Każda trudność kiedyś się skończy

Karina Grytz-Jurkowska Karina Grytz-Jurkowska

publikacja 26.04.2020 15:10

Tak podsumowuje obecną sytuację ks. Zygmunt Piontek, jeden z opolskich misjonarzy. I opowiada o posłudze w czasie pandemii.

Każda trudność kiedyś się skończy   W ostatnią niedzielę kwietnia kierowcy w Polsce dziękują św. Krzysztofowi, swojemu patronowi za opiekę. Zbierane są też fundusze na zakup środków transportu dla misjonarzy, którzy dzięki temu mogą łatwiej dotrzeć do krańców parafii z posługą. Archiwum ks. Z.Piontka

Miejsce, gdzie w Togo posługuje ks. Zygmunt Piontek, to młoda parafia podmiejska, ok. 10 km od dużego miasta Kara w diecezji Kara. Parafia ta, pod wezwaniem św. Aniołów Stróżów, została utworzona w 2009 roku. Misjonarz z Suchej jest tam pierwszym proboszczem.

- To typowo wiejska, rolnicza okolica. Chociaż tak blisko miasta, prąd jest zaledwie od 5 lat i to tylko w części jednej wioski. Pierwsze 8 lat radziłem sobie bez elektryczności. Parafia zajmuje obszar średniej polskiej gminy czy dekanatu, mam też 10 stacji dojazdowych. Jest parę małych ośrodków podstawowej opieki medycznej. Należą do państwa, ale z jednym z nich prowadzę współpracę i udało się nawet stworzyć małe laboratorium analityczne - opowiada o niej ks. Piontek.

Każda trudność kiedyś się skończy   Wielkanocną Mszę św. ks. Zygmunt też odprawił bez udziału wiernych. Archiwum ks. Z.Piontka

Także tam swoje piętno odciska teraz pandemia, choć według oficjalnych danych nie rozwija się zbyt mocno. Od 18 marca zostały zamknięte granice, w stolicy została wprowadzona godzina policyjna, są zamknięte szkoły, kościoły i meczety, jest zakaz przemieszczania się bez specjalnego pozwolenia między prefekturami, zalecane jest noszenie maseczek i ograniczanie kontaktów.

- Wprowadzenie zakazu całkowitego wychodzenia z domu wzorem Europy jest nierealne. Ludzie żyją z dnia na dzień, nie każdy ma dostęp do bieżącej wody, a na wsi własna studnia jest luksusem. No i Afrykańczycy nie są skłonni do skrupulatnego przestrzegania jakichkolwiek zasad - wymienia misjonarz.

Na początku pandemii, kiedy pojawiły się „loty do domu”, także misjonarze dostali propozycję ewakuacji. - Ale nie słyszałem o żadnym, który by z tego skorzystał. Myśmy tu nie przylecieli na wczasy. Niewiele obecnie mogę zrobić, tylko być i modlić się cierpliwie za moich parafian. Wiem, że bardzo cenią to, że zostałem i po prostu jestem. Czasami ktoś zadzwoni z odległej wioski, żeby mi powiedzieć „courage mon pêre”, czyli odwagi, cierpliwości - opowiada z pogodą ducha.

Każda trudność kiedyś się skończy   I Komunia św. w tym roku też odbędzie się z opóźnieniem. Archiwum ks. Z.Piontka

Mimo to na wsi czuje się bezpiecznie. Zresztą mieszkańcy są bardziej „oswojeni” z nagłymi i śmiertelnymi chorobami: - Trudno znaleźć rodzinę, która nie straciła dziecka albo kogoś bliskiego po krótkiej i gwałtownej chorobie. Ja sam, ilekroć mam malarię, chociaż obecnie rzadko i zazwyczaj łagodnie ją przechodzę, mam świadomość, że to choroba poważna i śmiertelna. Nawet jak jadę na urlop do kraju, to zawsze z zapasem leków. Cały czas żyjemy w jakimś zagrożeniu, choćby takim, jak wąż w kurniku. Trzeba być czujnym - pokazuje.

Inne są też realia życia, przez co obecnych ograniczeń się tak nie odczuwa. Supermarketów, kina, parków, fryzjera nie ma, a w swoim gospodarstwie wiele robi się samemu. Zakupy zawsze robione są z zapasem, na parę miesięcy, a jak czegoś nie uda się kupić, to trudno.

- Jesteśmy tu przyzwyczajeni, że czegoś ciągle brakuje i trzeba sobie jakoś poradzić. I wiemy, że każda trudność kiedyś się skończy. Trzeba prostu poczekać, a czas czekania zawsze można dobrze wykorzystać. Zresztą im się więcej posiada, tym jest więcej do zabrania. My zbyt wiele nie mamy, to trudniej nam odebrać - mówi ks. Piontek. - Sytuacja jest trudna, ale niezależna ode mnie, cóż mogę zrobić? Tylko powiedzieć Panu Jezusowi, żeby się sam tym zajął - dodaje.

Każda trudność kiedyś się skończy   To twaróg własnej produkcji, bardzo smaczny. To akurat robię już od paru lat, tak że to nie skutek kwarantanny. Jest zrobiony ze zwykłego krowiego mleka, a nie kozy, słonia czy wielbłąda. Ludzie na wiosce nie hodują krów, ale zajmuje się tym plemię nomadów, a więc ludu wędrownego - opisuje ks. Zygmunt. Archiwum ks. Z.Piontka

Dla niego i jego parafian tegoroczne święta Wielkanocne i obecny czas były trudne.

- To u nas zawsze radosny czas, powiązany z chrztem dorosłych. Tym razem Mszę św. odprawiłem sam jeden, kościół zamknięty. Chrzty i I Komunię św. przełożyłem na nasz odpust parafialny na pierwszą niedzielę października. W filiach, gdzie w czasie pory deszczowej, z powodu braku dróg i tak nie mogłem dojechać przez wiele miesięcy, obecna sytuacja to nic nowego - pokazuje. Tymczasem na swoim profilu facebookowym dzieli się nowymi umiejętnościami, jak samodzielny wypiek chleba, ciasta czy wyrób twarogu.

A że przez ograniczoną możliwość posługi ma więcej czasu i dostęp do internetu, częściej też zamieszcza na Facebooku „Refleksje wiejskiego proboszcza”. To ciekawa perspektywa między Europą a resztą świata.