Bardzo mnie dziwi, że tutaj wszyscy ciągle coś jedzą

ak

publikacja 23.06.2018 19:55

Katechista Rafael Ouedraogo z Burkina Faso spotkał się z ludźmi, którzy finansują edukację 424 dzieci z jego kraju.

Bardzo mnie dziwi, że tutaj wszyscy ciągle coś jedzą O. Rafał Segieth przekazuje uczestnikom programu "Dać nadzieję" informacje o ich podopiecznych Andrzej Kerner /Foto Gość

- Wasza pomoc nie ogranicza się jedynie do strony materialnej, ale stoi za nią również niesamowita troska, zaangażowanie, a także pomoc duchowa. Dzięki Waszej fantastycznej postawie los tych dzieci się odmienił. Zapewniliście im nową i inną przyszłość. Od nich będzie zależało, jak tę przyszłość wykorzystają - mówił o. Błażej Kurowski, dyrektor franciszkańskiego ośrodka misyjnego na Górze Świętej Anny do około stu osób uczestniczących dzisiaj w spotkaniu osób biorących udział w programie „Dać nadzieję”.

To program pomocy edukacyjnej, którym od prawie 13 lat objętych jest 424 dzieci i młodzieży z Burkina Faso (jeden z najbiedniejszych i najmniej rozwiniętych krajów świata). Ten program został wymyślony przez franciszkańskiego misjonarza o. Rafał Segietha, wówczas proboszcza w Korsimoro. Zasada jest taka, że osoba, szkoła, klasa, stowarzyszenie albo instytucja decydują się na pomaganie konkretnemu dziecku, opłacając co najmniej roczne koszty jego edukacji, tj. 50 euro (opłata za szkołę, przybory szkolne, czasem na jedzenie i ubranie). Pieniądze są przekazywane sukcesywnie (nie naraz cała kwota) szkołom i rodzicom dzieci przez o. Rafała i jego miejscowego katechetę Rafaela. Dzieci objęte pomocą uczą się w 70 szkołach w promieniu 55 km od Korsimoro.

Zarówno o. Rafał, jak i katecheta Rafael Guétwende Ouedraogo z wioski Niongtenga w parafii Korsimoro byli dzisiaj na Górze Świętej Anny. Katechista mówił o życiu mieszkańców, o dzieciach uczestniczących w programie. - Bardzo mnie dziwi, że tutaj wszyscy ciągle coś jedzą. U nas jest inaczej, rano zje się troszkę i potem do wieczora nie ma nic, a wieczorem też nie wiadomo… - mówił młody Burkińczyk, ojciec pięciorga dzieci. Kiedy pytano go, czego mogą potrzebować dodatkowo dzieci objęte programem, był jakby zdziwiony. - Jedzenia… - mówił. O. Rafał dodawał wprost, że ludziom w Burkina Faso znowu grozi głód. - Pierwszy zasiew im wysechł zupełnie. Od początku czerwca nie spadła ani kropla wody. Jak wyjeżdżaliśmy, było 45 stopni gorąca. Kompletna susza, wszystko wypalone. Ten rok znowu może być trudny dla wielu z nich - mówił misjonarz. Rodziny mają dylemat, czy jeść ziarno, które mają w zapasach, czy je wysiewać ponownie.

Bardzo mnie dziwi, że tutaj wszyscy ciągle coś jedzą   Katechista Rafael Guétwende Ouedraogo z rodzicami adopcji serca jednego z burkińskich dzieci Andrzej Kerner /Foto Gość Katechista Rafael wzruszył obecnych pięknym śpiewem części stałych Mszy św. w rodzimym języku. W swojej wiosce - razem z żoną - przewodniczy niedzielnemu nabożeństwu, podczas którego udziela także Komunii Świętej.

O. Segieth podkreślał, że programem objęte są dzieci potrzebujące, bez względu na wyznawaną religię - także muzułmanie czy wyznawcy rodzimej religii tradycyjnej opierającej się na kulcie przodków. - Niektóre dzieci muzułmańskie i ich rodzice dzięki temu przychodzą do nas i stają się chrześcijanami. To samo wyznawcy religii tradycyjnych. Choć o to wcale nie zabiegamy, bo nie taki jest cel programu „Dać nadzieję” - mówił misjonarz.

Obecni na spotkaniu byli bardzo zainteresowani losami tych, których objęli adopcją serca, pytali o ich postępy w nauce, o. Rafał przywiózł także ich aktualne zdjęcia. - Mieliśmy jedno dziecko - Isidora - którego wspomagaliśmy przez dziesięć lat. Teraz jest już dorosły, wyuczył się na stolarza i pracuje w mieście w swoim zawodzie. Dzisiaj złożyliśmy deklarację, że będziemy finansować następne dziecko. Tym razem poprosiliśmy, żeby to była dziewczynka - powiedzieli państwo Jarosław i Iwona Kwiekowie z Kędzierzyna-Koźla.

Więcej w „Gościu Opolskim” nr 27/8 lipca br.

Bardzo mnie dziwi, że tutaj wszyscy ciągle coś jedzą   Uczestnicy tegorocznego spotkania "Dać nadzieję" przed Domem Pielgrzyma Andrzej Kerner /Foto Gość