Do obyczajowości wdziera się polityka. Owszem, polityka wśród swych celów powinna mieć kształtowanie obyczajowości.
Wśród dawnych reguł brakuje narzędzi do analizy zmieniającego się świata ludzkich zachowań.
Tak było od wieków. Samo zjawisko jest pozytywne – jeśli tylko obyczajowość oznacza moralnie dobrą stronę życia. Jest i drugi warunek: polityka powinna tworzyć ramy dla pozytywnych wartości życia ludzi. Bieda zaczyna się wtedy, gdy polityka – jakiejkolwiek opcji – siłą nacisków wywiera presję na społeczeństwo. Równocześnie jednak polityka musi tworzyć zdecydowane ramy obyczajowości. Jak? Tworząc prawo, które określa warunki brzegowe różnych zachowań jednostkowych czy społecznych. A nie jest to łatwe zadanie. Bywa jeszcze inaczej – gdy polityka broni albo wręcz promuje obyczajowość przeciwną naturze człowieka. Przykłady? Lekceważenie życia – od mordów i czystek etnicznych, po eutanazję i aborcję. Te ostatnie noszą ponadto znamiona zbiorowego samobójstwa całych narodów. Inny przykład to kształt rodziny – od naturalnego związku mężczyzny i kobiety ze wszystkimi znamionami trwałości i służby życiu, po nieformalne związki hetero- bądź też homoseksualne. Oba te obszary dostały się w ręce polityków różnego autoramentu i szczebla. W efekcie etyczne wartościowanie zostało zmarginalizowane.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.