniczący krakowskiego konkursu nie mógł uwierzyć, że najlepsze w Polsce wino zrobili tak młodzi winiarze. Dopytywał, kto z zagranicy prowadzi ich winnicę.

Tymczasem ta winnica to ich hobby, radość. Pracują na niej rodzinnie, młodzi po godzinach pracy, a rodzice – zamiast zażywać zasłużonego odpoczynku na emeryturze. W czasie winobrania do pomocy przy zbiorach przychodzą mieszkańcy wioski. Za darmo. – Tylko ręce opadają, kiedy urzędnicy utrudniają nam pracę. Nie dziwię się, że w woj. opolskim tylko dwie winnice są zarejestrowane, a kilkadziesiąt pozostałych działa na własny użytek. Człowiek chciałby latać, a tu ciągle podcinają skrzydła. Nam np. radzono, żebyśmy naszą winiarnię założyli na terenie strefy przemysłowej! A przecież w Austrii przy jednej uliczce w wiosce jest i kilkanaście winiarni – mówi M. Cwielong.

Entuzjazmu mimo wszystko im nie brakuje. Prestiżowa nagroda przyniosła satysfakcję i rozgłos. Najbardziej jednak cieszą efekty pracy.

– W ciągu roku praca w winnicy nie jest łatwa, jakaś specjalnie atrakcyjna. Ale kiedy się zaczyna robienie wina, kiedy trzeba go próbować, żeby przejść do następnego etapu produkcji, wtedy robi się coraz weselej – śmieje się Marcin Cwielong.

Więcej o Winnicy Rodzinnej Cwielong-Olszewski w „Gościu Opolskim” nr 30 na 30 lipca.