Męczennik z Winowa

Anna Kwaśnicka

publikacja 21.06.2018 00:00

– Błogosławiony o. Alojzy Liguda pokazuje nam, do czego powinien dojrzeć chrześcijanin – mówi o. Mirosław Piątkowski SVD.

Rozmowa po premierze toczyła się długo. Rozmowa po premierze toczyła się długo.
Anna Kwaśnicka /Foto Gość

Film dokumentalny pt. „Do światła” opowiada o tym, kim był bł. o. Alojzy Liguda SVD, jakim był człowiekiem i kapłanem. Ukazuje też głębię wiary i nieugiętość księży więzionych w obozie koncentracyjnym w Dachau. Premierowy pokaz filmu, którego reżyserią zajęła się Beata Maliszkiewicz, a zdjęcia wykonał Marek Zarankiewicz, odbył się w niedzielę 10 czerwca w kościele parafialnym Ducha Świętego w Opolu-Winowie.

Chrystusowy do końca

90-minutowy obraz, wyprodukowany przez Stowarzyszenie bł. Alojzego Ligudy i Towarzystwo Alternatywnego Kształcenia, prowadzi widza od dzieciństwa, które młody Alojzy przeżył w podopolskim Winowie. Poznajemy środowisko, w jakim się wychowywał i kształtował. Razem z nim podejmujemy naukę w szkole werbistowskiej, trafiamy na front, wstępujemy do seminarium, podejmujemy studia filologiczne i pracę wychowawczą.

To, co niewątpliwie jest ogromną wartością filmu, to fakt, że na ekranie o. Liguda ożywa we wspomnieniach rodzinnych; wspomnieniach jego uczennic, kleryków, współbraci. Z zebranych relacji wyłania się człowiek głębokiej wiary i zaufania Bogu, ojcowsko troszczący się o innych, dowcipny, silny, trzeźwo myślący, odpowiedzialny i oddany Chrystusowi. Co więcej, o. Liguda tych cech nie utracił w nieludzkich warunkach obozu koncentracyjnego w Dachau, w którym został zamordowany. Do końca stawał po stronie słabszych. – Ten film ma bardzo głębokie przesłanie wiary. Ukazuje, jak bardzo bł. Alojzy został przeniknięty Chrystusem. Dla niego najważniejsza była nie tyle narodowość niemiecka czy polska, ale miłość do Chrystusa. Gdzie trzeba było, stawał po stronie ofiar. Pokazuje nam, do czego powinien dojrzeć chrześcijanin i jak są mali ludzie, którzy wykorzystują przeciwko sobie temat narodowości – podkreśla o. Mirosław Piątkowski SVD.

Podróż przez życie błogosławionego

– Kiedy zaczynałam pracę nad filmem, miałam świadomość, jak my, parafianie z Winowa, mało wiemy o bł. o. Alojzym – mówi Beata Maliszkiewicz, scenarzystka i reżyserka. – W czasie powstawania filmu o. Henryk Kałuża był nam przewodnikiem po świecie werbistów, a s. Stefania Haywart, karmelitanka z Dachau, prześwietlała dla nas dostępne materiały obozowe. Wymieniłyśmy ze 150 mejli. Nawet dzisiaj do siebie pisałyśmy, bo za każdym razem, jak coś nie szło, to ona się modliła – opowiada reżyserka. Po pokazie twórcom filmu: Beacie Maliszkiewicz i Markowi Zaramkiewiczowi podziękował ks. Eugeniusz Ploch, winowski proboszcz. Gromkie oklaski i ocierane łzy są świadectwem tego, jak bardzo obraz poruszył pierwszych jego odbiorców. – Oglądanie tego filmu wzbudziło we mnie poczucie dumy, że należę do tego samego zgromadzenia, które wydało tak wspaniałych współbraci – mówi o. Andrzej Danilewicz SVD, rzecznik prasowy polskiej prowincji Zgromadzenia Słowa Bożego.

– Praca nad filmem trwała 3 lata i była niesamowicie piękną przygodą. Chciałam pokazać drogę do świętości o. Alojzego, ale ostatecznie film jest spojrzeniem na świętość kapłanów. Jestem przekonana, że o. Alojzy tego właśnie chciał. Czuję wielką pokorę wobec świadectwa tych księży. W Dachau objawiała się siła ich wiary i potęga Boga. Bóg jest wielki – podkreśla Beata Maliszkiewicz. – Pracując nad filmem, odkrywałem, jak o. Alojzy był wewnętrznie silnym człowiekiem. On potrafił mnie zachwycić. Stał się moim kumplem i bardzo się cieszę, że go poznałem – dodaje Marek Zarankiewicz.

Święci wracają

– Kiedy bł. Alojzy odchodził, miał zaledwie 44 lata. Ale koniecznie trzeba zauważyć, że okres w Dachau był pokłosiem tego, jak żył. Nad taką wspaniałą postacią nie możemy przejść obojętnie – podkreśla ks. Waldemar Klinger, który przez 23 lata był proboszczem winowskiej parafii. – Pamiętam pierwsze kroki, kiedy jeszcze nie myślałem o beatyfikacji naszych męczenników. Trafiłem do pani Otylii Josek i jej męża Alojzego. Na strychu była walizka z dokumentami, którą o. Liguda spakował, opuszczając Górną Grupę. Pastor protestancki przechował je i przywiózł do Winowa. Jak to złapałem, to wiedziałem, że z rąk już nie wypuszczę. Dzięki temu ruszył proces beatyfikacyjny – opowiada o. Henryk Kałuża. – Materiał rósł bardzo szybko. Dziś teczki, które mam, mogę liczyć na metry, a nie na sztuki – dodaje.

Podkreśla, że święci wracają. – Tego żaden system nigdy nie będzie w stanie zniszczyć. Pod tym względem można być spokojnym – mówił. – Tylko trzeba dorosnąć do tych wartości, które widzieliśmy w filmie. Co nas czeka, tego nikt z nas nie wie. Ale myślę, że przywołane w filmie postacie mają nam coś do powiedzenia w rzeczywistości, w której żyjemy, w której jest coraz więcej lęku przed wyznaniem, że jest się wierzącym, w której jest coraz więcej lenistwa przed konsekwentnym chrześcijaństwem. Myśli o. Alojzego są świeże po dzisiejszy dzień, wystarczy nad nimi się pochylić i trochę zastanowić – tłumaczył o. Kałuża.