Wyjdziesz za mnie?

Anna Kwaśnicka

|

Gość Opolski 28/2020

publikacja 09.07.2020 00:00

O odkrywaniu powołania, ślubie czystości i pocieszaniu Pana Jezusa opowiada Małgorzata Nocoń, najmłodsza dziewica konsekrowana w Kościele opolskim.

Małgorzata Nocoń OV. Małgorzata Nocoń OV.
Anna Kwaśnicka /Foto Gość

Anna Kwaśnicka: W uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa przyjęłaś dar konsekracji. Co zmieniło się w Twoim życiu?

Małgorzata Nocoń OV: Poza obrączką na moim palcu, oficjalnie w dniu konsekracji wręczoną, zewnętrznie nie zmieniło się nic. Ale to, co się wydarzyło, to pogłębienie mojej oblubieńczej więzi z Panem, zapoczątkowanej pierwszym czasowym ślubem czystości, który złożyłam trzy lata temu. Ślub czystości jest moją odpowiedzią na Bożą miłość, a dar konsekracji jest odpowiedzią Pana Jezusa na moje oddanie się Jemu.

Ta odpowiedź Pana jest nieskończenie większa od tego, co ja Jemu daję. Na pamiątkowym obrazku z tej uroczystości zamieściłam słowa z Psalmu 132: „To jest miejsce Mego odpoczynku na wieki. Tu będę mieszkał, bo tego pragnąłem dla siebie”. Chcę, żeby moje serce było dla Pana Jezusa miejscem odpoczynku, żeby w moim sercu zawsze było Mu dobrze. Chcę, żeby jak najwięcej ludzi Go poznało i pokochało. Chcę, żeby Miłość była kochana. Choć składam ofiarę z życia małżeńskiego i posiadania swoich dzieci, to Pan Jezus uzdalnia mnie do tego, żebym kochała każdego człowieka, żebym dla każdego pragnęła zbawienia i szczęścia wiecznego.

Powołanie odkryłaś w bardzo młodym wieku. Jak to się stało?

Naturalnym powołaniem zdecydowanej większości osób jest życie rodzinne i tak też było u mnie. Przez pierwsze 16 lat oczywistym dla mnie było to, że zostanę żoną i matką piątki dzieci. Taka była moja wizja życia. Jestem najstarsza z piątki rodzeństwa. W domu miałam dobry wzorzec kochających, wierzących rodziców. Pojawiające się myśli o życiu w samotności, których początkowo nie potrafiłam zrozumieć, były zaskakujące dla mnie samej. Nie rozumiałam, po co żyć w samotności dla samej samotności. Do mężczyzn nie miałam żadnych obiekcji, dzieci uwielbiam i rozpływam się na sam ich widok. A mimo to te myśli powracały i zaczęły mi się jawić jako Boże wezwanie, jako cichutki głos płynący z głębi serca. Stąd szukałam powodu, dla którego miałabym podjąć życie w samotności. Uchwycenie tych myśli było możliwe, bo od 10. roku życia jeździłam do sióstr w Leśnicy na różne skupienia i rekolekcje. W odkrywaniu powołania takie momenty wyciszenia są bardzo ważne.

Jak znalazłaś powód wybrania życia w samotności?

Dokładnie pamiętam dzień. To było 1 lutego 2012 roku. Byłam w domu i przyszło mi na myśl hasło: dziewica konsekrowana. Wcześniej czytałam nieduży artykuł, w którym wymieniona była ta nazwa, ale wtedy mnie nie poruszyła. Tym razem zaczęłam szukać w internecie. Znalazłam podstawowe informacje o tej formie życia, a także pojedyncze zdjęcia z konsekracji. Im więcej czytałam, tym moje serce szybciej biło. Zrozumiałam, że właśnie to nada sens życiu w samotności. Z jednej strony nie będę żyła we wspólnocie, ale indywidualnie. A z drugiej strony, nie będę sama, bo będę w oblubieńczej więzi z Panem. Prosiłam Pana Jezusa o znak, że właśnie do tego mnie powołuje. I pierwszy znak otrzymałam nazajutrz, bo 2 lutego był przecież Dzień Życia Konsekrowanego, a w liście na tę okazję była informacja o dziewicach konsekrowanych.

Otrzymałaś też inne znaki?

Tak. Któregoś dnia poprosiłam Pana Jezusa o znak, a kiedy przyszłam do zakrystii przećwiczyć czytanie, bo jestem lektorką w parafii katedralnej, to ku mojemu zaskoczeniu trafiłam na słowa z 2. rozdziału Księgi Proroka Ozeasza: „Poślubię cię sobie na wieki (…)”. Najpierw miałam łzy w oczach, a kiedy czytałam ten fragment na Mszy św., to uśmiech nie schodził mi z twarzy. To były słowa dla mnie na ten konkretny dzień.

Nim rodzi się miłość, pojawia się zakochanie. Zakochałaś się?

Najpierw zachwyciłam się samą formą życia w stanie dziewic konsekrowanych, ale w kolejnych miesiącach doświadczyłam autentycznego zakochania się w Panu Jezusie, zachwycenia się Nim. To uczucie zachwytu pojawiło się we mnie w czerwcu 2012 r. podczas ado- racji u sióstr w Leśnicy. Było to podobne zakochaniu, jakie znałam ze swojego nastoletniego doświadczenia. Chociaż do 18. roku życia nikt nie traktował poważnie moich zamiarów zostania dziewicą konsekrowaną, to widzę, że Pan Jezus mnie poprowadził. Tydzień przed osiemnastką po raz pierwszy spotkałam się z ks. Hubertem Sklorzem, formatorem dziewic i wdów konsekrowanych. Otrzymałam różne materiały do poczytania i usłyszałam, żebym się nie spieszyła z decyzją. Z kolei u księdza biskupa byłam po raz pierwszy we wrześniu 2014 r., kiedy miałam 19 lat. Poprosiłam go, by wraz z rozpoczęciem studiów pozwolił mi rozpocząć formację do stanu dziewic konsekrowanych. Biskup znał mnie z katedry, gdzie służyłam przy ołtarzu, zaufał mi i zgodził się. Przez pierwszy rok byłam na spotkaniach formacyjnych raz na kwartał, a w kolejnych latach już co miesiąc. Dodam, że na tej mojej drodze przygotowania ogromną rolę odegrał też ks. Andrzej Demitrów, który został moim spowiednikiem, wspierał mnie i poprowadził.

Miałaś momenty zawahania?

Nie miałam. To również dlatego, że malutkich znaków, które otrzymywałam, kiedy o nie prosiłam, było na tyle dużo, że umacniały moją pewność. Choćby cudowna i urocza sytuacja w moje 20. urodziny. Powiedziałam wtedy Panu Jezusowi, że kupię napój Tymbarka i jeśli chce mi coś szczególnego powiedzieć, to niech to będzie zapisane na kapselku. Kiedy wyszłam ze sklepu i patrząc na katedrę, otworzyłam napój, przeczytałam słowa: „Wyjdziesz za mnie?”. Łzy popłynęły mi ciurkiem. Opowiedziałam o wszystkim mamie, która towarzyszyła mi od pierwszych myśli o życiu w samotności, i ona też się wzruszyła. Natomiast znak dający mi ewidentną pewność otrzymałam na II tygodniu ćwiczeń ignacjańskich u sióstr zawierzanek. Te rekolekcje kończą się ćwiczeniem duchowym, dotyczącym wyboru drogi życiowej, jeśli się jej wcześniej nie podjęło. Jako że wybór Oblubieńca był dla mnie oczywisty, to zestawiłam w tym ćwiczeniu życie zakonne i dziewictwo konsekrowane. Byłam gotowa, że jeśli to miałoby być życie zakonne, dla Pana Jezusa jestem gotowa je wybrać. Pan pokazał mi wyraźnie, że powołuje mnie do dziewictwa konsekrowanego. I od tamtego momentu po prostu już wiedziałam.

Pierwszy ślub złożyłaś 10 września 2017 r. Jak przeżyłaś tamto wydarzenie?

Zgodę na złożenie ślubu dostałam w marcu 2017 r., a składałam go wspólnie z dwiema innymi kandydatkami. To był dla mnie czas, który, mówiąc językiem sióstr zawierzanek, nazywam czasem paschalnym. W moim życiu było dużo trudu i smutku, płynącego z tego, co złego dostrzegałam w Kościele i w swoim bliższym otoczeniu. Bardzo mnie to raniło i smuciło, ale dzięki temu, że te trudności przeżywałam razem z Panem Jezusem, rodziły dużo dobra. Nie miałam poczucia zgorszenia, ale pragnienie współczucia i pocieszenia Pana Jezusa, bo On jest tym najbardziej pokrzywdzonym. Bliska jest mi duchowość św. Franciszka Marto z Fatimy, który pocieszał Pana Jezusa. W moim życiu takie spojrzenie jest owocem kierownictwa duchowego. To pozwoliło mi trudne sytuacje przeżywać z Panem, w cichości serca, w duchu wynagradzania. Kiedy składałam ślub czystości, miałam ogromny pokój serca. Wiedziałam, że Pan Jezus mnie powołuje, a Kościół rozeznał. Choć składałam ten pierwszy ślub na trzy lata, to nie traktowałam go jako ślubu składanego na próbę. W moim sercu to była decyzja na zawsze.

I przyszedł dzień, że w białej ślubnej sukience, w welonie i wianku stanęłaś przed ołtarzem…

To był piękny dzień. I mimo poprzedzających Mszę św. różnych zewnętrznych zmian wynikających z pandemii czy przekładania terminów prób w moim sercu było bardzo spokojnie. Miałam w sobie radość i wdzięczność. Tę wdzięczność miałam i dla Boga, i dla ludzi. Myślę, że ten dzień z jednej strony podsumował to, co dotychczas wydarzyło się w mojej więzi z Panem Jezusem i Kościołem, a z drugiej strony rozpoczął tzw. szarą codzienność, która z takim Oblubieńcem szara na pewno nie będzie, bo jest uświęcona nieustanną Bożą obecnością. Świadomość, że Pan jest zawsze ze mną, jest pokrzepiająca.

Podczas uroczystości konsekracji bp Andrzej Czaja mówił, że miłość do Pana Jezusa trzeba mieć bardziej w sercu niż na koszulce…

Był taki etap w moim życiu, że z radości odkrycia powołania nosiłam koszulkę z napisem „Sponsa Christi”, czyli „Oblubienica Chrystusa”. Nie wynikało to ze szpanu czy poczucia wyższości, ale bardziej z rozradowania się i chęci dawania świadectwa. W pewnym momencie ksiądz biskup słusznie zauważył, że forma życia, którą wybieram, cechuje się tym, że jest ukryta. Zgadzam się z tym.

Dlaczego wybrałaś studia z psychologii? Nie chciałaś wybrać teologii?

Nie ciągnęło mnie na studia teologiczne. Wiedziałam, że teologię i tak będę zgłębiać, ale niekonieczne potrzebuję potwierdzenia w postaci dyplomu. Chciałam pracować jako psycholog, stąd właśnie te studia wybrałam. Natomiast na zajęcia na Wydziale Teologicznym chodziłam jako wolny słuchacz, m.in. na zajęcia o Biblii prowadzone przez ks. Andrzeja Demitrowa, czy na wykłady z pneumatologii i eklezjologii prowadzone przez bp. Andrzeja Czaję. Po latach nauki w katolickim gimnazjum i liceum, kiedy poszłam na świecką uczelnię, nie ukrywam, że brakowało mi katechezy. Chciałam pracować z ludźmi, pomagać im w kontekście ich emocji i zachowań. Tak się już dzieje, bo jestem psychologiem w Centrum Rehabilitacji dla Dzieci. W ubiegłym roku rozpoczęłam też 2-letnie studia podyplomowe z kierownictwa duchowego na UKSW w Warszawie. Mam świadomość, że psychologia nie jest w stanie wszystkiego uchwycić. Często człowieka trzeba po prostu otworzyć na życie z Bogiem, na Jego łaskę, bo On jest uzdrowicielem. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale na dziś to właśnie ku kierownictwu duchowemu chcę się formować. anna.kwasnicka@gosc.pl


Małgorzata Nocoń Pochodzi z Opola, ma 25 lat. Ukończyła psychologię na Uniwersytecie Opolskim, pracuje w Centrum Rehabilitacji dla Dzieci Caritas Diecezji Opolskiej. 19 czerwca br. została konsekrowana przez bp. Andrzeja Czaję.

Dostępne jest 5% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.