Radość i wzruszenie na ostatniej prostej

Anna Kwaśnicka Anna Kwaśnicka

publikacja 18.08.2019 21:05

- Pielgrzymka to spotkanie i z Bogiem, i z drugim człowiekiem. Kroczymy wspólnie, jesteśmy w drodze wspólnotą - mówi s. Dorota Wrona, sercanka z Opola.

Radość i wzruszenie na ostatniej prostej Przez ponad godzinę, gdy 2800 pielgrzymów w 22 grupach wchodziło na Jasną Górę, uśmiechy przeplatały się ze łzami wzruszenia. Anna Kwaśnicka /Foto Gość

W poniedziałek 12 sierpnia bp Andrzej Czaja wyprawił w drogę strumień opolski. We wtorek na Górze św. Anny i w piątek w Ciasnej przewodniczył pielgrzymkowej Mszy św., a w sobotę stanął przy figurze Matki Bożej u końca alei prowadzących do sanktuarium. Witał każdą z przychodzących grup i z nią klękał do modlitwy, a także błogosławił wszystkim pątnikom.

- Czuję radość, wdzięczność i wielką nadzieję. Piesze pielgrzymowanie przynosi nam dystans do wielu rzeczy materialnych, pozwala zbliżyć się do Pana Boga. Pielgrzymujemy przede wszystkim po to, by Pana Boga było więcej w naszym życiu. Ale ważne jest również to, że w pielgrzymiej wspólnocie mamy okazję przeżyć piękne oblicze Kościoła, w którym jest równość i braterstwo, w którym buduje się piękne relacje - podkreśla bp Andrzej Czaja.

Grupy przechodziły alejami ze śpiewem na ustach, radością, ale i wzruszeniem doskonale widocznym na twarzach. Z góry z ołtarza polowego każdą z nich witał ks. Marcin Ogiolda, szef opolskiej pielgrzymki. Wymieniał przewodników duchowych każdej z grup, podawał liczbę pątników, a także wiek najstarszego i najmłodszego uczestnika. Najstarszy to 86-letni Antoni Tyszecki z „dwójki” pomarańczowo-czerwonej (Gdy ma się 14 lat do setki).

U celu drogi „dwójka” żółta wypuściła w niebo żółte baloniki, a „piątka” zielona - cały różaniec z baloników. „Szóstka” czerwona weszła przed jasnogórski szczyt z czerwonymi gerberami dla Maryi, a „dwójka” fioletowa już tradycyjnie wniosła cały kosz białych kwiatów. W wielu grupach na czele szły dzieci albo rodzice pchający wózki z pociechami. W „żółtej” jedynce po raz 20. na Jasnej Górze zameldował się Jacek Ryng, który porusza się na wózku i pielgrzymuje dzięki przyjaciołom, ich opiece i wsparciu.

- Gdy doszliśmy na Jasną Górę w moim sercu była przede wszystkim wdzięczność za tę drogę, ale też za to, że intencje, które mi powierzono, i intencje, które niosłam w sercu, mogłam tutaj oddać i być spokojna, że Pan Bóg tym wszystkim się zajmie przez ręce Maryi - mówi s. Dorota Wrona ze Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Pana Jezusa, która pielgrzymowała w „jedynce” zielonej.

- Pielgrzymka była dla mnie czasem napełnienia się słowem Bożym, które w drodze jest głoszone, ale też słowem, które drugi człowiek wypowiada. Pielgrzymka to spotkanie i z Bogiem, i z drugim człowiekiem. Kroczymy wspólnie, jesteśmy w drodze wspólnotą - dopowiada s. Dorota. To była już jej 15. piesza pielgrzymka.

W „trzynastce” srebrnej pielgrzymowały trzy siostry: Karolina, Paulina i Malwina Pudełko z Opola-Bierkowic. Najmłodsza z nich 9-letnia Malwina po raz pierwszy przeszła całą pielgrzymią drogę z Opola na Jasną Górę. - Dała radę, chociaż czasami było ciężko i już nawet do kleryków się uśmiechała, żeby ją podwieźli. Miała też pomysły, żeby zrobić sobie dłuższy postój i iść z kolejną grupą, ale udawało się nam ją przekonywać - opowiada Karolina. - W rodzeństwie tak bywa, że są kłótnie. Tu, w drodze też czasem były zgrzyty, ale dotarłyśmy razem do celu i to jest najważniejsze - przyznaje.

- Łzy popłynęły. Byłam bardzo wzruszona, gdy udało się dojść. Niosłam w drodze intencje mojej rodziny. Ponoć są ludzie, którzy idą raz i więcej na pielgrzymkę nie wracają. I są tacy, którzy - jak raz pójdą - to już nie potrafią przestać. Matka Boża zaprasza nas do siebie i nie ma wyjścia, trzeba pójść - mówi Maria z Kędzierzyna-Koźla. Na Jasną Górę przyszła po raz 12. - Choć zawsze idziemy tyle samo dni, to w tym roku mam poczucie, że pielgrzymka była za krótka, że bardzo szybko minęła. Pęcherze się pojawiły, ale dało się z nimi iść. Nie były przeszkodą - zapewnia.

- Nie zawsze piękne doświadczenie pielgrzymki udaje się przenieść w codzienność. Nie zawsze po powrocie do domów korzysta się z tych darów, które tu otrzymujemy. I chyba właśnie po to za rok idzie się kolejny raz - mówi pani Maria.

- Przeszczepiajmy do codzienności to, co dzieje się na pielgrzymce. Na pielgrzymce zostawiam na boku wiele drugorzędnych spraw, tak i w życiu codziennym muszę mieć dystans do tego, co drugorzędne. Najważniejsze jest życie na chwałę Bożą, życie we wzajemnej miłości i zgodzie, a nie to, by stawiać zawsze na swoim - podkreśla bp Andrzej Czaja. - W codzienności wzmacniajmy się tym, co jest na pielgrzymce: słowem Bożym, Eucharystią i wychodzeniem naprzeciw drugiemu człowiekowi - dopowiada ordynariusz.