Miszmasz po żydowsku

kgj

|

Gość Opolski 23/2019

publikacja 06.06.2019 00:00

– Chcemy propagować tę kulturę, bo kultura zawsze jest dobrem, łączy, pozwala się zrozumieć – podkreślają organizatorzy.

Anna Riveiro grała na rzadkim dziś instrumencie – lirze korbowej. Anna Riveiro grała na rzadkim dziś instrumencie – lirze korbowej.
Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość

Po raz pierwszy 25 maja w Raciborzu na Zamku Piastowskim odbył się Festiwal Kultury Żydowskiej „Kugel”.

– Od dawna chciałem tu zorganizować taki festiwal, udało się to dzięki wsparciu Urzędu Miasta – tłumaczy organizator Robert Urbanowski. – Nazwaliśmy go „Kugel” – to znaczy miszmasz. To też nazwa potrawy podobnej do polskiego bigosu. Bo mamy tu trochę muzyki aszkenazyjskiej i trochę sefardyjskiej, która przeplatana jest spektaklami. A wcześniej były warsztaty kaligrafii hebrajskiej, ceramiki oraz kuchni żydowskiej w raciborskiej „Migawka Cafe”, gdzie uczestnicy uczyli się robić sefardyjskie sałatki, falafel. Tak się spodobały, że zamiast dwóch godzin trwały pięć.

A choć niepewna pogoda sprawiła, że koncerty i widowiska odbyły się w sali, a nie w plenerze, Anna Riveiro z Marcinem Davidem Królem, wirtuozem skrzypiec, przeniosła słuchaczy w egzotyczny, andaluzyjsko-żydowski świat. Śpiewała w tzw. ladino, czyli mieszaninie języka hiszpańskiego i jidysz, akompaniując sobie na gitarze albo lirze korbowej – starym żydowskim instrumencie. Z kolei duet klezmerski Duo Ruach Dorothei i Bogusława Hegeduessów przywołał obraz żydowskiej diaspory nieco bliższej tym stronom.

Spektakle opowiadały o traumatycznych przeżyciach Żydów w czasie Holocaustu: monodram Oliwii Urbanowskiej pt. „Parasol” to wspomnienia dziewczynki w krakowskim getcie, a „Chłopiec z zapałkami” w wykonaniu Midraszowego Teatru Żydowskiego (i zespołu The Goods z Raciborza) przedstawiał spalenie raciborskiej synagogi i losy Żydów, którzy nawet przeżywszy to, nie wrócili do rzeczywistości, ale żyją w letargu.

– Przyjechaliśmy na ten festiwal z Głubczyc. Byliśmy ciekawi zwłaszcza pieśni sefardyjskich. I rzeczywiście to było ciekawe, wspaniałe przeżycie. A spektakl, choć smutny, był świetnie zagrany, niesamowicie pobudzał wyobraźnię. Warto organizować takie festiwale, bo one zbliżają narody i uczą tolerancji – podkreślają Joanna i Witold Derejowie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.