Nie dotarliśmy pieszo na Jasną Górę, ale pielgrzymowaliśmy całkiem sporo

Maria

publikacja 26.08.2020 08:11

Pani Maria z Kędzierzyna-Koźla w liście nadesłanym do redakcji dzieli się tym, jak przeżywała 44. Pieszą Pielgrzymkę Opolską.

Nie dotarliśmy pieszo na Jasną Górę, ale pielgrzymowaliśmy całkiem sporo W sztafecie pielgrzymkowej na Jasną Górę reprezentacja dwójki żółtej wędrowała we wtorek z Kędzierzyna-Koźla na Górę św. Anny. Anna Kwaśnicka /Foto Gość

Tegoroczna pielgrzymka na Jasną Górę określana jest jako duchowa. Niezupełnie się z tym zgadzam, gdyż dla szeregu wiernych uczestniczących we Mszach św. i nabożeństwach miała ona wymiar jak najbardziej fizyczny. Fakt, nie dotarliśmy pieszo na Jasną Górę, ale pielgrzymowaliśmy całkiem sporo. Co prawda, nie na nogach, ale licznik samochodu przekroczył setkę kilometrów.

Tak po kolei... W poniedziałek, kiedy zwykle zbieraliśmy się na placu przed kościołem pw. św Mikołaja w Kędzierzynie-Koźlu, aby nadać bagaże i zobaczyć, kto ze starych znajomych wybiera się na pielgrzymkowy szlak, w tym roku zebraliśmy się na Eucharystii z kazaniem pielgrzymkowym w kościele pw. Ducha Świętego i NMP Matki Kościoła na Piastach. Po Mszy św. ku czci św. Jacka z zapalonymi świecami odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski. Spotkaliśmy tam wielu pielgrzymów z lat ubiegłych, którzy w tym roku ze względu na ograniczenia wiekowe nie mogli iść pieszo. Uściski i buziaki na powitanie musiały zostać zastąpione serdecznym uśmiechem.

Wtorek... To w ten dzień następował początek naszej pielgrzymki z kozielskiego rynku. Grupa szła do Świętej Anny. Cóż, wsiadłam do samochodu i z trójką pielgrzymów dojechaliśmy na Górę św. Anny. Tam, w bazylice (szkoda, że nie w grocie lurdzkiej, gdyż wiernych było sporo) uczestniczyliśmy w Eucharystii. Po Mszy św. mieliśmy w planie udać się pod ołtarz papieski, ale zaskoczyła nas ulewa, więc zawróciliśmy do bazyliki i tam odmówiliśmy koronkę do Bożego Miłosierdzia.

Pamiętając o gościnnym przyjęciu na nocleg w latach ubiegłych, odwiedziliśmy mieszkającą w pobliskiej wiosce panią Różę. Przy dobrej kawie porozmawialiśmy o tym, co wydarzyło się w przeciągu roku i wróciliśmy do domu.

Środa to trudny dzień dla pieszej pielgrzymki, gdyż trzeba było dojść do Zawadzkiego. Wspominałam w ciągu dnia miejsca, przez które przechodziliśmy, gospodarzy częstujących nas śniadaniem, Mszę w kościele w Strzelcach Opolskich, gdzie często w czasie kazania głowa tak jakoś sama opadała i trzeba się było pilnować. A potem długą trasę do Zawadzkiego i wieczorne nabożeństwo w kościele.

Tym razem zmieniliśmy kierunek pielgrzymki i pojechaliśmy wieczorem do Studzionki za Ujazdem. Tam w kościele pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny uczestniczyliśmy we Mszy św. z kazaniem pielgrzymkowym wygłoszonym przez ks. Daniela Leśniaka, a później w adoracji Najświętszego Sakramentu. Uroczystość uświetnił zespół muzyczny z szóstki pomarańczowej. Mieliśmy też okazję zapoznać się z historią powstania kościoła w Studzionce, przedstawioną przez ks. prałata Wernera Szygulę. Dla mnie to było nowe, piękne przeżycie.

Czwartek w minionych latach przynosił wyjście z Zawadzkiego o 5.30 i trasę do Zborowskiego. Też sporo drogi, bo ponad 30 km. W tym roku było znacznie krócej. Msza św. wieczorna odbyła się w kościele św. Mikołaja w Kędzierzynie, a po Eucharystii, odmawiając modlitwę różańcową z zapalonymi świecami, przeszliśmy dookoła kościoła i na zakończenie, jak co dzień, odbył się Apel Jasnogórski.

Piątek to zwykle trasa ze Zborowskiego do Kaleja, w dużej mierze na terenach, gdzie słońce nas dogrzewało, a nogi po kilku dniach już nie miały tyle sił, co we wtorek. W tym roku spotkaliśmy się na Eucharystii w kościele św. Eugeniusza de Mazenod, a po Mszy św. uczestniczyliśmy w Drodze Krzyżowej, modląc się i rozważając teksty czytane przed każdą stacją Męki Pańskiej.

Sobota, tradycyjnie ostatni dzień pielgrzymki z Kaleja do Częstochowy, to krótki etap, bo liczący tylko 15 km. Wtedy pątnicy ubierali się odświętnie i z żółtymi balonikami, ze śpiewem na ustach, z nowymi siłami, które nie wiem skąd się brały, ale się brały, docierali przed ołtarz Czarnej Madonny. Teraz pojechaliśmy do Koźla do kościoła pod wezwaniem św. Zygmunta i Jadwigi. Tam wzięliśmy udział we Mszy. św z homilią. Po niej odbyło się nabożeństwo maryjne z rozważaniami wygłoszonymi przez egzorcystę ks. Wojciecha Draba.

W kościele kozielskim znajduje się obraz Matki Bożej z Koźla i w tym roku obchodzone jest 600. rocznica jego powstania.

Do tej pory, przychodząc do Częstochowy przed obraz Matki Bożej, zawsze uważałam, że czas, jaki grupa mogła spędzić przed jej obliczem, jest za krótki. Szliśmy 5 dni, niektóre pielgrzymki o wiele dłużej, a w kaplicy mogliśmy się modlić przez parę minut, bo kolejna grupa czekała. W tym roku nie było tego ograniczenia. Przed pięknym obliczem Matki Bożej z Koźla w Eucharystii i nabożeństwie uczestniczyliśmy 3,5 godziny.

Bóg zapłać ks. Robertowi Sadlakowi i wszystkim, którzy umożliwili nam przeżycie pielgrzymki w taki sposób. Codziennie wspólnie uczestniczyliśmy w Eucharystii, modliliśmy się za wstawiennictwem Matki Bożej, śpiewaliśmy pieśni pod przewodnictwem niestrudzonej siostry Marty i do wtóru jej gitary. Odwiedziliśmy sąsiednie parafie, spotkaliśmy się z wieloma pielgrzymami, którzy corocznie udawali się do Częstochowy. Mieliśmy też kontakt telefoniczny (i nie tylko) z gospodarzami, którzy przyjmowali nas w poprzednich latach na nocleg i częstowali czym chata bogata.

Stąd moje przekonanie, że ta nietypowa tegoroczna sierpniowa droga do Maryi była rzeczywistą pielgrzymką: w grupie wiernych, codziennie w innej parafii, przed innym wizerunkiem, ale zawsze modliliśmy się do Niej i jej Syna.

Mimo to chciałabym, aby w przyszłym roku dane nam było na nogach dojść na Jasną Górę. Daj Boże.

Maria