W Claremorris mieście spędzę nockę rozpustną

Andrzej Kerner

Weźcie na uspokojenie. To nie ja! To ślepy poeta Anthony Raftery.

W Claremorris mieście spędzę nockę rozpustną

Tak bowiem – jak w tytule stoi – pisał ten legendarny wędrowny poeta irlandzki w wierszu „Kraina Mayo”. Jakieś dwieście lat temu, zatem dawne to czasy, wolno spojrzeć na poetę z pewną wyrozumiałością dla ekstrawaganckich wynurzeń. Tyle że samemu chciałoby się wydobyć z siebie od czasu do czasu taki przeraźliwie szczery głos.

Byłem i ja niedawno w krainie Mayo. Jakieś sześć mil angielskich od Claremorris – gdzie też spędziłem piękne godziny – jest Knock. I to Knock – dzięki przychylności niebios i redakcji „Gościa” (kolejność przypadkowa) – było celem niespodziewanej podróży. W niedzielę 26 sierpnia będzie tam papież Franciszek.

Gdybym miał opowiedzieć wszystko, co mi się tam, a potem w Dublinie przydarzyło, pewnie nie uwierzylibyście. Więc daruję sobie tę opowieść.

Jedno powiem, bo muszę: cudnie, pięknie tam było. I jest. Więcej napisałem o tym tu i tu.

Irlandczycy od co najmniej ósmego wieku znają wiersz, a teraz sławną na cały świat pieśń „Be Thou my vision”. Bądź Ty moją wizją. Po jedenastu wiekach doczekali się: w zapadłej wiosce na zachodzie Wyspy, w tragicznych, ciężkich czasach piętnastu wieśniaków (od dzieci po starców) przez dwie godziny w ulewnym deszczu było świadkami niezwykłej wizji. Maryja, św. Józef, św. Jan Ewangelista i Baranek Boży (wielkości pięciotygodniowego jagnięcia!) w otoczeniu niezwykłego blasku i fruwających aniołów. I ani słowa z ust Maryi, Józefa czy Jana. Niezły – swoją drogą – żart z Irlandczyków, którzy gadać po prostu muszą non stop.

I ta cisza nadal tam jest. Niezwykły spokój na wszystkich, przepełnionych zielenią, hektarach sanktuarium. Największy chyba w kaplicy objawienia.

Siedzieliście kiedyś obok Amerykanki – a nieco dalej stała oparta głową o ścianę Francuzka – oraz w towarzystwie paru jeszcze osób w ciszy absolutnej, wpatrując się tylko w Hostię (a tu również w figuralną scenę objawienia) tak, że ta cisza była aż gęsta? Ale nie tak gęsta, żeby nie mogły spływać łzy. Które płyną i nie przestają, i nikt się nie dziwi, nie zerka ukradkiem? Podobnie w kościele parafialnym – po sakramencie chorych udzielanym tutaj także młodym ludziom – ciche łzy płyną po wielu twarzach. Nikt się nie wstydzi, nikt ich nie kryje. Ja też.

Bądź Ty moją wizją. Ty, Światło, prowadź, przez ciemności i ból. Bo inaczej zginę, bez dwóch zdań.

Takie – mniej więcej – były moje nocki dwie w Knock wioseczce.

PS 1. A co do spraw innych, a głośnych: tu się jakoś nie odczuwa smutku z powodu upadku Kościoła w Irlandii. Czuje się spokojną radość wiary, pewność innego świata.

PS 2. Jak papież usiądzie na moim miejscu w kaplicy objawienia, to, jak mi Bóg miły, nie wypiorę spodni, w których tam siedziałem, do końca swoich dni!